Rozdział 44

1K 88 10
                                    

Po całym zajściu w kawiarni, począwszy od napaści Huberta, po romantyczne wyznanie Namjoon'a, Luiza postanowiła poprosić dziadków o to, czy mogłaby wyjść wcześniej z pracy. Czuła się głupio, że musi ich zostawić samych, ale chciała pobyć z chłopakiem trochę dłużej sam na sam i dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Zwłaszcza, że nie wiadomo ile jeszcze się będą widzieć, bo być może będzie musiał niedługo wracać do siebie. Chociaż bardzo tego nie chciała, ponieważ zaczęła coś do niego czuć wiedziała, że ta chwila niedługo nastąpi. Rozłąka. Odejście. Nikt tego nie lubi. Tęsknota za jakąś bliską nam osobą boli chyba najbardziej na świecie. Luiza po raz pierwszy po wielu latach, straciłaby kolejną taką osobę, jaką jest właśnie Namjoon. Czuła, że los jej go zesłał, czuła, że właśnie ta cała akcja ze szpikiem ich połączyła. Gdyby nie ta reklama wtedy w telewizji, nigdy by się czegoś takiego nie dopuściła i straciłaby szansę na poznanie tak wyjątkowej osoby jaką jest Namjoon. Chciała teraz z nim spędzić już resztę życia. Chociaż wydawało się to bardzo, ale to bardzo absurdalne, czuła, że jego obecność jest jej potrzebna jak powietrze.

Udali się do pobliskiego parku na spacer. Pogoda dopisywała, słońce świeciło i promienie ocieplały im twarze, z których nie mógł zejść uśmiech. Oboje byli szczęśliwi, że się poznali i wyszło na jaw, że pomogli sobie nawzajem. W tym przypadku to Luiza odgrywała główną rolę w pomocy, ale chłopak dał jej towarzystwo, którego dziewczynie brakowało najbardziej na świecie. 

- Dalej nie mogę uwierzyć w to, że ty jesteś tą osobą, której pomogłam - powiedziała Luiza po dłuższej ciszy. 

Namjoon w odpowiedzi się uśmiechnął i tym razem bez zastanowienia, objął dziewczynę i przyciągnął bliżej siebie. Jednak, aby uniknąć blasku fleszy z aparatów telefonu i wrzasków fanek, założył czapkę, okulary i w jakimś stopniu nie dało się go rozpoznać na pierwszy rzut oka. Co nie oznacza, że nie może zostać rozpoznany przez ARMYs, ten fandom jest lepszy od FBI, ale w tamtym momencie liczyła się dla niego tylko Luiza. Cieszył się jej obecnością i nie przejmował tym, że może zostać nakryty na ,,randkowaniu". Gdyby go teraz zobaczył zespół, chyba dostałby manto jakiego by się nawet nie spodziewał i wtedy to już kompletnie miałby zakaz pojawienia się ponownie w Korei. 

- Życie pisze różne scenariusze - odpowiedział. - Zdarzają się sytuacje, na które nie jesteśmy przygotowani i wychodzi tak, a nie inaczej. Powiem ci szczerze, że mój przylot tutaj był spontaniczny. Wypatrzyłem pierwszy lepszy samolot i przyleciałem, aby cię odnaleźć. Ale nie sądziłem, że poznamy się w takich okolicznościach jak wtedy - zaśmiał się na samo wspomnienie.

Luiza również się zaśmiała, gdy przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie na parkingu. Dla niej również ta sytuacja była dość zabawna.

- To prawda, nasze spotkanie było dość... Zaskakujące. Ale jedno mnie zastanawia.

- Co takiego?

Luiza przystanęła i spojrzała na Namjoon'a podejrzliwie. Chciała wreszcie poznać całą prawdę na jego temat, bo na chwilę obecną, chłopak był dla niej chodzącą niewiadomą. 

- Powiedz mi kim jesteś? Ciągle chodzisz taki... Jakby zamaskowany. Kiedyś kaptur na głowę i spuszczona głowa, teraz czapka i okulary. Czemu się tak ukrywasz?

Mina Namjoon'a natychmiastowo zrobiła się poważna. Właśnie na taką rozmowę chciał się lepiej przygotować, ale skoro już został przyłapany przez Luizę, to musiał jej wyznać prawdę.  Obiecał sobie jedno, że nie będzie jej w żaden sposób okłamywać. Nie miałby nawet serca tego robić. Krzywdząc ją kłamstwami, krzywdziłby samego siebie.

- Ale obiecasz, że nie będziesz się śmiać lub nie będziesz z tego drwić? Wiem jakie potrafi być życie i jak niektórzy reagują na takie informacje. Dlatego chciałbym, abyś uwierzyła mi na słowo.

- Okej, jeśli tylko będziesz ze mną na sto procent szczery, to każda prawdą jaką mi powiesz... Postaram się w nią uwierzyć.

Chłopak wziął głęboki wdech i zaczął:

- Nazywam się Kim Namjoon, pochodzę z Korei Południowej. Jestem członkiem i liderem zespołu, który jest teraz dość rozpoznawalny. Jego nazwa to BTS. Pełnię tam rolę nie tylko lidera, ale też rapera. Przez to, że jesteśmy teraz bardziej znani, mogę być rozpoznany przez fanki, dlatego staram się maskować tak, jak to tylko jest możliwe. Mój pseudonim artystyczny to RM, dawniej Rap Monster, ale nie oszukujmy się, ta nazwa była dość dziecinna. Ni stąd ni zowąd zachorowałem, akurat kiedy mieliśmy dawać koncert w Ameryce. Byłem na granicy życia i śmierci i właśnie wtedy przyszłaś na pomoc ty i twój szpik, który uratował mi życie i jestem tu i teraz. Czy coś jeszcze chciałabyś wiedzieć.

Luiza na moment zaniemówiła. Próbowała sobie poukładać w głowie wszystkie informacje, jakie zostały jej przekazane. Miała dziwne wrażenie, że już gdzieś kiedyś słyszała o zespole, o którym wspomniał Namjoon, jednak dalej do niej nie docierało to co usłyszała. 

- Poczekaj, bo próbuję to jakoś wszystko ogarnąć. Czyli... Chcesz mi powiedzieć, że właśnie zadaje się z liderem najbardziej rozpoznawalnego zespołu na świecie? I jeśli jakaś fanka cię rozpozna, to rozszarpie mnie żywcem? Tak mam to odebrać? - zaśmiała się po wypowiedzeniu tych słów. Wszystko wydawało jej się takie jednocześnie pokomplikowane, ale i właśnie zabawne.

- Wiesz, nasze fanki są do wszystkiego zdolne, więc... Tak - chłopak odpowiedział z uśmiechem.

- Ale dlaczego jesteś tutaj sam? Nie powinieneś być teraz ze swoim zespołem, tworzyć nowego albumu lub dawać koncert? Terminy was nie gonią?

- Luiza, jak tylko się dowiedziałem kto jest moim dawcom, nie mogłem o niczym innym myśleć jak tylko o tym, by cię spotkać i osobiście podziękować. Nie liczyło się dla mnie nic innego, spakowałem wszystko i wyleciałem. Nie mogłem czekać.

- Wariat jesteś.

- Wiem... Ale czego się nie robi dla...

- Dla...

W tamtym momencie Namjoon'a popchnęła niewyobrażalna siła, której sam się nawet nie spodziewał, ale było to silniejsze od niego. Czuł, że musi to zrobić. Zbliżył się bardziej do dziewczyny, ujął w dłonie jej twarz i bez zastanowienia ją pocałował. Luiza była w szoku i oniemiała kompletnie. Czegoś takiego się w życiu nie spodziewała. Po poznaniu prawdy jego osobowości, chciała go odepchnąć i uciec, ale serce jej mówiło, aby została. Wszystko było takie nierealne, ale oboje chcieli, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Zamknęła oczy i odwzajemniła pocałunek. Modliła się tylko, aby Namjoon nie został rozpoznany, bo w przeciwnym wypadku sytuacja byłaby nieprzyjemna. Niestety jednak byli obserwowani i ciąg dalszy tego wydarzenia, może nie potoczyć się zbyt przyjemnie, zwłaszcza dla chłopaka...

Żyję dzięki Tobie. Kim NamJoon [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz