Rozdział 37

1.2K 92 12
                                    

Namjoon dosłownie biegał po całej Warszawie. Nie pomyślał o tym, aby od czasu do czasu wsiąść do autobusu lub tramwaju i niektóre trasy przejechać, aby było szybciej. Był tak pochłonięty swoim genialnym planem, że postanowił zrobić sobie cardio po obcym dla niego mieście. Nie zachowywał się jak osoba, która kilka dni temu miała robiony przeszczep i jej życie leżało na włosku. Wręcz przeciwnie. Gdyby go teraz widzieli jego przyjaciele, to albo by dostali zawału z przerażenia, bo nie uważa na siebie, albo odpuściliby mu grzechy i mu pomogli. Jednak znając mamusie Jin'a, raczej zabrałby go siłą do samolotu, aby wrócili do Korei i uziemił w jego pokoju, podając ciepłe obiadki dla poprawy stanu zdrowia. Na pewno by tak było i nawet osoby nie znające najstarszego by to potwierdziły.

Był już cały obładowany rzeczami, które chciałby jutro wykorzystać do planu podziękowania Luizie za uratowanie życia. Pomysł był dość ekstrawagancki i trochę na poziomie zakochanego małolata, ale na chwilę obecną nie przychodziło mu nic innego do głowy, a chciał też, żeby było to niezapomniane przeżycie. Chciał, aby Luiza w jednej chwili dowiedziała się, że to właśnie jemu uratowała życie i jednocześnie zrozumiała, że mimo wielu strat w życiu, jest bardzo ważna dla wielu osób. Chciał jej pokazać, że dobro wraca do ludzi, zwłaszcza jeśli się ryzykuje swoje własne życie. I nie myślał negatywnie o dziwnych spojrzeniach ludzi, którzy będą obecni wtedy w kawiarni, nie myślał o zaskoczeniu jej dziadków, którzy byliby zakłopotani sytuacją. Nie myślał nawet o tym, że może zrobić z siebie pośmiewisko. Negatywne myśli w ogóle się dla niego nie liczyły, nawet nie dopuszczał ich do swojej jakże mądrej głowy. Chciał cały czas myśleć pozytywnie, wierzyć, że wszystko się uda i pójdzie po jego myśli. 

Kiedy tak gonił tam i z powrotem, nawet nie myślał o tym, aby poinformować swoich przyjaciół, że jest cały i zdrowy. Nie myślał nawet o tym, aby włączyć dźwięk w telefonie, aby w razie czego móc go odebrać. W tym momencie by się to przydało, bo właśnie piąty raz z rzędu dzwonił do niego Jin. Za każdym razem nagrywał się przyjacielowi na pocztę, co jeszcze bardziej doprowadzało starszego do szału, ale zawzięcie próbował dalej. Namjoon jednak nie miał teraz do tego głowy. Kompletnie odciął się od rzeczywistości i był w swoim świecie. Cały czas myślał o następnym dniu, o Luizie, o swoim planie. Nie interesowało go nic innego. Kiedy jeszcze kilka razy Jin próbował się z nim skontaktować, w końcu telefon lidera się rozładował i zapadła już totalna cisza. 

Kiedy Namjoon kupował już ostatnie rzeczy i stwierdził, że wszystko ma gotowe, już teraz postanowił wrócić do hotelu tramwajem. Wiedział, że pewnie zwróci na siebie uwagę typowych Polaczków, którzy nigdy na oczy nie widzieli skośnookiego mężczyzny z kapturem na głowie przy dwudziestostopniowym upale, ale nie obchodziło go zdanie i opinia innych. Szczególnie, że był cały naładowany zakupionymi rzeczami, to wolał się skupić na bezpiecznym przetransportowaniu wszystkiego do swojego pokoju. 

Kiedy dojechał na odpowiedni przystanek, wysiadając spotkała go nie zbyt przyjemna niespodzianka. Cały obładowany, powoli wychodził z tramwaju, aby niczego i nikogo nie uszkodzić, ale niestety zderzył się z innym mężczyzną. Oboje wylądowali na ziemi, Namjoon na chodniku, a mężczyzna, z w którego wpadł na posadzkę w tramwaju. Wyraz jego twarzy był bardzo wrogi. Widocznie nie spodobało mu się, że został potrącony. Wstał i spojrzał na Namjoon'a. Ten również na niego spojrzał i lekko się przestraszył, ale szybko się otrząsnął i zaczął przepraszać po angielsku. Obcy jeszcze bardziej się zirytował, ale postanowił nie robić żadnych akcji w komunikacji miejskiej, więc tylko do niego odburknął:

- Uważaj jak łazisz obładowany pedale. W dodatku nie stąd - po czym zajął miejsce na siedzeniu.

Namjoon, który dalej siedział na chodniku, wokół porozwalanych rzeczy, obserwował odjeżdżający tramwaj, dopóki nie zniknął mu z oczu. Nic nie zrozumiał z tego, co zostało do niego powiedziane. Westchnął tylko ciężko i wziął się za zbieranie rzeczy. Z tego wszystkiego wypadł mu również telefon i stłukł przy okazji szybkę.

- No super, jeszcze tego brakowało... Chwila! Przecież muszę jeszcze dać znać chłopakom, że wszystko jest w porządku i nic mi nie jest! 

Chciał odblokować telefon, ale kiedy zorientował się, że jest rozładowany, zdołował się jeszcze bardziej.

- No nie... Oby jutro było lepiej, bo inaczej sobie chyba w łeb strzelę - powiedział i wszedł do hotelu, aby w swoim pokoju zacząć ostatnie przygotowania...

Żyję dzięki Tobie. Kim NamJoon [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz