Rozdział 61

896 68 11
                                    

Wleciał do budynku jak poparzony, a w ślad za nim jego przyjaciele. Kiedy tylko otrzymał telefon od starszej kobiety, czym prędzej opuścił stadion, aby jak najszybciej znaleźć się u boku Luizy. Oczywiście nie obyło się bez pytań zespołu, więc kiedy i oni się o wszystkim dowiedzieli, całą ekipą pojechali do dziewczyny. Chcieli ją w końcu poznać no i sami podziękować za to, że uratowała życie Namjoonowi. 

Lider zaczął się rozglądać dookoła i szukać starszych ludzi, którzy przez cały czas byli przy wnuczce. Kiedy wreszcie zobaczył charakterystyczne sylwetki, podbiegł do nich i chwycił delikatnie staruszkę za ramię, która stała do niego tyłem. Kobieta odwróciła się i kiedy ujrzała Namjoon'a, uśmiechnęła się lekko.

- Wiedziałam, że przyjdziesz - powiedziała półgłosem.

- Jak mógłbym nie przyjść. Poza tym, nie jestem sam.

Po tych słowach zrobił krok w bok, aby kobieta mogła poznać jego przyjaciół. Zespół uśmiechnął się wesoło i na znak szacunku jak i powitania, ukłonili się nisko starszym ludziom. Babcia Luizy poczuła napływające łzy do oczu. Nigdy by się nie spodziewała, że jej wnuczka trafi na takich ludzi. Zawsze się o nią martwiła, bo dziewczyna miała dość specyficzny charakter, który nie pozwalał jej na poznawanie jakichkolwiek ludzi. Wyjątkiem była oczywiście Oliwka, ale to zupełnie inna sprawa. Była wręcz szczęśliwa, kiedy uświadomiła sobie, że Luiza poznała takich fantastycznych ludzi. Już z ich zachowania mogła śmiało wywnioskować, że młodzi mężczyźni są bardzo dobrze wychowani, a ich maniery są nienaganne.

- Bardzo miło mi was poznać. Nie wiem tylko czy lekarze wpuszczą was wszystkich do niej. Nawet jak chciałam wejść z mężem, to musiałam się wykłócać, bo nie chcieli nas puścić razem. Co za egoizm ze strony tych ludzi - powiedziała oburzona kobieta, która na samo wspomnienie o chamskim zachowaniu lekarza, robiła się czerwona ze złości.

- Spokojnie, z doświadczenia wiem, że lepiej po prostu robić swoje. Wiem, że Luiza jest osłabiona i nie czuje się na siłach, ale myślę, że jak wejdziemy tam wszyscy, to energia jej wróci. Lekarz jest naszym najmniejszym zmartwieniem - odpowiedział jej Namjoon i uśmiechnął się najszerzej jak potrafił, aby przekonać kobietę o wiarygodności swoich słów.

Podszedł do drzwi od salki, w której dziewczyna leżała i zaglądnął przez okienko. Luiza była cały czas przykuta do łóżka, ten widok bolał niemiłosiernie. Widział, że ma otwarte oczy, ale prawie w ogóle się nie ruszała. To jeszcze bardziej go zabolało. Jednak nie mógł czekać, musiał tam wejść i na szybko chociaż porozmawiać, w końcu niedługo mają mieć koncert, a fani nie będą czekać nie wiadomo ile. Wziął głęboki wdech i wydech, odwrócił się do przyjaciół, po czym skinął do nich głową i wszyscy cicho i na spokojnie, weszli do sali. Namjoon oczywiście na przodzie, znalazł się u boku Luizy jako pierwszy. Stanął nad nią i kiedy ujrzał jej twarz, chciał jednocześnie uśmiechać się w nieskończoność oraz płakać. Widok jaki teraz widział nie był tym, jaki widział przez cały okres spotkań z dziewczyną. Już nie była wiecznie uśmiechnięta, rozpromieniona, pełna energii i wigoru. Była teraz roślinką. Bladą, suchą, bez energii roślinką. Serce zabolało go na tyle mocno, że mógł tu i teraz dostać zawału. 

Luiza spojrzała na niego półprzytomnymi oczami i zmusiła się na lekki uśmiech. Nawet do tego nie miała siły. Cała bateria została z niej wyładowana przez te nieszczęsne komórki nowotworowe. 

- Namjoon... Co ty tu robisz? - wychrypiała.

- Jak to co? - chłopak usiadł na niewielkim krzesełku, które stało przy jej łóżku. - Miałbym cię zostawić w takiej sytuacji? Chyba jesteś niepoważna. Cholernie się o ciebie bałem, kiedy o wszystkim się dowiedziałem.

Żyję dzięki Tobie. Kim NamJoon [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz