- Klaus, przyjacielu - Marcel uśmiechnął się z nutą goryczy i rozejrzał po głównym dziedzińcu - zastałem jedynego Pierwotnego, który zachował w sobie ździebko uroku?
Klaus uśmiechnął się półgębkiem znad butelki whysky.
- Masz na myśli moją naiwną, łatwo rozchylającą uda siostrzyczkę?- Z tego co wiem określenie "siostrzyczka" jest mocno na wyrost - prychnął Marcel z kpiną - biorąc pod uwagę jak bardzo chroniłeś jej cnotę i z jaką paranoiczną zawziętością eliminowałeś kolejnych zalotników w połączeniu z nowo odkrytym faktem, że nie jesteście rodzeństwem o czym wiedziałeś od samego początku nazwałbym Rebekę raczej obiektem twojej niezdrowej fascynacji. Szczerze wątpię, żeby po tym wszystkim widziała w tobie nadal ukochanego brata.
W jednej chwili prześmiewcza postawa Klausa ustąpiła dzikiej wściekłości. Zacisnął palce na gardle Marcela i przyszpilił go do ściany.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie, bo nie będę się powtarzać. Siostra czy nie, Rebekah wciąż ma na nazwisko Mikealson a nie Gerard, jest siostrą moich braci i moją rodziną, najbliższą jaką miałem przez wieki. Nie śmiesz podważać moich intencji i praw - wysyczał nim skręcił mu kark.
- Niklaus! - zawołał Elijah ostrzegawczo.
Klaus uśmiechnął się diabelsko.
***
25 styczeń 2013 roku
Rebekah po raz tysięczny popchnęła drewnianą huśtawkę, wywołując uradowany chichot maleńskiej Hope. Miała już osiem miesięcy i wszystko co wprawiało ją w ruch powodowało jej radość. Rebekah odkryła, że ten śmiech był najsłodszym dźwiękiem, jaki przyszło jej słyszeć w ciągu tysiąca lat. Osiem miesięcy to dość czasu, aby bezgranicznie pokochać dziecko, któremu codziennie zmienia się dziesiątki pieluch, śpiewa kołysanki, opowiada bajki i tuli w objęciach do snu. Pokochać jej płacz i śmiech, docenić każdy uśmiech i radosny pisk, niecierpliwie oczekiwać pierwszego kroku. Dzięki tej dziewczynce dojrzała i stała się silną, niezależną i prawdziwie świadomą kobietą. Teraz patrząc w te wielkie ciemno niebieskie oczy Rebekah była w stanie dostrzec to co Elijah powtarzał odkąd dowiedział się o ciąży Hayley. Hope Mikealson była nadzieją dla ich rodziny, światełkiem w tunelu, ale przy tym największą tajemnicą, którą należało chronić. Rebekah nie wiedziała jak długo będzie musiała zastępować małej oboje rodziców i całą pozostałą rodzinę, ale jedno było pewne: kochała ją nad życie.
Kolejny wybuch rozkosznego śmiechu został stłumiony przez porywisty wiatr, który niespodziewanie wzniósł się nad placem zabaw. By duszący, przypominał smagnięcia batem, nosił w sobie znamiona czarnej magii. Rebekah wyczuła w nim esencję potężnej czarownicy a jedyną, którą umiała wyczuć była Esther Mikealson. Niebo nad jej głową nachmurzyło się, w powietrzu fruwały coraz to cięższe przedmioty. Huragan pozbawił ją tchu, ale Rebekah była Pierwotną, nie potrzebowała tlenu by żyć. W przeciwieństwie do małej Hope. Krew ścięło jej w żyłach na samą myśl. Porwała dziecko w ramiona i otuliła połami swojego czarnego płaszcza w nadziei, że to choć trochę ochroni ją przez wichurą. Kierowana instynktem zaczęła biec. Zostawiła za sobą wózek ze wszystkimi przyborami, ale to nie miało znaczenia. Czuła, że nawałnica wzmagała się z każdą sekundą. Ścigała się z wiatrem, którego nie mogła zgubić. W akompaniamencie rozdzierającego serca płaczu maleństwa robiła uniki przed kolejnymi gałęziami, które z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę pędziły w jej stronę.
- Zostaw nas w spokoju matko! - wrzasnęła ile sił w płucach - nie wygrasz tej bitwy. Nie wygrasz z nami!
- Rebekah - usłyszała głos, odległy jak echo wykrzyczane na szczycie góry. Teraz nie miała najmniejszych wątpliwości, że się nie myliła. Esther jakimś cudem znalazła sposób, by połączyć się ze śmiertelnym światem i znów zdecydowała się ścigać swoje dzieci. Mimo swych zabójczych zamiarów jej głos brzmiał jak dawniej, gdy nie marzyła o niczym więcej niż zapewnienie swoim pociechom ochrony. Pomimo nienawiści, pomimo krzywdy i sztuczek mających na celu ich zagładę w głębi duszy Rebekah coś się poruszyło, jakaś nuta, o której zapomniała w chwili gdy poznała prawdę na temat prawdziwych motywów swej matki. Ale wtedy była zaledwie dziewczynką na łasce nadopiekuńczego, władczego, porywczego starszego brata, która za wcześnie straciła matkę i wszystko co było jej drogie i która usiłowała to sobie zrekompensować. Teraz była ciotką, opiekunem i matką słodkiej dziewczynki, której rodzice przysięgli oddać życie, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Nie mogła ich zawieźć.
![](https://img.wattpad.com/cover/137215568-288-k629012.jpg)
CZYTASZ
Klątwa Pierwotnej Rodziny
RandomRebekah po 100 latach powraca na łono rodziny. Nie jest pewna czy opieka nad najmłodszą Hope to wystarczający powód aby Klaus wybaczył jej dawne grzechy. Nie zdaje sobie sprawy, że ten ukrywa prawdę o wiele bardziej szokującą, mogącą zaważyć na całe...