Rozdział 11

211 10 12
                                    

- Klaus, przyjacielu - Marcel uśmiechnął się z nutą goryczy i rozejrzał po głównym dziedzińcu - zastałem jedynego Pierwotnego, który zachował w sobie ździebko uroku?

Klaus uśmiechnął się półgębkiem znad butelki whysky.
- Masz na myśli moją naiwną, łatwo rozchylającą uda siostrzyczkę?

- Z tego co wiem określenie "siostrzyczka" jest mocno na wyrost - prychnął Marcel z kpiną - biorąc pod uwagę jak bardzo chroniłeś jej cnotę i z jaką paranoiczną zawziętością eliminowałeś kolejnych zalotników w połączeniu z nowo odkrytym faktem, że nie jesteście rodzeństwem o czym wiedziałeś od samego początku nazwałbym Rebekę raczej obiektem twojej niezdrowej fascynacji. Szczerze wątpię, żeby po tym wszystkim widziała w tobie nadal ukochanego brata.

W jednej chwili prześmiewcza postawa Klausa ustąpiła dzikiej wściekłości. Zacisnął palce na gardle Marcela i przyszpilił go do ściany.

- Posłuchaj mnie bardzo uważnie, bo nie będę się powtarzać. Siostra czy nie, Rebekah wciąż ma na nazwisko Mikealson a nie Gerard, jest siostrą moich braci i moją rodziną, najbliższą jaką miałem przez wieki. Nie śmiesz podważać moich intencji i praw - wysyczał nim skręcił mu kark.

- Niklaus! - zawołał Elijah ostrzegawczo.

Klaus uśmiechnął się diabelsko.

***

25 styczeń 2013 roku

Rebekah po raz tysięczny popchnęła drewnianą huśtawkę, wywołując uradowany chichot maleńskiej Hope. Miała już osiem miesięcy i wszystko co wprawiało ją w ruch powodowało jej radość. Rebekah odkryła, że ten śmiech był najsłodszym dźwiękiem, jaki przyszło jej słyszeć w ciągu tysiąca lat. Osiem miesięcy to dość czasu, aby bezgranicznie pokochać dziecko, któremu codziennie zmienia się dziesiątki pieluch, śpiewa kołysanki, opowiada bajki i tuli w objęciach do snu. Pokochać jej płacz i śmiech, docenić każdy uśmiech i radosny pisk, niecierpliwie oczekiwać pierwszego kroku. Dzięki tej dziewczynce dojrzała i stała się silną, niezależną i prawdziwie świadomą kobietą. Teraz patrząc w te wielkie ciemno niebieskie oczy Rebekah była w stanie dostrzec to co Elijah powtarzał odkąd dowiedział się o ciąży Hayley. Hope Mikealson była nadzieją dla ich rodziny, światełkiem w tunelu, ale przy tym największą tajemnicą, którą należało chronić. Rebekah nie wiedziała jak długo będzie musiała zastępować małej oboje rodziców i całą pozostałą rodzinę, ale jedno było pewne: kochała ją nad życie.

Kolejny wybuch rozkosznego śmiechu został stłumiony przez porywisty wiatr, który niespodziewanie wzniósł się nad placem zabaw. By duszący, przypominał smagnięcia batem, nosił w sobie znamiona czarnej magii. Rebekah wyczuła w nim esencję potężnej czarownicy a jedyną, którą umiała wyczuć była Esther Mikealson. Niebo nad jej głową nachmurzyło się, w powietrzu fruwały coraz to cięższe przedmioty. Huragan pozbawił ją tchu, ale Rebekah była Pierwotną, nie potrzebowała tlenu by żyć. W przeciwieństwie do małej Hope. Krew ścięło jej w żyłach na samą myśl. Porwała dziecko w ramiona i otuliła połami swojego czarnego płaszcza w nadziei, że to choć trochę ochroni ją przez wichurą. Kierowana instynktem zaczęła biec. Zostawiła za sobą wózek ze wszystkimi przyborami, ale to nie miało znaczenia. Czuła, że nawałnica wzmagała się z każdą sekundą. Ścigała się z wiatrem, którego nie mogła zgubić. W akompaniamencie rozdzierającego serca płaczu maleństwa robiła uniki przed kolejnymi gałęziami, które z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę pędziły w jej stronę.

- Zostaw nas w spokoju matko! - wrzasnęła ile sił w płucach - nie wygrasz tej bitwy. Nie wygrasz z nami!

- Rebekah - usłyszała głos, odległy jak echo wykrzyczane na szczycie góry. Teraz nie miała najmniejszych wątpliwości, że się nie myliła. Esther jakimś cudem znalazła sposób, by połączyć się ze śmiertelnym światem i znów zdecydowała się ścigać swoje dzieci. Mimo swych zabójczych zamiarów jej głos brzmiał jak dawniej, gdy nie marzyła o niczym więcej niż zapewnienie swoim pociechom ochrony. Pomimo nienawiści, pomimo krzywdy i sztuczek mających na celu ich zagładę w głębi duszy Rebekah coś się poruszyło, jakaś nuta, o której zapomniała w chwili gdy poznała prawdę na temat prawdziwych motywów swej matki. Ale wtedy była zaledwie dziewczynką na łasce nadopiekuńczego, władczego, porywczego starszego brata, która za wcześnie straciła matkę i wszystko co było jej drogie i która usiłowała to sobie zrekompensować. Teraz była ciotką, opiekunem i matką słodkiej dziewczynki, której rodzice przysięgli oddać życie, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Nie mogła ich zawieźć.

Klątwa Pierwotnej RodzinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz