Rozdział 59

864 68 8
                                    

Zapadła cisza. Nikt nic nie mówił, nie był nawet w stanie. Ta informacja była dla każdego wielkim szokiem. Nie docierało do nich, jak osoba, która ocaliła życie ich przyjacielowi, nagle sama jest skazana na śmierć. Jak to w ogóle mogło być możliwe? To wszystko wydawało się nawet nie mieć sensu. Nikt nie wiedział jak ma się zachować w takiej sytuacji, a co dopiero musiał czuć sam Namjoon. Wszystkie emocje się w nim dosłownie dusiły. Chciał jednocześnie krzyczeć, płakać, rzucać wszystkim co wpadnie mu w ręce i przeklinać los na głos tak, aby usłyszał go cały świat. Było to dla niego niesprawiedliwe, że ktoś taki o złotym sercu jak Luiza ma teraz umrzeć. Za jakie grzechy? Za co? Za to, że oddała swój szpik? Za to, że go uratowała? Życie było naprawdę niesprawiedliwe. Dlaczego dobry człowiek zawsze musi cierpieć? Tyle pytań cisnęło się na usta, ale chyba każde pozostałoby bez jakiejkolwiek odpowiedzi. 

- Wiadomo ile jej zostało? - zapytał Suga.

W jego głosie dało się słyszeć troskę. Najwidoczniej i jego coś ukuło w serce. Od początku był przeciwny tym wszystkim przyjazdom, tego szukania nieznajomej dziewczyny i całą tą sprawą, ale w głębi duszy, jego wrażliwość była na wysokim poziomie. Nienawidził jak jego przyjaciele cierpieli, bo wtedy i on cierpiał. A skoro Namjoon ma teraz ciężki okres, to i dla niego też się rozpoczął. Martwił się cholernie całą sytuacją. Nowotwór to straszna choroba i nikomu, nawet największemu wrogowi by tego nie życzył. Nikt nie zasługuje na taką śmierć. 

- Nie mam pojęcia - odpowiedział ze łzami w oczach lider. - Była nieprzytomna i nie wpuszczali do środka nikogo. Nawet jej dziadków nie chcieli o wszystkim dokładnie poinformować.

- Co za chamy! - oburzył się Jungkook. - Żeby nawet własnej rodziny nie informować o takich ważnych sprawach. No i ich nie wpuszczać do wnuczki. Co za kraj.

- Muszę tam wrócić jeszcze dziś wieczorem. Nie mogę jej teraz tak po prostu zostawić, nie po tym, co dla mnie zrobiła. Tak wiele jej zawdzięczam.

- Może jednak powinniśmy odwołać koncert? - zapytał niepewnie Jimin. - Widać, że nie czujesz się najlepiej Namjoon i cała ta sytuacja źle się na tobie odbija, więc ryzykowne będzie dawać występ.

- Oszalałeś? Wszystko już jest ogłoszone, bilety niedługo ruszają w sprzedaż. Nie możemy teraz zawieźć fanów. Może rzeczywiście nie jest to najlepszy moment na koncertowanie, ale nie mamy wyjścia. Co jak co, ale fanów też nie możemy zaniedbywać. To by było jak samobójstwo.

- Nie martw się Namjoon, zrobimy kilka prób, spróbuj nie myśleć negatywnie, a wieczorem pójdziemy razem z tobą do tej dziewczyny - powiedział V i poklepał pokrzepiająco przyjaciela po plecach. - Skoro jest dla ciebie taka ważna, to chyba też i my powinniśmy ją poznać. W końcu uratowała cię od śmierci. Jest jak bohaterka. 

Lider uśmiechnął się mimowolnie i spróbował się już w pełni uspokoić. Teraz był wdzięczny losowi za takich przyjaciół. Choć dalej miał za złe, że takie okrucieństwo spotkało Luizę. Nic niestety nie jest za darmo na tym świecie. Postarał się poukładać wszelkie myśli, jakie go ogarniały i wziął kilka głębszych oddechów. Myślami był przy dziewczynie. Przed oczami stanął mu jej obraz. Jej piękna, wiecznie uśmiechnięta twarz. Długie, lekko jasnawe brązowe włosy i ciemne oczy. Słyszał w uszach jej śmiech, jej głos. Przemawiała do niego. Zapewniała go, aby się nie martwił, aby robił swoje. Jeszcze mocniej przymknął powieki, a obraz Luizy jeszcze bardziej się wyostrzył. Cały czas stała przed nim uśmiechnięta. Skoro ona się nie poddawała, to on też nie mógł, a już na pewno nie w takiej chwili. Otworzył oczy ponownie i popatrzył na każdego z osobna. Wszyscy w wyrazach swoich twarzy mieli wypisane jedno. Nie zostawią go samego. Będą z nim na dobre i na złe. Może na nich liczyć. Zebrał ich wszystkich do siebie, razem z Bangiem. Zrobili niewielkie kółko, objęli się każdy z każdym i głos zabrał teraz sam lider.

- Musimy teraz dać z siebie nie sto, a nawet milion procent na koncercie. Nie mogę teraz zawieźć Luizy, ona by tego na pewno nie chciała. Dzięki wam wiem, że jesteśmy w stanie pokonać wszelkie trudności i nawet śmierć nas nie pokona. Jeśli stawimy jej czoła w taki sposób, Luiza może wyzdrowieć, czuję to. Panowie... - wyciągnął rękę na środek i każdy położył na jego dłoni swoją. - Bangtan siłą dla każdego?

Uśmiechy pojawiły się na ich twarzach. Wszyscy nawzajem dali sobie cenne lekcje i czuli, że koncert jaki dadzą, będzie kompletną petardą. 

- FIGHTING! - krzyknęli wszyscy razem i wrócili do próby. 

Teraz robili to właśnie dla Luizy. Swoją muzyką, swoim charakterem, swoją mocą, chcieli ją przekazać dziewczynie. Chcieli chociaż tak pomóc jej wygrać z chorobą. A Namjoon miał nadzieję, że z tego wyjdzie i jeszcze nie raz zobaczy jej wiecznie uśmiechniętą twarz...

Żyję dzięki Tobie. Kim NamJoon [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz