Rozdział 22.

140 9 62
                                    

notatka od autorki:

witam Was wszystkich po tak długiej, niewybaczalnie długiej przerwie. Tak wiem, minął ponad rok. Tak wiem, większości z Was już znudziło się czekanie na dalsze rozdziały a Ci wytrwalsi, którzy wierzyli, że coś jednak może się tu jeszcze pojawić zapewne nie pamiętają co wydarzyło się w poprzednich rozdziałach. Mogę Was tylko zapewnić, że teraz już wracam na dobre i bardzo za to wszystko przeprosić błagając o wybaczenie i przyjęcie mnie z powrotem. Miałam w życiu bardzo ciężki czas- choroba i śmierć bliskiej osoby, wyjazd za granicę do pracy, wiele godzin ciężkiej harówki i słaby internet. To tak w skrócie. Potrzebowałam czasu, żeby nabrać do wszystkiego dystansu i zatęsknić za Wami i za pisaniem, za tą historią. Za Klausem, Rebeką, Elijah, Hope, za Kolem a nawet za Hayley. Ale teraz jestem zregenerowana i zmotywowana by dokończyć tą opowieść, bo to ona sprawiła, że weszłam z Wami w taką relację, w jaką można wejść tylko dzięki wspólnej pasji. Przepraszam też wszystkich, którzy pisali do mnie w sprawie swoich cudownych opowiadań i do dzisiaj nie doczekali się ani odpowiedzi ani komentarza. Obiecuję to wszystko nadrobić i mam nadzieję, że jesteście mi to w stanie wybaczyć. Nie będę wymieniać każdego z osobna, bo zajęłoby mi to cały dzień, moje przeprosiny wysyłam w eter i kieruję do każdego z Was, bo każdy jest mi równie drogi. Obiecuję to wszystko nadrobić i jeszcze raz przepraszam tych, których zawiodłam. Kajam się przed wami i szykuję na wiadro pomyj, zwłaszcza gdy przeczytacie ten rozdział pełen niedorzeczności i braków fabularnych. To cala ja, prawda? Na swoją obronę powiem, że naprawdę nie pisałam rok czasu i ten rozdział to taka rozgrzewka. Proszę o wyrozumiałość. 

xOxO 

P.S Brawo dla tych, którzy przeczytali całą notatkę od autorki ;) To wam dedykuję ten rozdział ;*



Tygodnie mijały a atmosfera w domu gęstniała z dnia na dzień. Elijah zmienił podejście o sto osiemdziesiąt stopni i teraz to on unikał rodzeństwa. Często wychodził z domu a gdy już do niego wracał zamykał się w swoim gabinecie i oddawał się długim i głębokim przemyśleniom. Klaus bacznie obserwował Rebekę, ta z kolei próbowała opędzić się od rozochoconego Kola, który chyba popadł w nudę i marazm i szukał rozrywki doprowadzając siostrę do szału. Sama Rebekah natomiast w pełni oddała się przygotowaniom do bożonarodzeniowego balu. W nadzorowaniu służby i planowaniu kolejnych dekoracji szukała ucieczki od gryzących ją wyrzutów sumienia i goryczy spowodowanej poprawnym acz chłodnym zachowaniem Elijah. W chwilach wolnych od wszelkich zajęć odwiedzała Hope, opowiadała jej bajki i zapewniała o swojej miłości obiecując jednocześnie, że już niedługo znów będą razem. W rzeczywistości nie miała pojęcia jak złamać zaklęcie a co więcej wiedziała, że nie mogła tego zrobić jeśli chciała trzymać Dhalię w ryzach. Widziała ją tylko dwa razy w życiu, ale czuła jej aurę każdego dnia od chwili, gdy Hope zapadła w magiczną śpiączkę. A może czuła ją wcześniej? Może zawsze była przy nich wabiona mocą Hope? Rebekah cały czas chroniła małą przed Esther i aż do momentu ostatecznego starcia nie przyszło jej do głowy, by tą starą wiedźmą mogło powodować coś głębszego niż pragnienie uśmiercenia wszystkiego co związane z owocami jej lędźwi. A jednak, gdy przyszło do konfrontacji i minuty dzieliły je od nieubłaganego końca okazała miłosierdzie, które Rebekah odczytała wówczas jako echo dawnego matczynego instynktu.

25 luty 2019 roku

Dźwięk telefonu rozbrzmiał we wszechogarniającej ciszy niczym wystrzał z armaty. Oczy najbliżej siedzących pasażerów zwróciły się na nią z wyrzutem. Nim zdołała odebrać podeszła do niej stewardessa z wystudiowanym służalczym uśmiechem.

- Proszę wybaczyć, ale wszyscy pasażerowie zobligowani są do wyłączenia komórek podczas lotu - poinformowała ją ze sztuczną życzliwością - takie są procedury bezpieczeństwa.

Klątwa Pierwotnej RodzinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz