Namjoon nie wiedział kompletnie, co miał robić w tamtym momencie. Tak naprawdę był bezbronny. Jak mógł sobie poradzić sam, wobec liczniejszej od siebie grupy. W dodatku nie miał wystarczająco siły, aby z nimi w pewien sposób walczyć. Niedawno miał przecież operację, jego organizm w dalszym ciągu dochodził do siebie, jak niby miał pokonać dwa razy większego od siebie Huberta? Czuł się bezradny, po raz pierwszy w życiu trafia mu się taka sytuacja, że nie wie co ma robić. Zawsze miał jakieś pomysły, plany awaryjne, ale z reguły miał przy tym towarzystwo swoich przyjaciół. A teraz? Teraz był kompletnie sam. Sam jak palec. Czuł się jak małe dziecko, które zgubiło rodziców. Miał niby możliwość ucieczki, ale to by było bezsensu. Szybko by go złapali. Z powodu zmęczonego organizmu, nie potrafił tak szybko jeszcze biegać jak kiedyś. Po drugie byłaby to oznaka tchórzostwa. Chwilkę tak jeszcze stał w bezruchu i wpatrywał się w swojego przeciwnika. W pewnym momencie, zapaliła mu się żółta lampka w głowie. Właśnie wpadł na pomysł. Skoro nie mógł go pokonać fizycznie, czyli się z nim bić, postanowił uderzyć w psychikę. Czyli na tak zwaną ,,burzę mózgów". Namjoon już zdążył lepiej poznać kuzyna Luizy. Wiedział doskonale, że facet ma siano zamiast mózgu, więc uderzenie w ten czuły punkt, to idealne rozwiązanie na zmierzenie się z nim. Z nim i jego kolegami, którzy już od pierwszego spojrzenie nie wyglądają na zacnych Einsteinów.
- No dobra Hubert. Wygrałeś. Masz absolutną rację, nie mam z wami szans - zaczął powoli wdrażać swój plan w działanie.
Chłopak spojrzał na niego z lekka zaskoczony. Widocznie nie spodziewał się po nim takich słów.
- Czekaj. Coś ty powiedział? - zapytał dla pewności, czy aby na pewno się nie przesłyszał.
- No wygrałeś, czego tu nie rozumiesz? Nie mam z wami szans. Jestem bezbronnym, obcym, skośnookim człowiekiem. Jestem niedawno po operacji przeszczepienia szpiku. Niby jak mam walczyć z wami, skoro jestem osłabiony? Ale jeśli już mnie tak bardzo chcesz uderzyć, to proszę bardzo, droga wolna - po tych słowach stanął wyprostowany, zamknął oczy, lekko uniósł głowę i czekał, aż oberwie z pięści.
Jednak nic takiego się nie wydarzyło, jak stanął w tej pozycji, tak w niej pozostał. Nic się nie wydarzyło. Przez pewien moment nawet pomyślał, że sobie odpuścili i poszli, ale kiedy lekko otworzył oczy, oni dalej tam stali. Ich miny mówiły wszystko: kompletnie nie wiedzieli co się właśnie im powiedziało.
- No na co czekacie? Miejmy to już za sobą. Tak bardzo chciałeś mnie uderzyć, a teraz wymiękasz?
Dalej nic. Hubert popatrzył na swoich kolegów, a potem znowu na Namjoon'a. Jego twarz była zmieszana i nie wiedział co robić. Czy ma go w końcu uderzyć, czy tym razem ponownie mu darować.
- Ty tak serio? Nie zamierzasz uciekać, bić się, czy coś innego? Będziesz tak stał jak tyczka i czekał cierpliwie, aż ci przywalę? - zapytał głupio dla pewności.
Namjoon tylko pokiwał twierdząco głową. Hubert i jego koledzy zaczęli się z niego śmiać.
- No nie wierzę, wy Chińczyki faktycznie jesteście tępi. A tak was wychwalają, że sztuki walki, że konstruujecie nowoczesne sprzęty technologiczne. A tym czasem widzę coś zupełnie innego. Jesteś naprawdę żałosny żółtku. Będzie czekał, aż oberwie, no trzymajcie mnie bo pęknę.
Namjoon postanowił nawet nie reagować na te wyzwiska i śmiechy. Stał dalej cierpliwie i miał nadzieję, że jak skończą się śmiać, to w końcu sobie pójdą i dadzą mu spokój. Przynajmniej na pewien okres czasu.
Kiedy już miał lekką nadzieję, że sobie pójdą, nagle poczuł niewyobrażalny ból. Ni stąd ni zowąd wylądował twardo na betonie, a w jego głowie zaczęło wirować jak w pralce. Stracił jasność umysłu, nie wiedział przez chwilę co się stało, gdzie jest i co robi. Kompletne zaćmienie umysłu. Otworzył powoli oczy i chciał się podnieść, ale ból jaki go przeszył nie dawał mu takiej możliwości. Jednak potem zdał sobie sprawę, że jednak jego plan nie wyszedł tak do końca. Zwykle mu się udawało takim nastawieniem zniechęcić przeciwnika do bójki, zawsze stosował tę taktykę w szkole, ale widocznie Hubert był wyjątkowym przypadkiem i nic go nie powstrzyma od bicia się.
Ten stał nad nim jak nad skazańcem i popatrzył, czy aby na pewno dostał tak jak powinien. Kiedy zobaczył posiniaczoną i lekko zakrwawioną twarz, uśmiechnął się do siebie. Widocznie był dumny ze swojego czynu.
- Chciałeś to masz, mogłeś uciekać lub się bronić. Ale skoro nie, to życzenie spełnione. Jednak nie myśl sobie, że na tym koniec. Wręcz przeciwnie, to dopiero początek. Idziemy chłopaki.
Odwrócił się i odeszli. Namjoon leżał tak w bezruchu jeszcze chwilkę, a następnie udało mu się jakoś podnieść z trudem. Przejechał grzbietem dłoni po twarzy i kiedy zobaczył krew, serce mu zaczęło bić mocniej. Spojrzał w kierunku, w którym odeszli sprawcy i powiedział do siebie:
- Nie sądziłem, że koleś jest taki głupi. Zwykle ta taktyka działała i nikt w takiej sytuacji już się bić nie chce. Ale on? Jego w ogóle można nazwać człowiekiem?
CZYTASZ
Żyję dzięki Tobie. Kim NamJoon [ZAKOŃCZONE]
FanficDziewiętnastoletnia Polka Luiza, postanawia zostać dawcą szpiku. Po wielu zmaganiach podejmuje się tego czynu i niedługo potem, jej szpik zostaje oddany. Po tygodniu otrzymuje wiadomość, że dzięki temu, że została dawcą, uratowała życie mężczyźnie z...