XVI

1.9K 175 24
                                    


Siedziałem z Louisem w pobliskim, barze pijąc nasze ulubione drinki.

Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.

– I ty serio się do niego nie odzywasz? – zdziwił się szatyn, mieszając słomką w swoim napoju.

– Na serio – prychnąłem, upijając łyczka swojego trunku.

– Idiota – przewrócił oczami i spojrzał z utęsknieniem na parkiet.

– Chciałbym do tego wrócić stary – zaciągnął się sokiem przez słomkę.

– Do czasów naszego zespołu tanecznego? – spytałem, patrząc na niego. O tak dobrze pamiętam, jak w dwudziestkę tańczyliśmy przez różnymi osobami.

– Tak. Ogólnie tęsknię za tą swobodą. Cóż, z tego się nie utrzymam – odwrócił głowę w drugą stronę.

– Gdyby tylko nasze życie inaczej się potoczyło... – westchnąłem cicho, przymykając oczy.

Nagle poczułem dobrze znana mi wodę kolońską.

Otworzyłem z przerażeniem oczy, ale przypomniałem sobie, że to nie są godziny pracy.

– Louis – usłyszałem nowy, ciepły i zachrypnięty głos, na który Louis od razu się rozpromienił.

– Harry! – ucieszył się i padł w ramiona bruneta. O tak, zdecydowanie znam to imię.

Każda, pieprzona noc.

K A Ż D A.

Jęknąłem cicho.

Nie tylko nie to! Nie zgadzam się! Nie wyrażam na to zgody!

– Błagam, wynajmijcie inny pokój – palnąłem niewiele myśląc, a loczek spojrzał na mnie.

– Więc to ty musisz być Niall. Bardzo cię przepraszam – zaśmiał się zielonooki i wyciągnął do mnie dłoń na przywitanie.

– Harry, spróbuj być z nim trochę ciszej... Chciałbym raz się wyspać – westchnąłem, spoglądając na osobę obok. - Dzień dobry panie Payne.

– Liam. Poza pracą Liam – uśmiechnął się brunet i pozwolił sobie usiąść.

– Nic nie poradzę. Louis nie lubi mojego apartamentu – westchnął loczek i zaraz potem z szatynem udali się po drinki dla naszej czwórki.

– Więc weekend? – zagadnął Payne.

– Tak... Nareszcie – uśmiechnąłem się. – Choć pewnie znowu się nie wyspie, bo będą się pieprzyć – mruknąłem cicho.

– Skądś to znam. Miałem okazję poznać już wcześniej twojego przyjaciela. Może nie koniecznie z widzenia, ale ze słuchu już zdecydowanie tak. Mieszkam w apartamencie z Harry'm – pokręcił głową i zakrył twarz wytatuowaną dłonią.

Coś mi świta ten wzór, ale chyba jestem po prostu pijany.

– Masakra z nimi. Niech znajdą się mieszkanie do pieprzenia się – zachichotałem, poprawiając swoje włosy.

– To po prostu ja powinienem wrócić do siebie tak myślę. Zacząłem dobijać się do nich, gdy to robili. Louis chyba ma jakiś uraz po tym – zaśmiał się cicho i wbił wzrok w swoje palce.

Dlaczego on jest tak piękny i nieśmiały w jednym?

– Pewnie tak, choć to nie podobne do tego kretyna – powiedziałem, robiąc śmieszną minę.

– Tak właściwie to wiem o tobie tyle, że nazywasz się Niall i studiujesz prawo – zaczął niepewnie. – Ty zapewne mnie wygooglowałeś – zaśmiał się.

– Cóż... Nie? Dowiedziałem się o tobie dopiero w pracy. I jak wyglądasz też – odparłem, wzruszając ramionami.

Choć teraz wcale nie mam twojej gęby na tapecie laptopa i się do niej nie dotykam.... - dałem w myślach.

– Och, to nowość – uśmiechnął się lekko.

– Nie jestem jakimś tam stalkerem. Nie ufam mediom... No i nie miałem do tego głowy na razie. - Westchnąłem.

– No dobrze – skinął głową. – Drinka? Ci dwoje poszli do kibla, a nie po trunki – skwitował.

– Ale jakiegoś słabego – uśmiechnąłem się delikatnie.

– Dobrze – skinął głową i podniósł się z miejsca, idąc po drinki.

Dyskretnie poprawiłem swoje krocze w spodniach i jęknąłem cichutko. Jak tak można? Oparłem się wygodnie o siedzenie bawiąc się swoim telefonem.

***

– Jestem – postawił przede mną coś kolorowe, co przypominało rzadką galaretkę.

– Co to? – spytałem, patrząc w jego stronę.

– Słaby drink z wieloma sokami – uśmiechnął się.

– Mi wystarczy whisky – upił swój napój.

– Dzięki – powiedziałem wyjmując portfel. Nie będę chujem, oddam mu kasę.

– Nie trzeba – odsunął moją dłoń i rozsiadł się wygodniej.

Wygląda wyjątkowo dobrze w zwykłej koszuli w kratę i ciemnych jeansach. Moment, czy on ma dziury na kolanach? Stylowy człowiek. Jeszcze te timberlandy.

– Boże ileż można się pieprzyć – zaśmiałem się cicho, patrząc w stronę parkietu.

– Uwierz, długo – pokręcił głową. – Jak ci się podoba w kancelarii? – uśmiechnął się.

– Em... Planuje się przenieść do innej pracy – powiedziałem, przygryzając wargę.

– Eww dlaczego? Kto mi kawę będzie nosił? – Zażartował.

– Gigi – wzruszyłem ramionami. – Poza tym mało płatna praca i niedobre godziny, bo muszę się zwalniać z zajęć – dodałem.

– Mogłeś powiedzieć, zmieniłbym je – wzruszył ramionami.

– Co byś zmienił? Proszę cię Liam. Jestem jednym z wielu osób. Są lepsi odemnie – prychnąłem.

– Ale to zawsze trochę kasy – wzruszył ramionami.

– Co byś zmienił? – spytałem zdziwiony.

– Twoje godziny pracy – uśmiechnął się lekko.

– Nie Liam. Znalazłem w barze pracę. Lepiej płacą i mogę ustawić sobie godziny.

– Wiesz, u nas to nie jest ogromna fucha. Chłopiec od posyłek w końcu – wzruszył ramionami.

– Nie no Rozumiem – kiwnąłem głową, przymykając oczy.

– Zawsze mogę się dorzucić – zapewne teraz się uśmiechał.

– Słucham? – zdziwiłem się.

– Płaci ci mój ojciec. Ja mogę się dorzucać. Będziesz miał na opłacanie studiów czy coś – wzruszył ramionami.

– Nie... Liam nie, trzymaj pieniądze dla siebie i swojej partnerki. Poza tym nie mogę z powodu godzin pracy...

– Partnerki?- zaczął się śmiać. – I mówiłem coś o tych godzinach. I tak pracuję do późna – wzruszył ramionami. – No ale cóż. Nie to nie – zrobił obojętną minę.

Kiwnąłem głową, upijając łyk drinka. Tego mi było trzeba...

– Smakuje ci? Upewniałem się by był słaby – uśmiechnął się.

– Dzięki – odparłem, patrząc na niego.

– Zatańczymy? – zaproponował, gdy obaj byliśmy po czterech drinkach, a Larry świetnie się bawił na parkiecie, udając, że wcale nie są po pieprzeniu.

– Em... Okey – odparłem, uśmiechając się delikatnie.

Podniósł się ze swojego miejsca i grzecznie podał mi rękę. Przegryzłem wargę podając mu swoją.

Jaką on ma dużą dłoń!

– Mam nadzieję, że umiesz chociaż trochę tańczyć. Jestem w tym beznadziejny – parsknął i obrócił mną delikatnie, w drodze na parkiet.

– Kiedyś tam tańczyłem – zaśmiałem się cicho, gdy stanęliśmy na środku parkietu i zaczęliśmy bujać się do rytmu.

Rzeczywiście, Payne nie kłamał. Co chwilę trącał swoim szerokim barkiem Harry'ego, a raz nawet zdzielił Louisa.

– Liam spokojnie – powiedziałem, kładąc jego dłonie na biodra. – Teraz powinno być dobrze.

– Po prostu dziwnie się czuję. Nie mam zazwyczaj kontaktów z innymi osobami spoza klientów – uśmiechnął się niezręcznie.

– Musisz częściej wychodzić – powiedziałem, przymykając oczy.

– Nie lubię imprez. Wolę siedzieć w domu – ośmielił się, przyciągnąć mnie bliżej swojego twardego torsu.

– Też dobrze. Tylko nie siedź sam. Można dostać depresji – zachichotałem, obejmując jego szyje.

Jego zapach, boże rozpływam się.

– Mieszkam z nim – kiwnął w kierunku Harry'ego. – Mały jesteś, muszę uginać kolana – zaśmiał się cicho.

– Wybacz – skrzywiłem się, odsuwając trochę.

– To urocze. Mogę przynajmniej zrobić tak – oparł brodę na czubku mojej głowy, a i tak się nachylił.

Czuję się kurduplem.

– Jesteś strasznie napakowany... i wysoki – jęknąłem cicho, porównując.

– Siłownia robi swoje – parsknął i specjalnie napiął mięśnie.

ᴍʏ ғᴀᴋᴇ ʙᴏʏғʀɪᴇɴᴅ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz