Polana Romantyczności

981 82 219
                                    


Mahiru:

Minął tydzień od ostatnich wydarzeń. I zbliżała się połowa lipca. Każdego dbia upał dobijał każdą osobę odważającą się wyjść na zewnątrz. Lubię lato ale i dla mnie jest lekką przesadą plus trzydzieści w cieniu. Miałem nadzieję, że w dniu ślubu chociaż natura się zlituje i nie będzie tak ciepło. Fakt, ceremonia odbędzie się planowanym późnym wieczorem aby wampiry mogły bezpiecznie być w ludzkiej postaci lecz jeśli będzie tak gorąco w dzień to wykończenia nas dosłownie wykończą. 

Siedziałem w autobusie kierującym się poza miasto. Wczoraj wieczorem dostałem wiadomość iż Misono wraz z Lilly'm wybrali idealne miejsce na ślub. Szkoda tylko, że jest tak daleko. Cóż, jeśli teren okaże się naprawdę świetny nie będzie mowy o negocjacjach w tej sprawie. Plecak, leżący na moich kolanach, lekko się zatrząsł dając mi do zrozumienia, że kot znajdujący się w środku dłużej nie wytrzyma w tym upale. Doskonale go rozumiałem, jednakże nie potrafiłem tego zaradzić bo nie jestem zaklinaczem pogody w żadnym stopniu. Mocniej objąłem plecak.

Przez ten tydzień Kuro chodził przybity do tego stopnia, że zaczynałem już porządnie się o niego niepokoić. Próbowałem go w jakikolwiek sposób rozweselić ale wszystko spełzło na niczym. Ciekawość mnie zżerała o czym rozmawiał z braćmi. Ale ani on ani oni nie zamierzali mówić i trzymali usta pod kluczem. 

Sprawa z Sakuyą również się nie rozwiązała. Codziennie do mnie dzwonił lub pisał takiego typu wiadomości: jak się czujesz? Co u ciebie? Czy już się zastanowiłeś...? Po dwóch dniach kupiłem nowy telefon. Nie miałem żadnej ochoty z nin gadać. O zobaczeniu się nie było nawet myśli. Powiedział, że mnie kocha. I uważa, że mu odpowiem na trzeci dzień? Czułem się wykończony wszystkim. Już dawno stwierdziłem u siebie pracocholizm jednak ostatnio wszystko mnie przerasta. Ze zmęczeniem ułożyłem głowę na plecak na moment zapominając o siedzącym tam kotku.

- Zgnieciesz mnie! - Usłyszałem zduszone miałknięcie.

- Przepraszam.

Szybko się wyprostowałem. Suwak plecaka odpiął się ukazując mi czarną kulkę ze złotym dzwoneczkiem na czerwonej obroży. W oczach kotka widniało zmęczenie i obojętność. Wyskoczył z plecak siadając na moich kolanach domagając się pieszczot. Zacząłem go delikatnie głaskać a on odpowiadał mi zadowolonym mruczeniem. Przez ten tydzień też coś się zmieniło. Kuro już tak do mnie się nie kleił, nadal jednak lubił jak go głaskam po główce. 

- Ile jeszcze do tego genialnego miejsca państwa Arisuin? - Ziewnął.

Dobrze, że nikogo nie było w autobusie bo gadający kot to rzeczywiście dziwne zjawisko.

- Jeszcze dziesięć minut - odpowiedziałem patrząc na godzinę w telefonie. 

- Eee... po co my ruszaliśmy się z domuuu... - jęknął turlając się. - Słońce mnie zabijeeee i wtedy będzie problem.

- Problemem jest twoje marudzenie. A w ogóle jesteś nieśmiertelny.

- I tak umrę przez Słońce!

- Już to gdzieś słyszałem... i chyba również z twoich usta - uśmiechnąłem się na samo wspomnienie.

Dzień w którym zawarliśmy ze sobą pakt. Dzień w którym rozpoczęła się nasza przygoda. Podrapałem Kuro po głowie potem chowając go do plecaka. Wysiadłem na przystanek i wraz z instrukcją jaką wysłał mi Misono udałem się do miejsca przyszłej ceremonii. Musiałem się przedrzeć przez las i jakieś piaski. Po drodze klnąłem jak szalony i złość na narzeczonych wzbierała we mnie. W któreś chwili nawet się wywaliłem. Ległem jak długi na ziemię. Fajowo.

- Mendokuse - warknął Servamp.

Wyskoczył z plecaka zmieniając postać i pomógł mi wstać. Następnie przerzucił mnie przez ramię zaczynając szybko biec.

Leniwa Miłość [W TRAKCIE POPRAWIANIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz