Rozdział 7.

319 16 33
                                    


Kol nie mógł uwierzyć własnym uszom. Z niedowierzaniem spoglądał na każde z rodzeństwa kolejno i próbował ułożyć sobie w głowie rewelacje, którymi go uraczyli. 

  — No to matka nieźle nas urządziła — podsumował, gdy pierwszy szok minął — a w sumie to was. Całe szczęście ja wciąż mogę być wrednym i irytującym braciszkiem dla mojej małej pyskatej siostrzyczki — dodał z zawadiackim uśmieszkiem. 

— Kol —  upomniał go Elijah spokojnym acz stanowczym głosem. 

Klaus zaciskał mięśnie szczęki z siłą imadła, najpewniej usiłując powstrzymać mordercze instynkty a Rebekah spuściła wzrok na swoje buty, próbując ukryć zmieszanie. 

— No co? Tyle lat robiłeś wszystko co w twojej mocy, żeby Bexy cię znienawidziła a tymczasem wystarczyło jedynie powiedzieć jej prawdę — Kol zdawał się być beztroski, jakby wyprowadzanie Klausa z równowagi było w jego mniemaniu świetną zabawą. W jednej chwili hybryda przygwoździł go do ściany pozbawiając tchu. Jego oczy rozbłysły płynnym złotem a kły wysunęły się pod wpływem adrenaliny i zmieniły w wilcze siekacze. 

  — Uważaj Nik, Rebekah nie wybaczy ci jeśli zabijesz kolejną bliską jej osobę. Zwłaszcza teraz, gdy ma ich o jedną mniej — wycharczał. Klaus warknął wściekle i cisnął mi o ziemię. Kol pomimo swojego niedawnego położenia i bólu, jaki z pewnością odczuwał nie przestawał się uśmiechać. 

— Jak dla mnie możecie się nawet pozabijać — po raz pierwszy od chwili przyjścia do domu odezwała się Rebekah —  ale ja muszę odpocząć, także zobaczymy się dopiero na kolacji w trzytysięcznym osiemset dziewięćdziesiątym roku — spróbowała uśmiechnąć się z kpiną, ale wypadło to raczej blado. Odwróciła się na pięcie i zapewne  skierowałaby się na piętro do swojej sypialni, gdyby nie Kol, który dzięki wampirzemu refleksowi zagrodził jej drogę.

  — A może rzucimy to wszystko w cholerę i pójdziemy się zabawić jak za starych dobrych czasów? —  zaproponował — słowo, że  się nie zająknę o tych idiotach — uniósł dwa palce prawej ręki w geście obietnicy. Rebekah uśmiechnęła się blado i z wdzięcznością ścisnęła jego dłoń. 

  —   Później, zgoda? Muszę się na chwilę położyć, głowa mi pęka —  to mówiąc wyminęła go i powoli ruszyła na piętro. 

  — Kol, co to miało być? — fuknął Elijah gdy drzwi do sypialni Rebekah zatrzasnęły się z hukiem — miałeś nam pomóc unormować sytuację a nie  jeszcze ją podjudzać. Wiesz jaka Rebekah jest emocjonalna. 

  —Całe wieki mieliście ją dla siebie, zawsze po swojej stronie — odparł Kol nonszalancko wzruszając ramionami —  nie mam zamiaru wpływać na nią i zmuszać, żeby wam wybaczyła. Klaus okłamywał nas wszystkich od samego początku, ty też nie jesteś święty Elijah. Rebekah zawsze wybierała was, ciebie Nik, zamiast wszystkich innych. Tłumaczyła cię przed całym światem, nie chciała pogłębiać twoich lęków i paranoi, chciała, żebyś miał chociaż jedną osobę, która nigdy cię nie opuści. To ci obiecała i tego się trzymała. Gdy mnie sztyletowałeś wyłączała uczucia, żeby nie dawać ci powodów do zazdrości. Robiła to wszystko, bo rodzice cię zawiedli, bo sądziła, że jesteś jej bratem, że jest ci to winna, że musi być za ciebie odpowiedzialna. A ty to wykorzystywałeś i bezkarnie ją okłamywałeś. To co zrobiłeś dla niej za swego ludzkiego życia nijak ma się do tysiąca lat wyrzeczeń, bólu i krzywd. 

  — Kol — przerwał mu Elijah i spojrzał na brata surowo —  przybyliśmy tu aby na powrót stać się rodziną. I w imię tej rodziny proszę cię abyś pomógł nam uporać się z tym problemem...

Klątwa Pierwotnej RodzinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz