Zaczęła powoli otwierać oczy. Co chwila próbowała otworzyć swoje powieki na dobre, jednak przez ostre światło, jakie padało prosto na jej twarz, było to o wiele trudniejsze. W końcu, kiedy jej się udało, pierwsze co zobaczyła, to zbyt dobrze znana jej twarz. Oliwka patrzyła na nią z góry z miną, która mówiła jedno: ,,Wreszcie się obudziła!"
Pomrugała parę razy, aby przyzwyczaić się do ostrego światła. Nie wiedziała skąd się ono wzięło, nie wiedziała gdzie jest i dlaczego czuje się obolała. Zupełnie jakby na chwilę kompletnie straciła pamięć. Jedyne co pamiętała to Oliwkę. I jak na razie, tylko to. Reszta jakby wyparowała.
- G-gdzie ja jestem? - zapytała lekko schrypniętym głosem.
- W Fundacji... Nie pamiętasz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie jej przyjaciółka.
Luiza na chwilę zamknęła oczy by pozbierać wszystkie myśli. Po krótkim czasie, wszystko powróciło. Przypomniała sobie co i jak. Otworzyła oczy na nowo i spojrzała na Oliwkę.
- Czy ja to naprawdę zrobiłam? Naprawdę oddałam swój szpik? - dopytywała jakby to wszystko, co właśnie zrobiła, było zwykłym snem.
Oliwka uśmiechnęła się lekko i pogłaskała wierzch jej dłoni.
- Tak Luizka, naprawdę to zrobiłaś.
Dziewczyna znowu na moment straciła kontakt z rzeczywistością. Było jej słabo, a jeszcze miała obolałe niektóre miejsca i bardzo jej to przeszkadzało. Ale z drugiej strony pocieszała się myślą, że udało jej się komuś pomóc. A przynajmniej miała taką nadzieję, jeszcze nie wiadomo czy nie było za późno.
Drzwi do sali, gdzie leżała Luiza, otworzyły się. Do środka weszła kobieta w białym kitlu i z teczką wypełnioną jakimiś dokumentami. Była to doktor Solska. Uśmiechnęła się do dziewczyn i podeszła bliżej łóżka swojej pacjentki. Sprawdziła jej kroplówkę, a następnie spojrzała na samą Luizę. Schyliła się trochę do niej i pogłaskała ją po włosach.
- Jak się czujesz skarbie? - zapytała ją delikatnym głosem.
- Nie jest źle... Bolą mnie niektóre części ciała i jest mi trochę słabo, ale oprócz tego, wszystko jest w porządku. Najważniejsze, że jest już po wszystkim i mogę komuś dzięki temu pomóc.
- Chyba zdajesz sobie sprawę, jak niezwykły gest wykonałaś. Byłaś bardzo dzielna podczas zabiegu i wszystko poszło pomyślnie. Musisz teraz tylko nabrać sił i wszystko będzie jak dawniej. Poleżysz w klinice u nas tak z trzy dni, abyś odpoczęła. Po powrocie do domu też najlepiej będzie, jeśli przez tydzień poleżysz i wypoczniesz.
Luiza skrzywiła się trochę na te ostatnie słowa. Leżenie przez cały tydzień jakoś do niej nie przemawiało. Zawsze była aktywna fizycznie, nigdy jakoś nie lubiła leżeć całymi dniami do góry brzuchem. Została tak wychowana, że zawsze musiała być w ruchu. Przynajmniej dzięki temu nie jest leniem i poradzi sobie w każdej sytuacji.
- Czy to leżenie przez tydzień jest konieczne? Muszę pomagać dziadkom w kawiarni. I jeszcze oprócz tego mam jeszcze inne zajęcia. Nie mogę tak leżeć i nic nie robić, to nie jest w moim stylu - powiedziała lekko oburzona.
- Luiza, w kawiarni to ja cię mogę zastąpić, a do szefów z innych twoich prac zadzwonisz i poinformujesz co i jak i weźmiesz tydzień wolnego. Tutaj chodzi o twoje zdrowie. Musisz odpocząć. To tylko tydzień - powiedziała jej Oliwia, która w tym momencie zaczęła się denerwować o stan zdrowia przyjaciółki.
- Twoja przyjaciółka ma rację Luizo, musisz wypocząć. Wystarczy tydzień, to nic wielkiego. Nie musisz tylko leżeć, możesz robić sobie jakieś niedługie spacery, ale nie przemęczaj się za bardzo.
Luiza tylko westchnęła i musiała pogodzić się ze swoim losem. Nie miała niestety innego wyjścia. Skoro tak jej zalecono, tak też musiała zrobić. Spojrzała przez okno, a jej oczom ukazał się mały ptaszek, który właśnie usiadł na parapecie. Kiedy wykonywał niewielkie kroczki, było widać, że kuleje. Dziewczyna zrobiła skupioną minę i pomyślała sobie w tym momencie, że właśnie wygląda jak ten ptak. Niby zdrowa, a jednak kulawa. Zdrowie jest najważniejsze, więc przystosuje się do zaleceń doktorki. Wróciła wzrokiem z powrotem na Oliwkę i powiedziała jej:
- Oliwia, jedź proszę po moich dziadków. Oni o niczym nawet nie wiedzą i pewnie się denerwują tym, że mnie nie ma w kawiarni, bo teraz jest moja zmiana, a nawet nie odbieram od nich telefonów. Jeśli znajdą czas, to przywieź ich tutaj, jeśli jednak nie, powiedz im o wszystkim, a ja kiedy indziej im wszystko wyjaśnię na spokojnie. Dobrze?
- Oczywiście Luizo, już jadę.
Oliwia szybko wyszła z sali i udała się na parking, aby pojechać do kawiarni dziadków Luizy i o wszystkim ich poinformować. Musiała się pospieszyć, bo zdawała sobie doskonalę sprawę, że się martwią o jedyną wnuczkę, która jest dla nich całym światem...
*******************************************************
- Tae, wracaj do hotelu, teraz moja zmiana. Ty już ledwo żyjesz - powiedział Jin, kiedy zastał przysypiającego na krześle przyjaciela.
Cały zespół martwił się o swojego lidera i nie odstępowali go na krok. Robili zmiany, każdy siedział przy nim na określony czas, jednak zaczynało ich to powoli przerastać. Presja, brak apetytu, nieprzespane noce i zmęczenie brało nad nimi górę. Modlili się cały czas, aby Namjoon wrócił do zdrowia, aby ich nie zostawiał. Odpędzali od siebie najgorsze scenariusze, ale czasami nie było to łatwe.
Zaspany Tae, pokiwał tylko głową, wstał i wyszedł z sali, zostawiając tam lidera z najstarszym członkiem zespołu. Jin usiadł przy łóżku Namjoon'a i spojrzał na monitor, który pokazywał bicie serca mężczyzny. Westchnął cicho i popatrzył na śpiącego przyjaciela. Łzy zbierały mu się do oczu. Wszystko to wydawało mu się chore i liczyła każdego dnia, że to zwykły sen. Ale niestety, prawda była zupełnie inna.
- Obyś z tego wyszedł bracie... Nie opuszczaj nas... Proszę - powiedział, bardziej do siebie niż do Namjoon'a.
Ułożył się wygodnie na krześle i zaczął swoje czuwanie przy przyjacielu. Próbował przy tym nie zasnąć, ale z czasem stawało się to o wiele trudniejsze. Nie spał już dłuższy czas, w nocy miewał koszmary i problemy z zasypianiem, to akurat w tym momencie, chciał odpłynąć do krainy Morfeusza. Walczył z tym, ale niestety, nie udało mu się i zamknął oczy, po czym zasnął.
Jego drzemka nie trwała jednak długo, gdyż do sali wparowała cała piątka, uradowana i szczęśliwa. Nawet Tae, który jeszcze niedawno wyglądał na chodzącego zombie, był pełny energii. Przestraszony Jin, zleciał z krzesła, gdy tylko usłyszał uradowane krzyki przyjaciół. Nie wiedział co się dzieje, na jego twarzy widniało zdezorientowanie.
- Hyung! Hyung! Co za szczęście! Wszystko się ułoży, Namjoon będzie żył! - krzyczał szczęśliwy Jungkook, któremu łzy leciały po policzku z tej euforii. Podbiegł do dalej nic nie wiedzącego Jin'a i przytulił go z całej siły. Nawet nie był łaskawy wytłumaczyć o co chodzi.
- A-ale co się dzieje? O co chodzi, halo. Chcę wyjaśnień - powiedział najstarszy.
- Znalazł się dawca! Już nawet miał przeprowadzony zabieg i szpik już jest w drodze do Namjoon'a! Jutro wszystko wróci do normy! On będzie żył, szczęście się do nas uśmiechnęło! - wykrzyczał, chyba na cały szpital, Jimin, który z tej radości zapomniał o tym, gdzie się właśnie znajduje.
Wszyscy byli szczęśliwi z nowiny, jaką im powiedziano. Nikt nie tracił nadziei i wierzyli, że prędzej czy później los będzie łaskawy i się do nich uśmiechnie. Już nie mogli się doczekać, kiedy na nowo zobaczą rozpromienioną twarz lidera, kiedy zobaczą ten błysk w jego oczach i będą mogli go uściskać z całej siły. Marzyli tylko o tym i o tym, aby ich zespół przetrwał. Zdali sobie sprawę, że naprawdę potrafią być nieśmiertelni. Teraz wystarczyło tylko poczekać do następnego dnia, kiedy Namjoon, będzie miał przeprowadzoną operację i mieli nadzieję, że i tym razem wszystko się uda i zabieg zostanie przeprowadzony pomyślnie...
CZYTASZ
Żyję dzięki Tobie. Kim NamJoon [ZAKOŃCZONE]
FanfictionDziewiętnastoletnia Polka Luiza, postanawia zostać dawcą szpiku. Po wielu zmaganiach podejmuje się tego czynu i niedługo potem, jej szpik zostaje oddany. Po tygodniu otrzymuje wiadomość, że dzięki temu, że została dawcą, uratowała życie mężczyźnie z...