4. Zazdrość? To nie mój grzech!

1.1K 87 200
                                    


Kuro:

Leżałem na brzuchu wtulając się coraz bardziej w ciepłe ciało pode mną. Mahiru za to nieświadomie objął moją głowę, głaszcząc ją. Nie mogłem powstrzymać zadowolonego mruczenia. Miałem myśleć nad ratowaniem Mahiru ale... Lenistwo mnie dopadło. Heh... Tak, Servampa Lenistwa dopadło lenistwo. No kto by pomyślał? Na sarkazm mi się wzięło. Zacząłem sunąć po jego koszuli moim noskiem rozpoznając wszelkie zapachy, które osiadły na nim. Czuć było obiadem, kolacją... Hmm, mniam. Środkami czystości też, ale to nie one sprawiły grymas na mojej twarzy. Powąchałem bardziej aby być pewnym. Tak. Mahiru śmierdział. Śmierdział smrodem Watanukiego. 

- Obrzydlistwo - warknąłem, oddalając się od tej skażonej bluzki. 

Dopiero teraz przypomniało mi się, że wspominał o tym, iż ten ufoludek pożyczył mu jedną z bluzek, gdy u niego nocował a poplamił keczupem swoją. Wierzyć mi się nie chciało jak powiedział, że się poplamił. Nie on. Fuknąłem, wyswobadzając się z jego ramion. Wstałem, kołysząc się w przód, wolałbym wracać do łóżka ale muszę się też przewietrzyć, by zapomnieć o tym niesmacznym zapachu. Otworzyłem okno i przeskoczyłem cicho przez nie. Powiew czystego powietrza uderzył w moją twarz rozwiewając niebieskie kosmyki włosów. Zacząłem iść przed siebie w niewiadomym kierunku rozmyślając.

Co się ze mną dzieje? Nigdy się tak nie zachowywałem. Dziwnie się czuję, gdy moje reakcje są jak nie moje. Bo dajmy na to ten spacer w środku nocy. Normalnie bym spał. Lub to dziwne uczucie gdy kłuje mnie w sercu, gdy Mahiru zbliża się zanadto do zielonowłosego i na odwrót. Kiedy nawet zechciałem mieć go jedynie dla siebie? Na początku tej paskudnej przygody z pozwoleniem sobie na zawładnięcie moim mózgiem przez instynkt kota domowego myślałem, że będzie jak kiedyś. Miesiąc chęci czułość i tyle. Ale to się już ciągnie latami! Przesada. I z tymi uczuciami też. Jeszcze do nikogo nie byłem tak przywiązany jak do Mahiru. To zabrnęło o wiele za daleko. 

Przystanąłem, rozglądając się by ocenić moje położenie. Park. Całkowicie wyludniony. Cudownie. Usiadłem już wykończony tym chodzeniem i myśleniem na ławce odchylając głowę do tyłu. Zapanowała u mnie całkowita pustka w głowie. Dlaczego nic nie może wrócić do dawnego trybu? Tyle pytań, zero odpowiedzi. Porąbane to wszystko. 

Mahiru:

Obudziłem się z bólem głowy. Nie wiem skąd wynikał ale był bardzo bolesny, więc jak wstałem od razu zacząłem poszukiwania tabletek przeciwbólowych. Dobrze, że uzupełniam regularnie apteczkę. Wypiłem duszkiem wodę połykając gorzką tabletkę. Począłem robić śniadanie, dziś kuchnia podawała jajecznicę na boczku. Styl Amerykańskich śniadań jak słyszałem. Dodatkiem był sok pomarańczowy. Jeśli Kuro się do niego wczoraj nie dopadł to powinien być. Właśnie, Kuro. Odłożyłem patelnie na stół. 

- Gdzie on jest? - Mruknąłem do siebie cicho. W domu panowała nienaturalna cisza grobowa. 

Wczoraj wieczorem wampir uznał mnie za poduszkę, kładąc się całym sobą na moją klatkę piersiową. Teraz go nie ma. Co on tak nagle lubi znikać? To zaczyna być bardziej denerwujące niż uciekając od niego do bodajże łazienki. Wtedy wiadomo co robi, gdzie jest. Mogłem stwierdzić zdecydowanie, że w mieszkaniu ślad o nim zaginął. Nawet szafa wyglądała na nienaruszoną. Jej środek również. Przetarłem czoło, gdy usłyszałem nagle dzwonek do drzwi. Szybko zerknąłem na zegar. Siódma dwadzieścia sześć. Kto o tej porze mógł przyjść? Nawet listonosze tak z rana nie przychodzą. Kto był taki stuknięty? 

Okazało się, że za drzwiami stał Sakuya z siatką w dłoni i radosnym uśmiechem. No, już wiadomo kto. 

- Cześć, stary. Mogę wejść?

- Jasne, wchodź śmiało. Ale Sakuya, co tak wcześnie? - Spytałem, prowadząc do kuchni.

- Tak jakoś przechodziłem obok i nagle zatęskniłem za twoją kuchnią. Co tym razem pichcisz?

Leniwa Miłość [W TRAKCIE POPRAWIANIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz