Dziwny Telefon

867 59 123
                                    


Mahiru:

Przewróciłem się na bok następnego dnia czując ból oraz zdrętwienie mojego organizmu. Ostatnie dni były dość ciężkie a ja wraz z Kuro lataliśmy z jednej strony miasta do drugiej. I tak w kółko. Istniała taka możliwość, że moje ukryte lenistwo wyszło na wierzch przez co odechciało mi się całkowicie wstanie z łóżka. Gdy już przymknąłem oczy zadzwonił mój telefon... Ech, chyba w końcu powinienem choć raz posłuchać marudzenia Kuro i wyłączyć go aby co rusz nie wybiegać z własnego mieszkania w którym nawet na jedyne pięć minut chciałbym odsapnąć od męczących obowiązków w jakie się zoobowiązałem. Po nieudanym szukaniu dłonią urządzenia spadłem na podłogę w nie zjawiskowym salcie. Huk był na tyle mocny, że aż Kuro przybył zdezorientowany na miejsce mojej katastrofy.

- Ćwiczysz akrobację z rana? - Podszedł do mnie by pomóc mi wstać. 

Zawstydzony pokręciłem głową zaprzeczając i stanąłem na równe nogi. Okazało się, że telefon był po drugiej stronie szafki. Westchnąłem rozczarowany swoją postawą i pamięcią. Chwyciłem go by zobaczyć kto próbował się ze mną skontaktować. To był Licht. 

- Co też mógł chcieć? - Mruknąłem sennie. 

Próbowałem się do niego dodzwonić jednak teraz to on nie odpowiadał. Musiałem niestety oznajmić wylegującemu się już na łóżku chłopakowi z niebieskimi włosami iż musimy opuścić miejsce naszego pobytu. Odmówił po wypowiedzeniu przeze mnie jednego słowa usprawiedliwiając się, że musi zająć się swoimi sprawami i, że znów zamierza dzisiaj przejąć moją sypialnie. Tym razem ja odmówiłem.

- A jeśli to coś ważnego? - Zawołałem. Dzwonił cztery razy. Więc musiało się coś stać wielkiego.

- Och taaaak. Zapewne chcą omówić z tobą jakie obrusy powinny znaleźć się na stolikach w sali weselnej. Bardzo ważna sprawa.

Spojrzałem na niego z pod ściągniętych brwi rozeźlony jego śmiesznym zachowaniem. No jak tak można?! Bez sumienia kopnąłem go w kolano. Było ono najbliżej żeby zaatakować. Spojrzał na mnie z udawanym żalem za to okrucieństwo. Widząc moje spojrzenie od razu wstał z łóżka i bez słowa udał się po swoją niebieską kurteczkę znajdującą się... Chyba w kuchni. A może była w salonie? 

Kuro:

Widok złego Mahiru nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy więc wolałem stanąć się grzecznym i wychowanym kiciusiem. Szlag by to wszystko trafił! Chciałem posiedzieć w ciepłym domku i spokojnie po pracować. Na same słowo wypowiedziane w mojej głowie wzdrygłem się. Ja i praca. Niestety, ale dla wyższych celów jakie sobie obrałem byłem w stanie się tak drogo i niewyobrażalnie poświęcić. Ubrałem moją kurtkę i po zastanowieniu się wziąłem również serduszko. Nastolatek będący już w korytarzu otworzył plecak i spojrzał na mnie bardzo zdziwiony gdy władowałem do niej wpierw moją podusię. No co? Mam dość obijania mojego biednego, kociego ciałka. Po każdej wycieczce mam ukryte siniaki. Następnie sam wskoczyłem do środka i z zadowoleniem ułożyłem się na mięciutkim przedmiocie. I tak powinienem podróżować od samiuskiego początku. Że też wcześniej na to nie wpadłem. Jak miło~~~

Mahiru:

Biegłem jak najszybciej się dało w stronę hotelu w którym mieszkała para Chciwości. Stwierdziłem, że powinienem zapisać się na jakiś zawodowy wyścig. Takie sobie tępo wyrobiłem, że mógłbym spokojnie każdego przegonić a i nawet zdobyć złoty medal. Kto wie? 

Wbiegłem do holu szukając wzrokiem windy. Gdy w końcu postanowiła mi się ukazać szybko do niej wskoczyłem od razu wciskając guzik kierujący nas na samą górę. W tym czasie wygoniłem Kuro z plecaka. Ten w czasie spadania zmienił postać i przez to z głośnym hukiem wylądował na podłodze na plecach z nogami na ścianie. 

Leniwa Miłość [W TRAKCIE POPRAWIANIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz