Oboje czekali na korytarzu przed salą, do której zabrali Luizę. Były przerażeni. Bali się jaki los spotka ich wnuczkę. Była jeszcze taka młoda, a już tyle nieszczęść ją w życiu spotkało no i jeszcze ta obecna sytuacja. Tego było za wiele na ich emerytowane zdrowie psychiczne.
Babcia Luizy miała twarz zakrytą w dłoniach. W duchu modliła się cały czas o powrót do zdrowia swojej ukochanej wnuczki. Była też zła na siebie, że poprosiła ją o kontynuowanie pracy w kawiarni wiedząc, że po oddaniu szpiku powinna odpoczywać kilka tygodni jak nie więcej. Miała teraz straszne wyrzuty sumienia i obwiniała się za ten postępek.
Dziadek dziewczyny w pewnym momencie wstał i zaczął chodzić tam i z powrotem. Co chwila zaglądał przez niewielkie okienko w drzwiach i obserwował, co lekarze robią z jej wnuczką, czy w ogóle jej tam pomagają. Serce było mu jak oszalałe. Ostatni raz miał tak zszarpane nerwy, gdy zginął ich syn. Jakby mało miał nieszczęść w życiu.
Nagle usłyszał wibrowanie w torebce żony. Spojrzał na nią, ale ona nawet się tym nie przejęła. Zignorowała jakiekolwiek dźwięki i dalej siedziała tak, jak przez cały ten czas. Podszedł do niej i delikatnie złapał za ramię, aby wybudzić ją z transu modlitwy. Wiedział że nie wypada, ale miał przeczucie, że telefon mógł być ważny.
- Nie odbierzesz telefonu? - zapytał półgłosem.
Kobieta popatrzyła tylko na niego zeszklonymi oczami i pokręciła głową zaprzeczając.
- Dlaczego?
- Nie mam siły z nikim rozmawiać. Poza tym dzwoni już któryś raz z rzędu, a ja zapomniałam okularów i nie wiem, kto dokładnie dzwoni, bo to komórka Luizy.
Dziadek sięgnął do torebki i wyciągnął urządzenie. On na szczęście okulary miał zawsze na nosie, więc bez problemów mógł zobaczyć, kto ciągle się dobija do ich wnuczki. Rozczytanie zapisanego kontaktu było dla niego niestety utrudnione. Pierwszy raz spotkał się z taką nazwą. Zanim jednak zaryzykował odbiór, telefon przestał wibrować, a połączenie zostało przerwane. Postanowił więc oddzwonić na ten numer. Być może było to coś ważnego. Wszedł w rejestr połączeń i nacisnął zieloną słuchawkę. Czekał dosłownie kilka chwil, aż ktoś po drugiej stronie odbierze.
***********************************************
Namjoon stał pod drzwiami kawiarni jak totalny kretyn czekający, aż ktoś mu łaskawie otworzy. Lokal był zamknięty, co było dla niego dość podejrzane, bo o tej porze powinno się aż roić od klientów. Jego niepokój zaczął wzrastać z każdą chwilą, a dodatkowo, Luiza dalej nie odbierała od niego telefonów. Czuł jak jego nerwy zostały naderwane. Jeszcze nigdy się tak nie stresował jak w tamtym momencie. Nawet matura go tak nie przerażała, już nie wspominając o dniu debiutu lub ich pierwszego występu na żywo. Nic nie potrafiło przebić zdenerwowania jakie czuł obecnie. Spróbował ponownie otworzyć drzwi, ale każda próba kończyła się porażką. Poza tym musiał też działać ostrożnie. Nie chciał, aby uruchomił się jakiś alarm, a sam zostanie oskarżony o próbę włamania. Jeszcze tego by mu brakowało, żeby trafić za kratki w obcym kraju na trzy dni przed spontanicznym koncertem. Pobyt tutaj stawał się coraz bardziej dziwny. Nagle zadzwonił mu telefon. Gdy tylko go usłyszał, natychmiast wyjął go z kieszeni spodni, o mało nie rzucając nim o ziemię i spojrzał na wyświetlacz. Jak tylko zobaczył imię ,,Luiza" bez zbędnego wahania odebrał.
- Luiza matko kochana! Wreszcie się odezwałaś, wiesz jak się martwiłem?! Gdzie ty jesteś - mówił oczywiście na swobodnie po angielsku, nie zdając sobie sprawy z tego, że wcale nie rozmawia z dziewczyną.
- Em, przepraszam, ale nie bardzo rozumiem - usłyszał męski głos po drugiej stronie.
Chłopaka na moment przyćmiło. Zabrał telefon od ucha i spojrzał raz jeszcze na jego wyświetlacz, aby upewnić się, czy aby na pewno dobrze odczytał połączenie. Wszystko się jednak zgadzało. Spróbował więc raz jeszcze.
- Kto mówi? - dalej ciągnął z angielskim.
Dziadek Luizy był lekko zakłopotany, bo słabo znał ten język. Dziewczyna co prawda coś z nim kiedyś ćwiczyła, ale na stare lata była to już oporna nauka. Aczkolwiek postarał się jakoś zdradzić swoje położenie, aby rozmówca wiedział, gdzie może szukać Luizy.
- Proszę pana, go to the hospital, okey? Street Madalińskiego 25, are you understand?
Namjoon na moment stracił jasność umysłu. Czy on dobrze usłyszał?Miał pojechać do szpitala? Czy faktycznie Luizie coś się stało?
- Wait! Again, street...
- Madalińskiego 25.
Z trudem zapamiętał wskazany adres i się rozłączył. Wiedział doskonale, że sam nie trafi na miejsce, dlatego złapał pierwszą lepszą taksówkę i szybko do niej wsiadł. Powiedział kierowcy gdzie ma jechać i ruszyli w drogę. Był zły na siebie, że jego złe przypuszczenia się sprawdziły, ale teraz musiał jak najszybciej znaleźć się w umówionym miejscu i dowiedzieć się, co tak dokładnie się stało...
CZYTASZ
Żyję dzięki Tobie. Kim NamJoon [ZAKOŃCZONE]
FanfictionDziewiętnastoletnia Polka Luiza, postanawia zostać dawcą szpiku. Po wielu zmaganiach podejmuje się tego czynu i niedługo potem, jej szpik zostaje oddany. Po tygodniu otrzymuje wiadomość, że dzięki temu, że została dawcą, uratowała życie mężczyźnie z...