Ameryka, Kanada, baza Ocalałych
Hux wrócił z pojedynku z Pustynnymi, którzy zaatakowali jego, Phasmę oraz Poe na złomowisku. Niestety kobieta nie przeżyła ataku... Wszyscy mieli nadzieje, że nie spotkają więcej swoich wrogów, jednak to się nie stało.
— Pustynni! — zaalarmował Hux. Stał na murach obozu, gdzie po chwili dołączyli do niego Poe, Ben i Finn.
— Czego tu chcecie? — zapytał Poe, trzymając w pogotowiu broń.
— Doszły mnie słuchy, że jeden z waszych zaatakował wczoraj moich ludzi — wyjaśnił Snoke — dowodzący Pustynnych. Był wysokim, postawnym mężczyzną. Na jego twarzy widać było wiele blizn. W zakryciu ich nie pomagał w całe brak włosów na głowie. Chociaż mężczyzna nie bardzo się tym przejmował.
— Chyba twoje źródło jest mało wiarygodne — odparł Finn. — Gdyby nie twoi ludzie, nie byłoby całej tej masakry.
— Wielu moich przyjaciół zginęło — wyrwał się jeden z mężczyzn stojących koło Draxa. — Przez tego tutaj. — Wskazał palcem na rudowłosego.
— Nie możemy po prostu o tym porozmawiać? — zaproponował Hux. Jednak zamiast odpowiedzi, ujrzał nieznaną mu dziewczynę, wyprowadzoną z auta.
— Rey! — krzyknął Solo. — Zostawcie ją!
— Albo stamtąd schodzisz albo ona straci życie.
Ben spojrzą błagalnie na Armitage'a.
— Ona jest niewinna! Nie ma z tym nic wspólnego!
Snoke uśmiechnął się i przejechał końcówką noża po policzku dziewczyny.
— Nie! — odezwał się coraz bardziej wściekły Solo.
— Masz pięć sekund, a potem...
Hux nie wiedział co zrobić. Z jednej strony nie chciał narażać siebie, ale z drugiej nie mógł pozwolić na to, aby niewinna osoba zginęła.
— Pięć... cztery... trzy... dwa... je
— Dobra, schodzę! — zdecydował i zszedł z muru. Usłyszał jeszcze „dziękuję", dochodzące z ust Solo.
Podszedł do oprawców, a następnie poczuł silne ramiona, blokujące mu jakikolwiek ruch. Poczekał na odpowiedni moment i spróbował się wyszarpnąć, co niestety skończyło się fiaskiem i jedynie rozgniewało Pustynnych.
— Nie ładnie — stwierdził Snoke, a jedna z kobiet stojących obok niego, przystawiło Huxowi pistolet do głowy. Już miała strzelić, gdy to ona została postrzelona prosto w tył głowy. Armitage wyzwolił się z uścisku i zaczął bić się z całą resztą.
— Rey, uciekaj! — rozkazał. Niestety podczas swojej ucieczki jeden z wrogów wystrzelił w jej kierunku, a ta upadła na ziemię.
— Nie! — wrzasnął z bólem Ben, wciąż strzelając do Pustynnych.
— Rozwalić tą bramę! — krzyknął Snoke i chwilę później horda zombie wtargnęła na teren obozu. W ostatniej chwili mężczyznom udało się uciec, zabierając ze sobą ich przyjaciółkę — Rose.
Wsiedli do aut i odjechali najdalej jak mogli. Kiedy w końcu upewnili się, że nikt ich nie śledzi, stanęli, aby omówić kolejne kroki.
Ostatnim, który wysiadł z pojazdu był Ben. Szedł ze zwieszoną głową, nic nie mówiąc.
— Przykro mi — powiedział Hux, chcąc chociaż trochę pomóc Solo.
— Przykro? Przykro?! — odparł mężczyzna, podchodząc do Armitage'a. — Gdyby nie ty, ona by żyła! To przez ciebie jej tutaj nie ma! — Chwycił rudowłosego za ramiona z zamiarem uderzenia, jednak przeszkodził im Poe celujący do Bena.
— Odsuń się — powiedział. Podszedł bliżej mężczyzn, wciąż z bronią w ręku. — Jeżeli chcemy przeżyć musimy sobie pomagać. — Ben puścił Huxa z taką siłą, że ten uderzył plecami o twardy grunt. Brunet za to odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
— Pomóc? — usłyszał głos z góry, a następnie ujrzał rękę czarnoskórego mężczyzny. Armitage przyjął pomoc, wstał i otrzepał się z kurzu. — Spokojnie, jeszcze wróci — pocieszył rudowłosego.
— Mam nadzieję.
=============================================================
Hejo!
Jeżeli ktoś grał w TWD to pewnie wie o co chodzi, jeżeli nie to nie ;)
Taki pomysł nawiedził moją głowę jakiś czas tamu, więc w końcu został zrealizowany :)
PS. Gwiazdki i komentarze motywują.
CZYTASZ
Star Wars Stories |ONE SHOTS|
FanfictionPo prostu one shoty ze Star Wars. Nic dodać, nic ująć.