Rozdział 27.

135 8 40
                                    

Już jakiś czas temu zapomnieli o efektownych krokach i kołysali się jedynie delikatnie objęci w rytmie kolejnych piosenek. Klaus rzucił jej rękawicę. Była boleśnie świadoma, że  czekał na jej odpowiedź i doskonale zdawał sobie sprawę z tego jaka to dla niej pokusa. Wreszcie miała szansę na poznanie jego wszystkich wrednych sekretów, wreszcie mogła dowiedzieć się prawdy o sobie i o wszystkim co próbował przed nią ukryć przez tyle lat. Nie wiedziała tylko czy to było tego warte. W jej głowie wciąż brzmiały jego słowa jak powracające echo.

"Spróbujmy to odbudować"

 Cholerny sprytny drań! Dlaczego akurat on musiał znać ją tak dobrze i wiedzieć jak ją podejść? Przygryzła dolną wargę w desperackiej próbie powstrzymania potoku słów, który cisnął jej się na usta. Nie złamie się, nie tym razem! Nie dla niego...

— Co znaczy, że zapomniałam? — wypaliła wprawiając i jego i siebie w niemałe zdumienie. On jednak dużo szybciej doszedł do siebie. Uśmiechnął się szeroko,  z wyższością. Pożałowała natychmiast swojego pośpiechu. A jednak nie zdołała się powstrzymać! Ale teraz, gdy już to powiedziała napięła się cała w oczekiwaniu. 

— Elijah opowiedział mi o dniu, gdy dowiedział się, że Esther nie była moją biologiczną matką — ciągnęła zniżając głos do szeptu — powiedziałeś mu wtedy, że Esther nie pozwoliła mi zachować wspomnień. Myślę o tym od wielu dni, bez przerwy. Nie rozumiem... 

Klaus zmełł w ustach przekleństwo. Zanotował w myślach, że chyba nadszedł  czas na nauczenie starszego brata odrobiny dyskrecji. Zamyślił się gniewnie marszcząc brwi. Czy gdyby skrócił mu odrobinę ten jego  paskudnie długi jęzor wciąż byłby taki wygadany? 

— Nieważne —  westchnęła widząc jego reakcję i odwróciła głowę starając się ukryć rozczarowanie — nie było pytania...

Lost in my head, and I can't leave
Watching the rain, falling away
Away from me

— Esther manipulowała nami wszystkimi, w tym ojcem, na długo zanim postradała zmysły, Rebekah — powiedział Klaus i delikatnie uniósł jej podbródek zmuszając by spojrzała mu prosto w oczy. 

I wanna feel something
I wanna feel air that I can breathe
I'm tired of being nothing
I'm tired 'cause I don't want to be
Make believe

— Więc zmusiła cię, byś zapomniała — ciągnął odgarniając jej z twarzy zbłąkany kosmyk włosów i założył go łagodnym gestem za ucho — bo było to łatwiejsze niż obrona syna bękarta. 

Osada Wikingów, 

Obecne Mystick Falls, 

999 r. n.e

Spadniesz Rebekah —  zawołał Niklaus spoglądając w górę . Wysoko między koronami drzewa jasnowłosa dziewczyna wspinała się aż na sam czubek. Wyprzedziła go już dawno, ale nie miał jej tego za złe. Podziwiał jej płynne ruchy, niesamowitą lekkość, z jaką pokonywała kolejne przeszkody. Potrafiła wygiąć się jak wąż sięgając odległych gałęzi i skakać tak wysoko jak górska kozica. Roześmiała się serdecznie i  jakby mu na przekór stanęła na samym wierzchołku dumnie wyprostowana. 

— Co jest Nik? Strach cię obleciał? —  zawołała zaczepnie, opierając ręce na biodrach. Biała halka idealnie podkreślała jej wąską talię, odrobinę szerze biodra i pełne piersi. Niklaus uczciwie musiał przyznać, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy a może i lat jej dziecięce kształty ustąpiły miejsca kobiecym krągłościom. Rebekah Mikealson wyrosła na jedną z najpiękniejszych dziewcząt w całej osadzie. Nie raz mierzył się z pożądliwymi spojrzeniami, jakie w jej kierunku rzucano. Wiedział, że pewnego dnia znajdzie męża i opuści dom rodzinny, ale jednocześnie cieszył się, że wraz z dojrzałością cielesną nie opuściła jej dziecięca psota. Wiedział, że zostało im jeszcze wiele wspólnych beztroskich chwil. Starał się nimi cieszyć, choć gdzieś na peryferiach jego umysłu czaiła się obawa o przyszłość. 

Klątwa Pierwotnej RodzinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz