Tata #2 [Armitage Hux]

615 43 7
                                    

W dniu piętnastych urodzin Lily, Hux po długich namyślał postanowił zgodzić się na trening na Rycerza Ren.

Armitage patrząc na dziewczynę, nie widział już jego małej córeczki, ale dojrzewającą dziewczynę z długimi, rudymi włosami po ojcu i zielonymi oczami po matce.

Jednakże nie tylko ona się zmieniła, ale także sam generał. Na jego twarzy oprócz idealnie ułożonej fryzury widoczna była ruda broda. Jak to jednego dnia powiedziała Lily: Wyglądasz teraz bardziej jak generał, a nie stary sierżant.

Wracając do szkolenia. Dziewczyna była bardzo dobrą uczennicą. Bardzo dobrze posługiwała się mieczem świetlnym oraz Mocą. Bez problemu przychodziła jej również medytacja. W odróżnieniu do swojego taty, potrafiła się szybko uspokoić i oczyścić umysł.

***

Kilka tygodni później Lily chciała odwdzięczyć się swojemu tacie i postanowiła zaproponować coś Kylo.

- Wujku! - zawołała, wchodząc do sali. Ren był akurat w trakcie sprawdzania raportów, więc jedynie kątem oka spojrzał na dziewczynę.

- Pamiętasz może jak mówiłeś, że masz zamiar awansować mojego tatę? - spytała, a Ben podniósł głowę.

- Pamiętam.

- No to za dwa tygodnie będzie ku temu świetna okazja - oznajmiła.

- Czy za dwa tygodnie Armitage nie ma urodzin?

- No właśnie o to mi chodziło! - stwierdziła. - Czyli taki prezent jest możliwy do zrealizowania? - zapytała z szerokim uśmiechem, a gdy usłyszała odpowiedź, przytuliła się z całej siły do mężczyzny.

Właśnie tym sposobem dotychczasowy generał Armitage Hux został Wielkim Marszałkiem Najwyższego Porządku.

***

Na swoją pierwszą misję poleciała w wieku szesnastu lat. Wraz z Benem udała się na Takoodana. Miała to być łatwa misja. Wejść niespostrzeżenie do kantyny, wypytać o potrzebne informacje i wrócić. Bez zamieszania, bez niepotrzebnych bójek, ani niczego takiego. Niestety nie wszystko poszło tak jak miało pójść.

Zaraz po wejściu do pomieszczenia Solo został rozpoznany. Normalnie Kylo poradziłyby sobie z nimi, ale była jeszcze Lily. Dwóch mężczyzn przytrzymało ją z zamiarem wyprowadzenia z baru.

- Lily! - krzyknął Ren i pobiegł w jej stronę. Udało mu się powalić jednego z napastników, ale gdy chciał zabić kolejnego, ten w ostatnim momencie wbił nóż w bok dziewczyny.

Ben jak najszybciej biegł w stronę statku, trzymając uczennicę na rękach. Dziewczyna w trakcie powrotu na Finalizer zemdlała, co jeszcze bardziej go przeraziło. Od razu po wylądowaniu zabrał Lily do skrzydła szpitalnego.

Marszałek został poinformowany o zaistniałej sytuacji, dlatego rozwścieczony szukał Rena. Nie ręczył za siebie, a najchętniej rozszarpałby go na strzępy. Od początku wiedział, że to całe szkolenie to głupi pomysł.

W końcu wpadł do sali. Zauważył nieprzytomną córkę z bandażem owiniętym na wysokości biodra. Uklęknął przy łożku, nie zwracając uwagi na stojącego w kącie szatyna.

- Hux, ja - zaczął, ale nie dane mu było skończyć.

- Zamknij się - powiedział przez zęby.

- Posłuchaj, ja przepraszam - oznajmił. Chciał pojeść do klęczącego generała, jednak po chwili poczuł zaciskającą się dłonie rudego mężczyzny na jego ramionach.

- Zejdź. Mi. Z. Oczu. - wycedził i popchnął Rycerza, tak że ten wpadł na ścianę, a następnie wyszedł.

***
Gdy po dwóch godzinach dziewczyna w końcu się ocknęła, zauważyła swojego ojca stojącego tyłem do łóżka.

- Tato... - powiedziała ochrypniętym głosem. Hux momentalnie odwrócił się, a jego wzrok wyrażał zarówno złość, zawód oraz szczęście.

- Przepraszam - oznajmiła, a mężczyzna podszedł do leżącej Lily i chwycił jej dłoń.

- Już dobrze, nic nie mów - stwierdził. - Najważniejsze, że jesteś cała. - uśmiechnął się i pocałował dziewczynę w czoło.

- Czyli nie jesteś zły? - spytała niepewnie.

- Oczywiście, że jestem zły, ale kazanie wygłoszę jak będziesz czuć się lepiej.

***
Minęły dwa lata od feralnej misji. Lily wyzdrowiała i szybko wróciła do treningów. Stawała się coraz lepsza, zarówno w walce jak i w posługiwaniu się Mocą.

Na Finalizerze dzień był spokojny... za spokojny. Armitage przeczuwał, że tego dnia coś się wydarzy. Obawiał się tylko, że ktoś bliski jemu może na tym ucierpieć.

Niestety przewidywania Huxa spełniły się... Ruch Oporu zaatakował statek matkę niepostrzeżenie. Marszałek został zmuszony do wylądowania na najbliższej planecie - Kashyyk. Rozpoczęła się bitwa. Siły Oporu nacierały na Porządek, który z upływającym czasem słabł. Oczywiście zarówno Kylo jak i jego uczennica zostali włączeni do walki. Radzili sobie najlepiej ze wszystkich do czasu, aż rozdzielili się. Dziewczyna trochę straciła pewność siebie po zniknięciu swojego mistrza. Wzrokiem szukała również swojego taty, lecz nigdzie nie mogła go znaleźć.

W pewnym momencie pomiędzy żołnierzami Lily zauważyła zielony miecz świetlny. Była to dobrze jej znana Rey. Kylo wiele jej o niej opowiadał, z reguły były to jak na niego miłe rzeczy, ale jak mówił jej jej ojciec: wróg to wróg. Dlatego też rozpoczęła z nią pojedynek. Reszta walczących zdawała się nie zwracać na nie uwagi, a młoda Jedi miała wrażenie jakby dziewczyna kogoś jej przypominała. Lily po chwili została zraniona w lewe ramię, a co za tym idzie, spanikowała i pobiegła w oddalone miejsce, przebijając się przez tłum walczących.

Dotarła na pobliskie wzgórze, na którym stało jedno osamotnione drzewo - sosna. Miała nadzieję, że będzie mogła trochę odpocząć, ale nawet to nie zostało jej dane.

- NIE! - usłyszała krzyk zza pleców, a następnie dźwięk wystrzelonego pocisku.

Odwróciła się i zamarła. Jej oczom ukazał się Poe Dameron stojący z wystrzelonym blasterem. Spojrzała w dół... postrzelonym był jej ojciec...

W dziewczynie buzowała krew, a wściekłość z każdą sekundą narastała. Wyciągnęła rękę w stronę rebelianta, a ten chwilę później opadł z bólem na ziemię.

Lily podbiegła do swojego ojca, uklęknęła przy nim i poczuła spływające po jej policzkach łzy.

- Tato - odezwała się. Nic więcej nie potrafiła z siebie wykrztusić.

- Lily - odpowiedział mężczyzna ostatkiem sił. Drżącą ręką pogładził córkę po policzku. - Przepraszam cię - powiedział, a gdy ujrzał zdezorientowany wyraz twarzy dziewczyny, wyjaśnił. - Nie powinnaś była w tym uczestniczyć... Naraziłem ciebie na ogromne niebezpieczeństwo, przepraszam. Kocha... - Nie zdążył dokończyć, ponieważ jego oczy zaszły mgłą.

- Ty... - powiedziała i spojrzała na skołowanego rebelianta. Poruszywszy ręką, posłała mężczyznę na pobliską skałę. Następnie Mocą uniosła go ku górze, aby później jego bezwładne ciało mogło upaść na ziemię.

- Przeprasza... - odezwała się, patrząc na swojego ojca. Zabrała mu z ręki jego blaster i pobiegła w nieznane jej tereny, zostawiając dwie armie walczące ze sobą do upadłego.

==========================================================

Hejko!

Przepraszam, za trochę dziwny koniec, ale ten one-shot pisałam w długich odstępach czasowych, a co za tym idzie, zapomniałam jak miał wyglądać oryginalny koniec xD.

Nie miej jednak, myślę, że nie było najgorzej.

PS. Komentarze i gwiazdki motywują ;)

Star Wars Stories |ONE SHOTS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz