Sherlock Holmes?

878 58 241
                                    


Mahiru: 

Staliśmy wraz z Kuro przed stacją King's Cross zastanawiając się dokładnie co mamy ze sobą zrobić. Mieliśmy w zasadzie dwie opcje. Pierwszą z nich był powrót do restauracji z nadzieją na zastanie w niej Tsubaki'ego. Za to druga przedstawiała plan znalezienia naszych przyjaciół. Kuro dorzucił jeszcze zostanie na stacji i przeszukania pociągu w którym byłby wygodny wagon do spania ale ta propozycja nawet nie została przeze mnie rozpatrzona. Najbardziej korzystna byłaby pierwsza opcja, jednakże jest ona mało prawdopodobna. Zatem została nam druga. Tylko nie wiedzieliśmy gdzie zacząć. Nie mieliśmy nawet punktu zaczepienia. Nawet ostatnie wspólne miejsce jakim był park nic nam by nie pomógł. Próbowałem kilkukrotnie się z nimi skontaktować lecz telefon mówił, że jest brak możliwości kontaktu. Inaczej, brak sygnału. 

- To co w końcu robimy? - Spytał mój wampirek leniwie bawiąc się moimi palcami. 

Zrezygnowany westchnąłem. Ja naprawdę nie wiedziałem co robić i to ani trochę. Nie fajne uczucie. 

- Nie wiem - w końcu odpowiedziałem nadal rozmyślając. 

- A ja wiem - mruknął znudzony łącząc nasze dłonie w uścisku. 

- Tak? - Zdziwiony zatrzymałem się w pół kroku i odwróciłem twarz ku niemu. - Więc? - Ponagliłem widząc brak zainteresowania Kuro dalszą rozmową. 

- Idziemy na Baker Street. Detektyw pomoże nam ich odnaleźć - powiedział nieco żywiej. 

Powstrzymałem wybuch śmiechu widząc w oczach Kuro ekscytacje. Nie sądziłem, że taka osoba (pominę, że fikcyjna) może wzbudzać w nim taki entuzjazm. A czy ja również w nim taki mogę wzbudzić...? Dobra, koniec tych myśli bo w tym momencie aż moje policzki na nowo przybrały czerwony odcień. Holender, niedawno mi przeszły rumieńce. 

- Niech będzie. Może nam pomoże - uśmiechnąłem się by potem zmarszczyć brwi. - A wiesz w którą stronę iść? 

- Hm... 

Kuro zmrużył oczy by następnie wzruszyć ramionami.

- Istnieje takie coś jak spytanie rodowego Londyńczyka o drogę - szepnął znudzony. 

Gdy ja byłem trochę zirytowany chłopak o niebieskich włosach zaczął prowadzić mnie w stron ulicy i pewnie kierował na północ jakby jednak wiedział dokąd pójść. 

Żałowałem, że nie posiadaliśmy żadnej mapy ale chcąc nie chcąc musimy sobie radzić. Skupiłem się teraz na drodze malującej się przed nami. Letni, nocny wiatr odpędzał ledwo widoczne, groteskowe chmury żeby na następny dzień nie było deszczu ale z tego, że Wielka Brytania słynie ze swojej deszczowej aury coś mi podpowiadało, iż ten wiatr na nic się zda. Może chociaż uda mu się sprawić abyśmy ujrzeli choć jedną gwiazdę ciemnego nieba? Mijane przez nas zegary na budynkach wskazywały grubo po pierwszej nocy. Czułem niebywałe zmęczenie lecz nie mogłem sobie pozwolić na odpoczynek. Bałem się o swoich przyjaciół a cała ta sprawa nie dawała mi spokoju w umyśle. 

Miałem nadzieję, że pozostałym nic nie jest. Myśl o tym, że mogło im się coś stać była przytłaczająca. Istniało jeszcze coś. Jeśli nawet i znaleźli Hyde to mógł zostać przecież zainfekowany przez tego wirusa. I pozostali mogli zostać w to wciągnięci. Przegryzłem wargę na samo wyobrażenie. Trzeba będzie jak najszybciej znaleźć Shamrock'a by uzyskać odtrutkę na to cholerstwo. Ale moment, jeśli zdołał ocalić się przed wirusem to całkowicie obalało to opowieść Licht'a który mówił, że on z nimi współpracował oraz próbował wywieźć gdzieś indziej. Coś mi tu bardzo nie grało.

Z moich ponurych myśli wyrwał mnie lekki ścisk dłoni. Zerknąłem na jej posiadacza i od razu moje serce zabiło mocniej. Chłopak, na oko, osiemnastoletni miał wbite czerwone spojrzenie przed siebie. Powieki w połowie zakrywały jego znudzony wzrok a niebieskie kosmyki jego fryzury je delikatnie zasłaniały. Z tyłu natomiast były rozwiewane przez szemrzący wiatr. Szedł pewnie przed siebie, niczym niezmącony duch o spokojnym usobieniu. Kuro wcale nie wyglądał jakby się martwił. Wydawał się, jak zawsze, spokojny i niewzruszony niczym. Jakby wszystkie przeżyte przygody go nie poruszyły. Jakby kilkanaście minut temu wcale mnie nie całował czy walczył z Sakuyą. Osoby trzecie mogłyby nigdy nie pomyśleć co on w życiu robi. Jedynie by wywnioskowały, iż sobie spaceruje po ulicach Londynu. Nie rozumiałem często jego zachowania. Ale może to było spowodowane jego wiecznością? Istota żyjąca tak długo powinna mimo wszystko być przyzwyczajona do takich przeżytych dni. Jego wieczność w chwili obecnej mnie przytłoczyła. Nie chodzi o jego postępowanie ale o sam fakt bycia wiecznym wampirem. Zwiesiłem głowę. Ja jestem tylko zwykłym człowiekiem. Słabą formą życia. Nigdy tak nie myślałem jednakże myśl, że Kuro mnie przeżyje spowodowała taki tok myślenia. Kiedyś umrę. Bo wiecznie nie będę przy nim. Moje serce lekko mnie zakuło. Ta myśl bolała. Powinienem cieszyć się, że moja miłość do niego została odzajemniona choć nic po pocałunku nie mówiliśmy. Więc teraz naszło mnie pytanie. Czy aby napewno odzajemniona? Niepewność spadła na mnie jak ulewa z nieba której wiatr jednak nie przemógł. 

Leniwa Miłość [W TRAKCIE POPRAWIANIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz