- Rebekah - wampirzyca podskoczyła w miejscu, wytrącona z zamyślenia. Hayley zachichotała pod nosem i położyła rękę na jej ramieniu.
- Zdaje się, że każdą pełnię przeżywasz równie mocno jak ja - westchnęła ze zrozumieniem.
- Właśnie marnujesz jej ostatnie minuty na rozmowie ze mną zamiast spędzać je przy córeczce.
- Właśnie opowiedziałam Hope jak bardzo za nią tęsknię i jakie wspaniałe przygody przeżywam w ciele wilka. A potem opowiedziałam jej bajkę w nadziei, że to uspokoi jej sny. Nawet nie wiem czy to słyszała. Ale mimo to jestem ci wdzięczna za te chwile, gdy mogę być tak blisko niej - głos Hayley się zatrząsł i kilka łez spłynęło po policzkach - tylko dla niej warto przejść przez takie piekło.
- Hayley, przecież wiem. Nic więcej nie musisz mówić - wyszeptała Rebekah, również nie kryjąc wzruszenia.
- Muszę - głos Hayley przybrał ostrzejszy ton - Rebekah, w ciele bestii czy nie, wciąż jestem kobietą i mam intuicję. I trochę cię już poznałam. Widzę, że coś cię dręczy, chodzi o coś więcej niż pradawna klątwa i bratanica w trumnie. Byłabym idiotką gdybym uznała, że to nie ma nic wspólnego z twoim powrotem do Nowego Orleanu, do braci. Szczerze mówiąc to niesprawiedliwe, że jako jedyna przyjaciółka i jak twierdzisz członek rodziny nie mogę poznać prawdy i dowiedzieć się co znów się wydarzyło. Rozumiem jednak, że to może być dla ciebie trudne i nie chcesz na ten temat rozmawiać. Proszę więc tylko o jedno. Pamiętaj, że ty, Elijah, Klaus a nawet Kol jesteście rodziną Hope. Bez względu na to kiedy złamiemy klątwę i przywrócimy ją do życia musicie być na to gotowi. Nie możecie dzielić się między sobą, bo chcę szczęśliwego domu dla córki. Chcę, żeby mogła dorastać w miłości, otoczona żywą legendą, jak księżniczka w bajkach, które przed nią roztaczałaś o wielkich i niezniszczalnych Mikealsonach, chroniących swoją krew za cenę życia. Chcę dla niej tego pieprzonego "zawsze i na wieczność". Więc jeśli jest coś o co mogę cię jeszcze poprosić to żebyś uporała się z tym problemem i z dręczącymi was demonami. Rebekah - chwyciła jej dłonie w swoje i mocno ścisnęła w iście siostrzanym geście - zasługujesz, jak my wszyscy, na szczęście. Ale nie zaznasz go póki nie odzyskasz rodziny i obie o tym wiemy. Dlatego wróciłaś.
Rebekah zamknęła oczy gdy usłyszała pierwszy chrupot. A po nim kolejne, niosące za sobą przeraźliwy skowyt przepełniony bólem. Otworzyła oczy dopiero gdy szary wilk zniknął w promieniach wschodzącego słońca. Wówczas pozwoliła, żeby łzy, które zgromadziły się pod jej powiekami popłynęły po policzkach. Próbując uspokoić targające nią emocje obróciła się na pięcie i przecięła nadgarstek. Oznaczyła krwią wejście do jaskini, a gdy poczuła, że magiczna kurtyna opada wkroczyła do środka. W wampirzym tempie pokonała odległość dzielącą ją od trumny z najmłodszym członkiem rodziny.
- Hopie, skarbie - szepnęła całując czoło małej - jak ci się rozmawiało z mamusią? Przyzwyczajaj się, bo obiecuję, że gdy już się obudzisz czeka was niekończąca się rozmowa. Obiecuję, że tym razem nikt wam nie przerwie. Zajmę się tym maleńka. Więc teraz odpoczywaj, zbieraj siły. Wszystko będzie dobrze.
***
Do domu Rebekah wróciła dopiero późnym popołudniem. Jakież było jej zdziwienie, gdy w progu potknęła się o ciało nieprzytomnego Marcela.
- Co do cholery? - warknęła, gdy jedynie ramiona Klausa uchroniły ją przed niechybnym upadkiem.
- Mam lepsze pytanie - wymruczał Klaus i w wampirzym tempie przemieścił się w drugi koniec dziedzińca. Nim się obejrzała przyciskał ją całym swym ciałem do chłodnej ściany.
- Twój kochaś przyszedł tu jak do siebie domagając się audiencji. Masz na sobie wczorajsze ubranie i zniknęłaś na ponad dwadzieścia godzin. Jeśli nie chcesz naruszać naszego słabego przymierza sugeruję natychmiastowe wyjaśnienia.
CZYTASZ
Klątwa Pierwotnej Rodziny
RandomRebekah po 100 latach powraca na łono rodziny. Nie jest pewna czy opieka nad najmłodszą Hope to wystarczający powód aby Klaus wybaczył jej dawne grzechy. Nie zdaje sobie sprawy, że ten ukrywa prawdę o wiele bardziej szokującą, mogącą zaważyć na całe...