Alternatywa [Reylo]

519 37 1
                                    

Były takie dni, podczas których Bena chwytały wyrzuty sumienia. Przypominał sobie wówczas o Kylo Renie - zimnym potworze bez uczuć, mordercę własnego ojca i mimo tego, że Leia i Rey, czyli dwie najważniejsze dla niego osoby mu wybaczyły, on nie potrafił wybaczyć sobie.

- Rey - zwrócił się do niej jednej nocy. Dziewczyna odpowiedziała jedynie niewyraźnym mruknięciem i mocniej wtuliła się w mężczyznę . Nic dziwnego, skoro była to bardzo późna godzina.

- Co ludzie o mnie myślą? - zapytał. Brązowooka już wiedziała, do czego będzie zmierzać ta rozmowa, dlatego lekko odsunęła się od Solo i spojrzała mu głęboko w oczy.

- Że jesteś odważną, rozsądną, lekko wybuchową i lojalną osobą, która musiała przejść bardzo wiele w swoim życiu, aby w końcu odnaleźć w sobie te wszystkie cechy i stać się tym facetem, którym jest teraz - odpowiedziała bez wachania.

Czarnowłosy chciał Mocą wyczuć kłamstwo, jednak pomylił się, a wszystko, co powiedziała była zbieraczka złomu, było najszczerszą prawdą, w którą wciąż nie chciał uwierzyć.

- Kto tak niby sądzi? - Ciągnął dalej tą rozmowę

- Ludzie - odparła i dodała. - W końcu na reszcie stałeś się jak Darth Vader.

Po usłyszeniu tych słów Bena zamurowało. Może jeszcze kilka lat temu cieszyłby się z tego określenia, ale teraz?! Bez słowa opuścił swoją partnerkę i udał się w swoje miejsce, gdzie zwykle medytował. Usiadł na wilgotnej od rosy trawie i starał się skupić. Wszystkie wspomnienia z jego życia przewijały się w jego głowie. Widział śmierć tych niewinnych dzieci, swojego ojca, wszystkich ofiar, które kiedykolwiek zabił. Jego oddech gwałtownie przyspieszył. Gdy te retrospekcje się skończyły, Solo podjął najbardziej desperacką decyzję w swoim życiu. Przypomniał sobie, jak kiedyś Snoke mówił mu o zmienianiu przeszłości za pomocą Mocy. Czynność ta wymagała bardzo dużego wysiłku, ale Ben był teraz tak zdesperowany, że nie dopuszczał do siebie myśli o porażce. Skupił całą swoją Moc na wspomnieniu z przed kilkunastu lat, gdy to Luke stanął nad nim z mieczem świetlnym. Gdy miał już ten widok przed oczami, spowodował osunięcie się kamieni, co zdezorientowało Skywalkera, który dezaktywował miecz. Co prawda, jego młodsza wersja i tak się obudziła, ale już nie ze strachem w oczach, a jedynie lekkim niezrozumieniem.

Następnie wszystko przed oczami Solo zaczęło się rozmazywać. Widział przedziwne sytuacje, których za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć.

Obudził się na dwuosobowym łożku. Znajdował się w dużym, białym pomieszczeniu. Na przeciwko niego dostrzegł szklane drzwi, które prawdopodobnie były wyjściem na balkon. Taras był ogrodzony pozłacanymi poręczami, a pod nim rozciągał się krajobraz pięknego miasta. Mężczyzna starał się przypasować tą florę do jakiejś ze znanych przez niego planet i doszedł do wniosku, że musi to być Naboo. Udało się, pomyślał, zmieniłem przyszłość. Zdziwił go jedynie fakt, że zdawał sobie z tego sprawę. Teraz musiał się tylko dowiedzieć, jak bardzo jego losy zostały zmienione.

Wyszedłszy z pokoju, mijał strażników, którzy na jego widok salutowali mu. Doszedł do pomieszczenia, które mógłby nazwać jadalnią. Po chwili zza rogu wyszła dobrze znana mu osoba - Leia.

- Synku! Dlaczego ty jeszcze nie jesteś gotowy? - zapytała z wyrzutem.

- Leio, zostaw go, przecież jeszcze dużo czasu - odpowiedział jej... Han. Opierał się o ścianę, a zaraz koło niego stał Luke.

- Wy... wy żyjecie? - Wskazał na zaskoczonych mężczyzn.

- A dlaczego miałoby być inaczej? - zaśmiał się Skywalker, a ich wymianę zdań przerwała zdenerwowana już Organa.

Star Wars Stories |ONE SHOTS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz