Rozdział 11

14.1K 603 73
                                    



- Jeszcze raz dziękuje za uratowanie mnie przed... Jane - zaśmiałam się słabo, wlepiając wzrok w buty, które starały się nie nadepnąć na żadną linię na chodniku.

- Nie ma za co - uśmiechnął się lekko. - Wiem jaka potrafi być okropna i wiem, że nie jesteś do takich rzeczy przyzwyczajona. Obiecuje, że to już nigdy więcej się nie powtórzy - przyłożył dłoń do piersi, a drugą uniósł w górę. - Słowo harcerza - ukazał szereg białych zębów.

- Nie jesteś harcerzem - przewróciłam oczami z rozbawieniem.

- Ale byłem - dodał szybko.

- C-co? Ty? - zaśmiałam się.

- Hej! Czemu się śmiejesz - udał urażonego.

- Nie pasujesz mi na harcerza - wzruszyłam ramionami.

- Miałem piętnaście lat. Mama zapisała mnie tam siłą, bo... byłem niegrzeczny.

Zaśmiałam się głośno, a Lucas próbował się nie uśmiechnąć.

- Wiedziałam! Nie poszedłbyś tam z własnej woli - rzuciłam, a chłopak musiał odebrać to jako wzywanie.

- Oczywiście, że bym poszedł.

- Jasne jasne - pomachałam z rozbawieniem głową.

- Po tym jak rozwaliłem kibel w jednym z domków, mama postanowiła przeprowadzić się tutaj. Chyba myślała, że bryza oceanu oczyści mój mózg ze wszystkich złych rzeczy.

- Wiesz myślę, że sama bryza tutaj nie pomoże - rzuciłam, a chłopak starał się udawać złego. - I chwila. Rozwaliłeś kibel? - ustałam w miejscu, na co Lucas zrobił to samo.

Usiadł na ławkę za nim, klepiąc miejsce obok. Byliśmy już przy wyjściu z parku, więc było tutaj minimum ludzi, którzy mogliby nam przeszkadzać. Poszłam w jego ślady i już po chwili oboje siedzieliśmy.

- Chciałem udowodnić, że nawet oni nie są w stanie mnie zmienić - wzruszył ramionami.

- Uu. Buntownik - zacmokałam.

- Taki byłem. Wiesz, właśnie tak imponowało się kolegom. Gdybym zachowywał się inaczej, stałbym się popychadłem. Śmiano by się ze mnie i tak dalej. Nie chciałem być ofiarą losu.

Słowa Lucasa mnie zabolały. Wiem, że nie wiedział nic o sytuacji sprzed trzech lat i jest nieświadomy, że dotknęło mnie to przed czym on starał się uciekać. Nie wiedział, że właśnie rozmawia z ofiarą losu, bo gdyby było inaczej na pewno nie siedzielibyśmy na tej ławce razem.

- Idziesz przez korytarz i każdy się na ciebie patrzy - zaczął, a w mojej głowie ukazał się obraz mojej osoby. - Czujesz na sobie ich kpiący wzrok. Czasem słyszysz też śmiechy, albo szepty, które oczywiście spowodowałaś ty. Nikt nie traktuje cię na poważnie - w moich oczach zawirowały łzy, które szybko odgoniłam. Na szczęście Lucas tak się wczuł, że ich nie zauważył - Wyobraź to sobie, chociaż wiem, że ci ciężko, bo pewnie od zawsze byłaś w rankingu szkoły najwyżej. I wcale nie zdziwiłbym się, gdyby tak było.

Jego słowa stawały się coraz cichsze. Za to w mojej głowie znowu zaczęły bębnić śmiechy za moimi plecami. Szepty naokoło i palce, wędrujące ku mojej osobie. Obraz mnie idącej przez zatłoczony korytarz i ludzi wokół patrzących się na mnie jak na małpkę w cyrku. Z góry założył, że byłam wysoko jeżeli chodzi o szkolny ranking. Dlatego zaprosił mnie na spacer? Bo sądzi, że jestem popularna? A może o wszystkim wiedział? Może Alan powiedział mu jak było na prawdę i teraz w duchu się ze mnie nabija?

Koniec, Rose.

Musiałam przestać z góry zakładać, że wszyscy są do mnie wrogo nastawieni. Przez całą tę sytuację straciłam jakąś część pewności siebie. Na pewno ciężej mi teraz komukolwiek zaufać, ale wierzyłam, że Lucas nie miał wobec mnie złych zamiarów. Musiałam być bardziej otwarta, ale i bardziej czujna.

Naucz mnie kochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz