'do jakiego szpitala go zawożą?'

323 55 39
                                    

MOLLY

Cała we łzach stałam na podjeździe ośrodka obserwując odjeżdżającą karetkę. Nie byłam w stanie opanować dreszczy, które co jakiś czas ogarniały całe moje ciało. Potem zdałam sobie sprawę że było mi po prostu zimno, ponieważ w podkoszulku na krótki rękaw i zwykłych legginsach wybiegłam na mróz. W przeciwieństwie do Loren, która zdążyła zabrać chociaż bluzę ja byłam ubrana jak na lato. 

W momencie kiedy przyjechała karetka pogotowia ratownicy stwierdzili zatrzymanie akcji serca, dlatego byli zmuszeni reanimować blondyna w naszym pokoju. Po piętnastu minutach bicie serca Andy'ego wróciło, dzięki czemu zarówno ja jak i Loren mogłyśmy odetchnąć. Przeżyje. Poinformowałyśmy ratowników, że chłopak choruje na astmę, zaczął się dusić w wyniku nadmiernego wysiłku i braku inhalatora. 

Gdy kładziono nieprzytomnego chłopaka na noszach do naszego pokoju wpadła dyrektorka z miną pełną grozy.

- Co się tu dzieje?! - Wykrzyknęła patrząc na chaos panujący w pomieszczeniu, nas we łzach i nieprzytomnego blondyna. - Czemu jest nieprzytomny?

- Dostał ataku astmy, a Pani to? - Zapytał jeden z trzech ratowników lustrując kobietę z góry do dołu. 

- Dyrektorka ośrodka - odpowiedziała wypinając pierś do przodu. Mężczyzna w swoim 'uniformie' pokiwał głową dając znak, że rozumie. Chwilę później wszyscy zaczęli wychodzić z pomieszczenia, a my zaraz za nimi.

- Pojedzie Pani z nami - rzucił ten sam ratownik w stronę dyrektorki. - A Wam dziękuję za pomoc. Gdyby nie Wasza szybka reakcja chłopak by się udusił.

- M-mogę pojechać z Wami? - Wychlipiałam niczym mała dziewczynka ocierając częściowo łzy spływające po moich policzkach. Nie mogłam zostawić go samego.

- Zrobiłaś wystarczająco - uśmiechnął się, za sobą poczułam dotyk Loren na swoim ramieniu. - Obiecuję, że Twój chłopak wyjdzie z tego cało. Zostań i odpocznij.

Zignorowałam fakt, że nazwał Andy'ego moim chłopakiem. Zignorowałam także fakt, że sekundę później w pokoju zrobiło się cicho. Nie mogłam tak bezczynnie siedzieć w pokoju podczas gdy on leży w szpitalnej sali.

- Wiesz do jakiego szpitala go zawożą? - Wyrzuciłam z siebie beznamiętnie wpatrując się w zamknięte już drzwi.

- Ty chyba nie ... - zaczęła, ale skutecznie jej przerwałam. Jeśli myślała, że posłucham kogokolwiek to najwyraźniej nie zna mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że zrobię wszystko po swojemu.

- Nie mam zamiaru siedzieć tutaj i nie mieć żadnego kontaktu co do jego stanu - raptownie zerwałam się z miejsca porywając za sobą plecak, bluzę z kapturem i kurtkę. Do plecaka wpakowałam bluzę i kilka innych potrzebnych rzeczy jakbym na wszelki wypadek została na noc w szpitalu. - Wiesz czy nie?

- Central Hospital przy głównym skrzyżowaniu - powiedziała podchodząc bliżej mnie. - Molly, oberwie ci się za to.

- Wiem, ale ... - zacięłam się, a dziewczyna ze smutnym uśmiechem na ustach dokończyła za mnie.

- Ale cholernie go kochasz.

^^^

Wiatr rozwiewał moje splątane włosy podczas, gdy przemierzałam kolejną przecznicę z słuchawkami na uszach. Loren pożyczyła mi swoją deskę ze względu na to, że autobusy dziś nie jeździły. Bałam się o niego, cholernie się bałam. Co jakiś czas świeże łzy spływały po moich policzkach, nigdy nie reagowałam w ten sposób na jakikolwiek wypadek. 

Uświadom to sobie Molly, kochasz go!

Do Central Hospital zostało mi niecałe piętnaście minut. Za każdym zakrętem starałam się coraz bardziej przyspieszyć, mimo atakującej mnie kolki tępo patrzyłam przed siebie marząc o tym żeby usiąść obok łóżka, na którym leży Andy.

Zdecydowanie go kochasz idiotko. Gdybyś powiedziała mu cała prawdę nerwy i strach nie zjadałyby cię od środka.

Gdy na horyzoncie zauważyłam piętrzący się budynek z napisem CENTRAL HOSPITAL IN LOS ANGELES odetchnęłam z ulgą. Wysiliłam się nawet nawet na uśmiech bezsilności. Każdy centymetr przybliżał mnie do wejścia głównego. W prawym boku co jakiś czas czułam mocne ukłucie spowodowane brakiem powietrza.

Serce kazało jechać gdy rozum chciał odpocząć. Jeśli jeszcze raz, że go nie kochasz. Ugh!

Zeskoczyłam z deski biorąc ją pod pachę. Wbiegłam po schodach przekraczając próg szpitala. Na samym początku uderzył we mnie zapach lekarstw, a chwilę później skrzywiłam się na widok bladoniebieskich ścian. Podeszłam do kobiety siedzącej w recepcji.

- W czym mogę Ci pomóc skarbie? - Zapytała posyłając w moją stronę uśmiech pełen otuchy. Przysięgam, że odrobinę to na mnie zadziałało. - Potrzebujesz czegoś?

- Szukam sali, w której leży Andy Fowler - szepnęłam zachrypniętym głosem. - Przyjechał tu niedawno z powodu ataku astmy. Chcę wiedzieć co z nim.

- Rzeczywiście - odparła patrząc w ekran komputera. - Został przywieziony pół godziny temu, ale jeśli nie jesteś kimś z rodziny nie mogę udzielić ci żadnej informacji.

- J-jestem jego d-dziewczyną. 

OOOOOOOOO kurde. Molly co ty czynisz kobieto?! Podszywać się pod czyjąś dziewczynę, nieładnie!

Witam skarby Wy moje najdroższe.

Od jutra startuję z większą liczbą rozdziałów. WIĘC. Z RACJI IŻ JEST GODZINA 23 POPROSZĘ O 23 KOMENTARZE DZIĘKI, KTÓRYM JUTRO ZASYPIE WAS ROZDZIAŁAMI!

Spadam do spania!

Dobranoc!

Bye!

We Broke the Rules! |fowler| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz