— No nareszcie — rzekła Rebekah wyniośle. Rzuciła pakunek ze świeżymi ubraniami wprost pod nogi nagiej Hayley i ostentacyjnie stanęła do niej tyłem, chcąc zapewnić jej odrobinę prywatności.
— Ubieraj się — zarządziła ostro.
— Serio? żadnego "gdzie się podziewałaś", "jak się cieszę, że żyjesz" czy "co u ciebie słychać"? — zapytała Hayley podchodząc do niej już kompletnie ubrana.
— Nie tym razem — odparła Rebekah i podała jej woreczek z krwią. Ruszyła przed siebie nie oglądając się przez ramię, jakby pewna, że Hayley podąży za nią. I rzeczywiście już sekundę później usłyszała obok siebie jej miękkie kroki.
— Rebekah co się stało? —spytała ostrożnie.
— Nic, miejmy to już z głowy i wracajmy do swoich spraw —odparła Pierwotna lekceważąco.
— Hej! — zawołała oburzona Hayley — wstrzymaj się trochę, mówisz tu o mojej córce!
— Nie! Mówię o moim bracie, który z tęsknoty za tobą stracił rozum i pozwolił hordzie rozwścieczonych piesków Dhalii zrobić z siebie nadziewaną zębami pinatę!
Jej wrzask, donośniejszy niż kiedykolwiek wstrząsnął lasem i odbijając się od wszystkich drzew, każdego kamienia i głazu powrócił do nich ze zdwojoną siłą. Chmara ptaków wzbiła się do lotu przepłoszona hałasem. Stanęły naprzeciw siebie i dopiero teraz Hayley mogła rzeczywiście zmierzyć się z jej gniewem. Jej oczy ciskały gromy i przybrały barwę burzowego nieba, klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, skrzydełka nosa drgały i była niemal pewna, że zza uchylonych warg połyskują perłowo białe wampirze kły.
— O czym ty mówisz? — zapytała w końcu Marshall, gdy cisza wyraźnie zaczęła jej ciążyć.
Rebekah wzniosła oczy do nieba jakby prosiła wyższe istoty o cierpliwość i przezornie założyła ręce na piersi. Nie chciała zrobić krzywdy jedynej przyjaciółce, w dodatku matce Hope. Ostatecznie morderstwo, nawet jeśli w afekcie i nieumyślnie, to nadal morderstwo.
— Dlaczego nie chciałaś się z nim spotkać i wszystkiego wyjaśnić? — odezwała się po kolejnej minucie uporczywej ciszy — Elijah nie zasługuje nawet na to, by wiedzieć, że żyjesz i masz się całkiem dobrze? Nie zasłużył, by dowiedzieć się, że wciąż jesteś tą samą Hayley, która z miłości do córki dobrowolnie poddała się klątwie? Klątwie, która zmogła niegdyś jej rodziców? Czy ty wiesz, że wczoraj odbyło się eleganckie przyjęcie, bal Mikealsonów? Wydał go Elijah. I to on najlepiej z nas wszystkich się bawił. Miał dziką, zwierzęcą orgię ze sforą wilków o wielkości niedźwiedzi. Stukrotnie przekroczył śmiertelną dawkę jadu, ale trzeba przyznać, że dzięki niemu poruszał się bardzo dynamicznie, jak jeszcze nigdy w życiu.
— Rebekah...
— Hayles, on się nawet nie bronił — przerwała jej Pierwotna — nie skrzywdził ani jednego z nich, bo bał się, że któryś może okazać się twoim pobratymcą. Albo co gorsza tobą.
— Przecież ja bym nigdy...
— Ja to wiem, on nie. Trudno mu się dziwić, odchodzi od zmysłów. Hayley, to trwa o sto lat za długo. Żałuję, że przyrzekłam nie mówić o tym nikomu — Hayley zmarszczyła brwi, jakby zastanawiając się nad konsekwencją tych słów.
— Obiecałaś — przypomniała z naciskiem.
— Wiem — westchnęła Rebekah — I Kol uświadomił mi jedną ważną rzecz. Kiedyś zginę przez własną lojalność.
CZYTASZ
Klątwa Pierwotnej Rodziny
RandomRebekah po 100 latach powraca na łono rodziny. Nie jest pewna czy opieka nad najmłodszą Hope to wystarczający powód aby Klaus wybaczył jej dawne grzechy. Nie zdaje sobie sprawy, że ten ukrywa prawdę o wiele bardziej szokującą, mogącą zaważyć na całe...