16

14.2K 422 39
                                    

-Max... To ja Mandy. Jak sie czujesz?Pamietasz co mi powiedziales przed wyścigiem? Obiecales, ze pojedziesz ostrożnie. OBIECALES KURWA! Nie dotrzymales obietnicy... Czemu mi to zrobiles?! Ty nic nie rozumiesz. Ty nie jestes świadomy tego ze nie chce cie stracić, ze jesteś dla mnie bardzo ważny. - Powiedzialam szlochajac...

Patrzę na niego. Nie wytrzylalam. Nie wytrzymalam myśli ze mogę go stracić. Wybieglam z sali, a potem szpitala. Jestem w parku i zaczęłam beczec jak male dziecko. Zauwazylam ze ktoś siada obok mnie. Gdy obrozcilam głowę zobaczylam ze był to Mike. Przytulil mnie i powiedział.

- Kochasz go.- odpowiedziala mu cisza- Wiedzialem. - spojrzał na mnie- Nie płacz bejbe. Będzie dobrze...

-NIE MOW TAK!- krzyknelam- NIE BEDZIE DOBRZE, NIE WIESZ JAK BEDZIE WIEC SIE NIE WYPOWIADAJ I NIE ROB BEZSENNSOWNEJ NADZIEI!- odepchnelam go.

-Przepraszam- spuścił głowę- chciałem cie pocieszyć.- źle zrobilam ze się na niego wydarlam....

-Nie, nie przepraszaj jest okey. Chciałeś dobrze.- wymusilam uśmiech.

- Chodź wracajmy do niego.

Jesteśmy w powrotem w szpitalu. Mike powiedział mi żebym szła do gabinetu lekarskiego i spytała się co jest Maxowi bo on nie może bo nie jest spokrewniony.

-Dzień dobry- zapukalam otworzylam i weszlam mówiąc.

- Witam ponownie. W czym moge pani pomoc?

-Em... Tak najpierw to chciałam przeprosić za moje zachowanie ale jest mi ciężko i emocje mnie poniosly
- tlumaczylam się

- Nic nie szkodzi, zroumie panią. Czy pani tylko w tej sprawie bo nie chce pani wypraszac ale mam pacjetow którymi muszę się zająć...

- Nie!- przerwalam mu- Znaczy. Mam jeszcze pytanie co się z nim dzieje. Kiedy odzyska przytomność itd.?

-Emm. Aktualnie jest w śpiączce.- serio? Nie wiedziałam?! przewrocilam oczami- Ma złamana lewa nogę i rękę. Powinien się wybudzic po ok. 2 tygodni. Miał lekkie problemy z mózgiem ale to opanowalismy. Ewentualnie jak się wybudzi może nie pamietac wydarzeń sprzed tygodnia ale to nie musi się zdarzyć bo wstrząsu nie było. Ty chyba tyle...

-Dziękuje panu bardzo. A teraz nie przeszkadzam. Do zobaczenia.

Po wyjściu od razu powiedzialam Mikowi wszystko co wiem. I skierowalismy się razem do sali gdzie leżał Max.

Tydzień później:
Jestem cały czas w szpitalu jeżdże tylko do domu żeby się umyc przebrac i cos zjeść. Na następny dzień po wypadku napisalam wszystko Ashley. Ona i Mike przyjezdzaja tu codziennie po szkole. Ja ją olalam, ważniejszy jest Max niż jakas zjebana szkoła. Wczoraj byli tu Lukas i Brad. Siedze przy łóżku szpitalnym, trzymam go za rękę i patrzę na jego twarz. I tak mijają kolejne dni.


Tydzień później:

2 tygodnie minęły. Rozmawialam z lekarzem, który powiedział ze jego organizm powinien sie juz wybudzic. Siedze i trzymam jego rękę. Nagle slysze pipniecie które się ciągnie. Patrze na komputer a na nim widzę prosta kreskę. Odrazu sie podnioslam z krzesla. Do sali wbiega lekarz.

-Proszę stad wyjsc- mówi do mnie ale ja dalej stoję i patrzę się na to co się właśnie dzieje.- Siostro zabierz panią stad.- zwrócił się do pielęgniarki. A ta mnie lekko objęła i wyprowadzila z sali.

- Proszę pania. Musi tu pani zostać, dobrze?-Ja machnelam głową na tak.- przyniose pani wody.- i poszła.

Nie, nie mogę w to i uwierzyć. To się nie dzieje naprawdę! Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Nagle z sali wybiega lekarz a ja ruszam dupe i podchodze do niego.

- Panie doktorze co się stało?- powiedzialam szlochajac- Niech mi pan powie ze on żyje, blagam. Nie mogę go stracić rozumie pan? On nie może mnie zostawić...

- Proszę pania, musi pani być dobrej myśli. Uratowalismy go ale nie jest wykluczone ze się taka sytuacja albo powtórzy albo chłopak się ocknie. To juz zależy od niego i my nic nie możemy zrobić. A teraz panią przeprosze bo muszę iść.- juz chciał odchodzić ale ja go zatrzymalam.

-A-a moge ta-am wejść?- spytalam z nadzieja a on kiwnal głową na Tak.

Wrócił Moj WrógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz