Rozdział 17

2.2K 136 36
                                    

Po krótkiej rozmowie z doktor Solską, Luiza i Oliwka mogły już wracać do domu. Dowiedziały się wszystkiego, czego chciały i dziewczyna była już spokojna, że jej list na pewno zostanie niedługo wysłany. Była z tego powodu bardzo zadowolona. Wiedziała, że na swoją doktorkę będzie mogła liczyć, chociaż spodziewała się pomocy od recepcjonistki. Ale nie mogła narzekać, była po prostu szczęśliwa.

- To co? Chcesz jakoś uczcić fakt, że napisałaś list do osoby, która żyje dzięki tobie i zostanie on do niej dostarczony? - zapytała Oliwka w połowie drogi do domu.

- Z chęcią. Może jakaś kawa? - zaproponowała Luiza.

- To zabawne. Twoi dziadkowie prowadzą jedną z najlepszych kawiarni w Warszawie, a ty proponujesz kawę w konkurencji? Oj, chyba nie byliby zadowoleni, że wnuczka ich zdradza - zaśmiała się z przyjaciółki.

Luiza również zaczęła się śmiać. Ale rzeczywiście. Jakby już miała pić jakąś kawę i zajadać ciasta, to tylko te przygotowane przez jej dziadków.

- To może jakiś lunch? Bo szczerze, to już trochę zgłodniałam, a jest akurat pora obiadowa - podsunęła nowy pomysł.

- O, to już lepiej - powiedziała Oliwia i wybrała drogę do ich ulubionej restauracji, która serwowała wegetariańskie potrawy. Z racji, że Oliwia jest właśnie wegetarianką, a Luiza musi przestrzegać przez ten określony czas diety.

Postanowiły resztę dnia spędzić luźnie i się odprężyć. Teraz, kiedy już miała sto procent pewności, że list dotrze, mogła być spokojna. Już się niczym nie denerwowała i mogła oddychać z ulgą. Miała jednak świadomość, że odpowiedź prędko do niej nie dotrze, ale póki co o tym akurat nie myślała. Jest cierpliwą osobą, dlatego spokojnie poczeka, aż osoba, której uratowała życie, będzie miała na tyle siły, aby napisać odpowiedź. Zdawała sobie sprawę z tego, że przez przyjmowane leki, może jakieś badania, organizm potrafi być wyczerpany i zmęczony. Włączając w to jeszcze szpitalne jedzenie. Nie spieszyło jej się z odpowiedzią. Każdy przecież potrzebuje trochę czasu...

*********************************************

Namjoon powoli otwierał oczy. Nawet nie pamiętał kiedy zasnął i ile spał. Kiedy uświadomił sobie, że odszedł do Krainy Morfeusza, podniósł się błyskawicznie, a nad jego łóżkiem stał lekarz. Spojrzał na niego, a mężczyzna tylko się uśmiechnął. Wyglądał zupełnie tak, jakby zrobił coś niewyobrażalnie dobrego i czuje się spełniony.

- Wyspałeś się? - zapytał.

Namjoon chrząknął niezręcznie i usiadł wygodniej na łóżku. Oparł się o oparcie i ponownie skierował swój wzrok na lekarza.

- Ile spałem? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Dobre trzy godziny. Ale to dobrze. Przynajmniej twój organizm wypoczywa i szybciej odzyskasz siły. To mnie bardzo cieszy.

Namjoon'a jednak jakoś specjalnie to nie ucieszyło. A przynajmniej pokazywał to swoją mimiką twarzy, która była lekko ponura. Spojrzał w lewą stronę na szafeczkę nocną, gdzie wcześniej położył swój list do dawcy, który napisał. Zorientował się natychmiast, że tego listu tam nie ma. Szybko się zerwał i zaczął go szukać. Patrzył pod kołdrę, poduszkę, schylił się, aby sprawdzić pod łóżkiem i szafeczką, ale nigdzie go nie było. Przestraszył się, że ktoś go zabrał. Był strasznie spanikowany.

- Stało się coś?

- Na mojej szafeczce była kartka. Gdzie ona jest?

- Czyżby chodziło ci o list, który napisałeś do swojego dawcy z podziękowaniami za ocalenie życia?

Namjoon popatrzył po raz kolejny już na lekarza. Ten dalej stał uśmiechnięty i gapił się przyjaźnie na swojego pacjenta. Zaczęło go to powoli irytować, a z dnia na dzień, coraz bardziej miał dość tego człowieka. Pomimo tego, że zawdzięcza i jemu życie i opiekę, po prostu doprowadzał go już do szału. Robił się też wobec niego podejrzliwy. Sam nie wiedział czemu, ale gdzieś głęboko czuł, że nie może mu już tak bardzo ufać. 

- Tak... Właśnie o ten list - odpowiedział po dłuższej chwili.

- Nie bój się. Wiem, że to niekulturalne czytać cudze listy, wiadomości, ale był to zupełny przypadek. Miałeś otwarte okno w sali, a kiedy wszedłem zobaczyć jak się czujesz i czy nie brakuje ci kroplówki, ta kartka leżała na ziemi. Początkowo myślałem, że to kolejna piosenka, ale jednak byłem w błędzie. Przeczytałem ten list i oddałem go w ręce specjalnej Fundacji. Zajmą się tym, możesz być spokojny.

- Zajmą się, ale czym?

- Wysłaniem go do twojego dawcy. Wyglądało na to, że napisałeś tam wszystko co miałeś do powiedzenia, a utrzymywanie kontaktu do czasu spotkania jest niezwykle ważne. O ile obie osoby tego chcą. A zgaduję, pewnie chciałeś mi ten list dać, abym dowiedział się, czy mógłbym go wysłać. Więc to zrobiłem.

W tym właśnie momencie, chłopak już kompletnie nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Ten lekarz zaczął go jeszcze bardziej przerażać. Otworzył jedynie szeroko oczy i patrzył tak na niego dłuższą chwilę. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie jest jakimś agentem, albo czy nie pracuje w FBI. Naprawdę był w szoku, że jego lekarz zrobił to, o co miał zamiar go poprosić. 

Z jednej strony był zły, że list jednak poszedł bez jego wiedzy. Nie był przekonany co do niego, a chciał w nim coś jeszcze poprawić, żeby nie wyjść na głupka. Ale z drugiej strony był wdzięczny, że jednak pomyśleli o tym przed prośbą. Zawładnęły nim chyba wszystkie możliwe emocje. Raz złość, raz euforia, raz zmieszanie, no i ta ciągła nieufność wobec lekarza. Naprawdę miał już ochotę wyjść z tego szpitala i wrócić do Korei. Czuł, że im dłużej tam przebywa, tym gorzej z jego psychiką. A jeszcze tego mu brakowało, żeby wylądował w wariatkowie. 

- Cóż... - zaczął niepewnie po dłuższej chwili. - Bardzo dziękuję. Jest pan... Niezwykle przewidywalny. Zaskoczyło mnie to, ale mimo wszystko dziękuję.

- Taka moja praca. Leczę swoich pacjentów, ale chciałbym ich również jakoś uszczęśliwić. 

- Doceniam to... A... Kiedy mnie stąd wypiszecie? Bądź co bądź, siedzę tutaj już dość długo, a czuję się o wiele lepiej, naprawdę.

Lekarz jedynie spuścił z uśmiechem głowę i lekko nią pokręcił. Następnie odwrócił się i skierował w stronę wyjścia. Stojąc w drzwiach, powiedział jedynie:

- Jeszcze trochę, cierpliwości.

Po czym opuścił salę... 


Żyję dzięki Tobie. Kim NamJoon [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz