Rozdział 49

919 69 32
                                    

- No dobra, jesteśmy na miejscu i co teraz? - zapytał Jimin, kiedy już wylądowali i znajdowali się na polskiej ziemi. Po raz pierwszy. Gdyby teraz zostali rozpoznani przez fanki, byłoby dość grubo. Na szczęście było późno, więc na razie mogli być spokojni. Na razie.

- Jak to co? Teraz to co zawsze, szukamy noclegu - odpowiedział mu J-Hope.

- Zwykle mieliśmy już wszystko gotowe, wystarczyło tylko, że wsiąść do samochodu i jechać pod adres, gdzie nas zarejestrowali - odezwał się zaspany Jungkook, który tulił do siebie poduszkę. Biedny nawet nie zdążył się solidnie wyspać podczas tej podróży.

- Skończcie już narzekać i chodźcie. Bang zaraz coś załatwi - powiedział lekko sfrustrowany Jin i wziąwszy swoje bagaże poszedł w stronę wyjścia z lotniska. 

Reszta spojrzała po sobie i zrobili dokładnie to samo co najstarszy. Było widać wyraźnie, że jako jedyny nie zmrużył oka. Był cały poddenerwowany, nie miał w ogóle humoru i wszystko go jakoś dziwnie drażniło. Trochę jak typowa dziewczyna podczas okresu, denerwuje byle co. Tak właśnie teraz zachowywał się Jin i prawdopodobnie będzie taki do czasu, aż odnajdą Namjoon'a. 

Przed lotniskiem czekał ceo, który właśnie skończył rozmawiać przez telefon. Zauważywszy swoich chłopców, uśmiechnął się lekko dla dodania im otuchy i powiedział:

- Taxówka zaraz przyjedzie. Zapytamy kierowcę o jakiś najbliższy hotel w okolicy i tam przenocujemy. Rano postaramy się odszukać Namjoon'a. 

- Oby nic mu się nie stało - wtrącił nagle V, który cały czas milczał i w końcu postanowił dorzucić swoje pięć groszy do dyskusji o liderze.

- Spokojnie, na pewno nic mu nie jest i jest cały i zdrowy. Bądźcie chłopcy dobrej myśli, rozumiem wasze zmartwienia, ale naprawdę. Wszystko skończy się dobrze - powiedział Bang.

Do czasu przyjazdu taxówki, nikt już się nie odezwał. Wszyscy byli zmęczeni, zaspani i bez chęci do życia. Sama podróż była dla nich przytłaczająca, a co dopiero będzie rano, kiedy będą musieli szukać Namjoon'a, po kompletnie obcym mieście. W dodatku istniało spore ryzyko o rozpoznanie ich przez fanki. Wszystko to wydawało się być jednym, wielkim absurdem. Suga jedyne o czym marzył w tamtym momencie, to znaleźć się w wygodnym łóżku, pójść spać, odnaleźć lidera i wrócić do domu. Miał na chwilę obecną wszystkiego dość, chciał oczyścić swoje myśli od tego całego zamieszania. 

Kiedy samochód podjechał po nich jakieś dziesięć minut później, spakowali bagaże, wsiedli i odjechali pod adres, który sam sobie obrał kierowca. Znał miasto lepiej od podróżnych, więc było im w tamtej chwili wszystko jedno, do jakiego hotelu ich zawiezie. Chcieli po prostu odpocząć i rano zacząć poszukiwania...

***************************************************************

Promienie słoneczne zaczęły padać przez niezasłonięte okno do pokoju. Jedno z nich, uderzyło go prosto w twarz. Drażniło go to strasznie. Obrócił się na drugi bok, lecz po chwili zdał sobie sprawę, że był to kiepski pomysł. Ból, jaki został mu zadany dzień wcześniej, odezwał się na nowo. Zajęczał od tego wszystkiego i potem ciężko westchnął. Otworzył oczy i skierował głowę w stronę okna. Zapowiadała się piękna pogoda, a słońce samo do niego się uśmiechało. Szkoda tylko, że los nie był dla niego łaskawy. Powoli się podniósł i z trudem wstał. Poszedł do łazienki i kiedy spojrzał na swoje odbicie w lustrze, przestraszył się samego siebie. Zaczął się też zastanawiać, jakim cudem dotarł do hotelu o własnych nogach i recepcjonistka nawet nie zareagowała na jego stan. 

- A... No tak. Wtedy jej nie było na stanowisku. Może to i lepiej - powiedział sam do siebie i zaczął powoli oraz delikatnie spłukiwać twarz zimną wodą.

Tego mu było trzeba. Orzeźwienia. Musiał zmyć ten cały kurz, brud no i przede wszystkim zaschniętą krew. Nie został pobity jakoś specjalnie, ale wyglądał tragicznie. W dodatku osłabiony po operacji organizm, nie był jeszcze na tyle odporny, aby zadane jakiekolwiek rany się goiły tak jak powinny. Przez to na jego prawym policzku widniał średniej wielkości, dość mocno fioletowy siniak. Nie wyglądało to za ciekawie. Namjoon westchnął ciężko, kiedy tak się przyglądał swojemu odbiciu i nie mógł uwierzyć na porażkę swojej obecnej sytuacji.

- Jak Luiza mnie zobaczy w takim stanie to dopiero zawału dostanie. Dlaczego ten jej kuzyn taki jest? Nic mu przecież nie zrobiłem...

Wyszedł z łazienki i podszedł do swojej walizki, aby wziąć świeże ubrania. Postanowił wziąć prysznic i spróbować jakoś zamaskować swoje rany. Nie chciał, aby dziewczyna zobaczyła go takiego. Nie chciał jej dodatkowo martwić. Szukając swoich rzeczy, spojrzał jeszcze raz przez okno i znowu jego wzrok, spotkał się z dużym Stadionem Narodowym. Patrzył na niego dość długo i z każdą minutą wpatrywania się w ten obiekt, na jego twarzy witał lekki uśmiech. Wyobrażał sobie jak on i jego przyjaciele, których chciał w jakiś sposób tutaj ściągnąć, dają tam koncert życia dla fanów z Polski. Zaczynał brać pod uwagę fakt, że ze wszystkich państw na świecie, jakoś nigdy nie byli tutaj. Aż zastanawiał się dlaczego? Dlaczego podczas światowych tras koncertowych omijali właśnie ten rejon? Zagadka pozostanie dla niego bez odpowiedzi. Kiedy już chciał z powrotem wejść do łazienki, z korytarza usłyszał bardzo, ale to bardzo znajomy głos. Przystanął i zaczął go nasłuchiwać dla pewności, czy aby na pewno się nie przesłyszał. Jednak nie. To działo się naprawdę.

- Jimin wyłaź już z tej łazienki! Mój pęcherz jest tak samo niecierpliwy jak czasami moja osobowość! - krzyczał Suga, który stał pod drzwiami łazienki jak kołek i czekał, aż Jimin skończy swoją poranną rutynę.

- Nie wierzę... - powiedział do siebie Namjoon i natychmiast wybiegł z pokoju...

Żyję dzięki Tobie. Kim NamJoon [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz