Rozdział 21

1.6K 125 27
                                    

- Czyli dwa razy podwójne espresso i po kawałku ciasta orzechowego. Zamówienie przyjęte, zaraz państwu podam - powiedziała Luiza do swoich klientów i poszła przygotować zamówienie.

Miała tego dnia wyjątkowo dobry humor, przez który czuła się wręcz rewelacyjnie. Nic nie było w stanie zepsuć euforii, jaka ją ogarniała. Korzystając z tak dobrej energii, sama otworzyła kawiarnię wcześniej i od samego rana sama wszystkim się zajmuje. Nie chciała budzić dziadków przed szóstą rano, dlatego wzięła pracę we własne ręce. Pomimo ciągłego bycia na nogach już od czterech godzin, w ogóle nie czuła zmęczenia. Czuła, że dzisiaj może wszystko. Nawet skoczyć ze spadochronem. 

Ta pozytywna energia i niesamowicie dobry humor, spowodowany był listem, jaki otrzymała od osoby, której pomogła. W głębi serca była już spokojna i szczęśliwa, że jednak się udało. Dalej jednak nie mogła uwierzyć, że uratowała życie człowiekowi, oddając mu swój szpik. Sama z siebie była dumna. Było dla niej też zabawne, że razem z tą osobą pomyślała o wysłaniu listu, praktycznie w tym samym czasie. Oliwka mówiła, że nie jest to przypadek, tylko przeznaczenie, ale ona zawsze lubiła fantazjować, więc odbierała to jako zwykły żart. 

Zaczęła parzyć kawę i w między czasie nakładać na talerzyki po kawałku słynnego ciasta orzechowego jej babci, kiedy nagle do kawiarni wszedł niespodziewany dla niej gość. A może raczej ,,gość", bo nie był zbyt mile widziany nie tyle co w kawiarni, ale w rodzinie. Luiza jednak nie zwróciła na nowo przybyłego uwagi, bo była zajęta robieniem zamówienia, a nie chciała by klienci czekali. Przybysz zajął miejsce przy oknie, niedaleko wejścia i postanowił poczekać, aż dziewczyna załatwi to, co ma załatwić. 

Położyła na tackę filiżanki z kawą, ciasto i poszła dać zamówienie klientom. Z życzliwym uśmiechem na ustach życzyła smacznego i już miała podchodzić radośnie do przybyłego klienta, kiedy zdała sobie sprawę, kim on tak właściwie jest. Uśmiech natychmiastowo zszedł jej z twarzy. Blondyn popatrzył na nią i w przeciwieństwie do Luizy, szeroko, ale szyderczo się uśmiechał. Dziewczyna wzięła kilka głębokich wdechów i podeszła do niego.

- Co podać? - zapytała ozięble.

- Co ty? Przez operację ludzi nie poznajesz? - zażartował chłopak. - Nie przyszedłem na żadne ohydne ciasto czy przereklamowaną kawę. Przyszedłem po coś znacznie wartościowego.

- Hubert albo będziesz coś zamawiał i zachowywał się jak na klienta przystało, albo dzwonię na policję i zgłaszam, że nas nachodzisz. To już drugi raz, kiedy tu jesteś i gadasz jakieś głupoty od rzeczy, więc wybieraj, bo mam co robić w przeciwieństwie do ciebie. 

- Zabawna jesteś Luizka. Doskonale wiem, że oddałaś swój szpik, a skąd mam te informacje, to lepiej zachowam dla siebie.

- Nie denerwuj mnie.

- Okej, okej, nie będę cię niepotrzebnie denerwował kilka dni po operacji, bo jeszcze ci żyłka pęknie z nerwów. Załatwimy to szybko i sobie idę. Daj mi swoją kasę, jaką dostałaś za szpik i już więcej mnie nie zobaczysz, proste?

Luiza sama nie wierzyła w to co słyszy. Doskonale wiedziała, że Hubert jest bezczelny, ale to co teraz wygadywał, przechodziło jej najśmielsze oczekiwania i czegoś takiego się w sumie nie spodziewała. Popatrzyła po kawiarni, czy nikt ich przypadkiem nie podsłuchuje i z powrotem popatrzyła na swojego znienawidzonego kuzyna.

- O czym ty gadasz kretynie? Jakie pieniądze?

- Ej, ej, grzeczniej trochę, bądź co bądź jestem od ciebie starszy.

- Ale za to głupszy.

Chłopak gwałtownie się podniósł i zbliżył do Luizy, jakby chciał ją uderzyć, ale przypomniał sobie, że jest w miejscu publicznym. Dziewczyna nawet nie drgnęła. Wiedziała, że Hubert tego nie zrobi, bo po prostu się boi, dlatego stała spokojnie i patrzyła na niego zabójczym wzrokiem.

- Co, strach cię dopadł tak jak zawsze? No śmiało, spróbuj mnie tylko uderzyć, a policja już tak załatwi, że z pierdla nie wyjdziesz przez następne pięć lat. Więc teraz bardzo grzecznie cię proszę o opuszczenie tego miejsca, albo sama to zrobię siłą - powiedziała poważnie i patrzyła mu prosto w oczy, aby pokazać mu, że wcale się go nie boi.

Hubert tylko zacisnął mocniej pięści i w ostatniej chwili tylko warknął i ruszył w stronę wyjścia. Zanim opuścił kawiarnię, odwrócił się jeszcze do Luizy i powiedział do niej, ale tak, aby jak najmniejsza liczba klientów to słyszała. 

- To jeszcze nie koniec kuzyneczko. Nie spocznę, dopóki nie dasz mi tych pieniędzy, rozumiesz?

Po czym opuścił kawiarnię na dobre. Luiza westchnęła ciężko i z załamania usiadła na krześle. Złapała się za głowę i zaczęła zastanawiać, o co mu właściwie chodziło. Czyżby znowu miał długi i myśli, że mu pomoże? Poza tym jeśli myślał, że za oddanie szpiku dawca otrzymuje pieniądze, to się bardzo grubo mylił. Wolała jednak sobie teraz nie zawracać głowy głupim kuzynem, tylko wrócić do pracy. Akurat przyszli nowi klienci, więc otrząsnęła się po tym wszystkim i z ponownym uśmiechem na ustach, ruszyła przyjmować kolejne zamówienia...

*********************************************

SUPRAJS AKICIĄTKA! Dwa rozdziały na jeden dzień, bo akurat mam chwilkę wolnego, to pomyślałam, że to wykorzystam ^-^ Miłego czytanka 

~Akiko92

Żyję dzięki Tobie. Kim NamJoon [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz