Ben Solo od zawsze był trochę problematycznym chłopcem. Nie, nie dlatego, że wdawał się w bójki, czy był nie miły. Jego "problemem" była ciekawość. Han nie potrafił zliczyć ile razy musiał szukać swojego syna na jakiejś planecie, na którą go zabrał. Zawsze odpowiedzią było: No, bo tam było coś dziwnego/ciekawego/fajnego. Tak było od samego początku. Nic więc dziwnego, że gdy malec został oddany pod opiekę Luke'a, rodzice mogli odpocząć.
Niestety, życie w świątyni nie należało do najłatwiejszych, głównie ze względu na jego współuczniów. Młody Solo był bardzo wrażliwy na Moc, lecz nie zawsze potrafił ją kontrolować. Tak było i pewnego dnia, podczas misji na Jakku.
- Opanuj się - zaśmiał się jeden z chłopaków, stojących przed brunetem. Ten za to stał, patrząc się z mordem w oczach na swoich "przeciwników". Wiedział, że musi zachować spokój i panować na sobą. Jednak przychodziło mu to z ogromnym trudem, a po kilku następnych wyzwiskach do niego adresowanych Ben nie wytrzymał. Posłał najwyższego chłopca prosto na skałę, co spowodowało dosyć głęboką ranę, a chwilę później oczom zebranych ukazała się krew, spływająca z czaszki leżącego.
Solo najszybciej jak potrafił odbiegł od reszty i schował się za starym AT-AT. Objął rękoma swoje kolana i schował pomiędzy nimi twarz. Wciąż powtarzał jedno słowo:
- Nie chciałem...
Po chwili usłyszał czyjeś ciche kroki. Bał się, że był to zaalarmowany Skywalker i nie chciał podnieść na niego wzroku. Jednak zamiast karcącego tonu wuja usłyszał piskliwy głosik.
- Nigdy nie widziałam nikogo tak odważnego - powiedziała mała, brązowooka dziewczynka, po czym usiadła obok zdezorientowanego chłopaka.
- Jestem Rey, a ty? - spytała, wyciągając w jego kierunku rękę.
- Ben - odpowiedział i lekko uścisnął jej rękę.
Siedzieli chwilę w ciszy, dopóki Rey nie zaproponowała spaceru do pobliskiego miasteczka. Chłopak, nie chcąc jeszcze wracać do swojego Luke'a, zgodził się. Po chwili obydwoje szli koło siebie, co chwila śmiejąc się i głośno rozmawiając. Spędzili tak dosyć długi czas, aż słońce zaczęło zachodzić, a Ben wiedział, że jeżeli nie wróci do pozostałych to zostanie na planecie.
Kiedy Solo chciał już odchodzić, Rey chwyciła go za rękę i spytała:
- Ale zobaczymy się jeszcze?
Ben wiedział, że szanse na to są znikome, ale nie chciał zasmucać dziewczynki.
- Mam taką nadzieję - odpowiedział i przyjaźnie się do niej uśmiechnął.
Idąc w kierunku statku, nie myślał o konsekwencjach płynących z jego uczynku, lecz o małej brązowookiej dziewczynce.
~ Time skip ~
Od autora: Rey wcześniej nie spotkała Kylo.
Kylo Ren wiedział, że musi podjąć jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Zabił swojego ojca dla tego potwora, a teraz ma zabić jeszcze swoją matkę. Zawsze myślał, że jego miejsce jest po Ciemnej Stronie, jednak ostatnie wydarzenia zmieniły jego poglądy. Zdecydował, że musi to wszystko zakończyć.
Rozpoczął się atak na Porządek. Ren został wezwany do Snoke'a, który miał dla niego nowe zadanie. To był idealny moment, żeby skończyć tą całą rzeź.
Wszedł do ogromnej sali. Pierwsze na co zwrócił uwagę, to siedząca postać po środku pomieszczenia. Zdziwił go fakt, że w sali nie było nikogo innego. Żadnej straży, oficerów, nikogo...
- Podejdź - odezwał się Głównodowodzący. Kylo posłusznie wykonał jego polecenie. W głowie już rodził się mu plan zabicia tego plugawego ścierwa.
Gdy był już wystarczająco blisko, sięgnął do swojego miecza, jednak Snoke wyprzedził go i posłał na drugi koniec pomieszczenia.
- Przeczuwałem, że tak się stanie. Jest w tobie za dużo Światła. - Podszedł do leżącego mężczyzny, z zamiarem zabicia go. Gdy chciał się pochylić, Kylo wykorzystał moment i wbił miecz prosto w jego brzuch. Bezwładne ciało upadło na zimną ziemię, a zdezorientowany i zarazem wystraszony Ren oparł się plecami o ścianę, ciężko oddychając.
- Nigdy nie widziałam kogoś tak odważnego.
Ben podniósł głowę i rozpoznał w pogodnej twarzy te same brązowe oczy, które widział lata temu.
- Rey? - spytał i podniósł się z podłogi.
- Powiedziałeś, że jeszcze kiedyś się spotkamy - odpowiedziała z uśmiechem.
W pewnym momencie usłyszeli głośny huk, który oznajmił, że statek zaraz nie będzie istnieć.
- Chyba powinniśmy już iść - oznajmiła i chwyciła mężczyznę za dłoń, ciągnąć do wyjścia.
I znowu byli koło siebie, ramię w ramię, idąc ku lepszemu życiu. Jednak w głębi siebie wiedzieli, że to nie tylko będzie lepsze, ale także wspólne życie.
====================================
Hejka!Takie trochę bardziej fluffowe, mam nadzieję, że się spodoba :)
PS. Komentarze i gwiazdki motywują ;)
CZYTASZ
Star Wars Stories |ONE SHOTS|
FanfictionPo prostu one shoty ze Star Wars. Nic dodać, nic ująć.