<Soojoo prov.>
Minęło kolejne parę dni. Mój siny ślad zdążył już zniknąć, natomiast ten, który Hosan zrobił Jungkookowi, stał się widoczny jeszcze bardziej. Byłam już bo zajęciach na uczelni i tradycyjne, powędrowałam do kawiarni Jina. Przywitałam się z bordowowłosym i usiadłam tam, gdzie zwykle. Jeszcze dziś, czeka mnie ten bankiet... Dwa dni temu, ojciec przysłał do mnie Hosana, by mi przekazał, że będzie organizować bankiet, na którym muszę być. Nie podobała mi się perspektywa obracania się w tych kręgach, gdzie fałsz i kłamstwo są na porządku dziennym. Można było porównać ich do arystokracji, gdyż mało kogo dopuszczali do siebie i nic nie robili dla innych. Wstydziłam się tego skąd pochodzę. Uważałam, że ludzie biedni chociaż mają to szczęście, że są razem, a w świecie, w którym żyłam, każdy każdemu źle życzył i pragnął jego zagłady. Bardzo dużo razy dostawałam baty, bo pomogłam komuś biedniejszemu. Ojciec nie miał tyle empatii i wrażliwości, co ja. Dla niego nic się nie liczyło, prócz jego własnych interesów i siebie samego, to na tym skupił się po śmierci mamy. Posiedziałem przez chwilę z przyjacielem, a po jakimś czasie dołączył do nas Tae, ale niestety musiałam się już wtedy zbierać, aby zdążyć się przygotować. Pożegnałam się z chłopakami i wróciłam do akademika. Na szczęście w pokoju nie było Dongjae. Nie chciałam jej tego wszystkiego tłumaczyć.
Zajrzałam do szafy i wyciągnęłam sukienkę, którą poprzedniego dnia, kupiłam z Hosanem. Była ona asymetryczna, tył sukienki był dłuższy, sięgający to połowy łydek, podczas gdy przód sięgał mi ciut wyżej kolan. Kreacja, sama w sobie była śliczna, wykonana została z delikatnego materiału. Posiadała długie rękawy i dekolt, delikatnie odsłaniający ramiona i obojczyki. Kobaltowa sukienka była przyozdobiona koronką tego samego koloru i materiału, z którego została uszyta. Wybrałam ją, gdyż była delikatnie rozkloszowana, za to od talii w górę była idealnie dopasowana. Założyłam ubranie, pomalowałam się mocniej niż zwykle oraz założyłam zwisające kolczyki. Włosy spięłam w luźnego, aczkolwiek elegancko wyglądającego koka. Gdy Hosan zadzwonił, akurat zdążyłam założyć swoje ulubione szpilki. Zeszłam do niego, wcześniej zamykając mieszkanie.-Śliczne wyglądasz - skomplementował mnie, na powitanie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Obydwoje cenimy sobie wygodę, a zmuszono nas do przywdziania takich strojów - Masz źle zawiązany krawat - zauważyłam - Poprawię ci - rozwiązałam mu go i zawiązałam ponownie, po czym poklepałam go po torsie.
- Teraz jest idealnie - uśmiechnęłam się - Przystojny jesteś.
-No ba - odparł, ze śmiechem.
Wsiadłam do samochodu i westchnęłam. Naprawdę nie chciałam tam jechać...
Po godzinie dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do ogromnej rezydencji, lecz zamiast powitania, ojciec zaczął krzyczeć.
-Hosan, dłużej się nie dało? A ty? Co Ty na sobie masz?! - wrzeszczał.
- Sukienkę... - powiedziałam cicho i spojrzałam na swój strój.
- Sukienkę?! To zwykła szmata! Nie masz gustu! Won do pokoju sie przebrać! Czeka tam sukienka...
Zerknęłam smutno na przyjaciela i powędrowałam, gdzie kazał mi
ojciec. Przeszłam przez masę korytarzy, aż w końcu doszłam do celu. Powoli otworzyłam drzwi, po czym weszłam do środka pomieszczenia, zamykając je za sobą. Podeszłam do łóżka, na którym leżała kreacja wyznaczona przez ojca. Złapałam za delikatny materiał i uniosłam ją, by się jej przyjrzeć. Po mruknięciu rozebrałam się i założyłam wybraną przez ojca kreację, która była pudroworóżowa, z idealnie dopasowaną górą, przyozdobioną malutkimi, różowymi, jakby diamencikami, ponieważ zdecydowanie to nie były cyrkonie. Od talii fałdy sukni, delikatnie spływały, maskując wszelkie niedoskonałości mojego ciała. Na wysokości pasa znajdowała się wstążka, przyozdobiona klejnotami, podobnymi do tych na sukience. Niestety, musiałam zdjąć swoje ukochane szpilki i zamienić je na takie, które będą współgrały z sukienką oraz, do których ojciec się nie przyczepi. Gotowa wyszłam z pokoju i skierowałam się do głównego holu. Mina ojca sygnalizowała, iż jest on zadowolony i dumny z siebie. Postanowiłam nie komentować i udałam się za ojcem wprost do sali balowej.
Weszliśmy do środka, gdzie było już pełno obcych mi ludzi. Grzeczne szłam, że spuszczoną głową obok ojca, a za nami podążał Hosan. Oficjalnie rozpoczął bankiet, który tak naprawdę uznałabym za bal, gdyż kobiety ubrane były w suknie wieczorowe, a mężczyźni założyli garnitury, bądź fraki. Czułam się obco wśród tego zgiełku i zainteresowania moją osobą, ponieważ byłam córką bardzo bogatego i wpływowego człowieka. Nie takiego życia dla siebie pragnęłam... Podeszłam do Hosana i skryłam się za nim, chcąc odgrodzić się od natarczywych ludzi.- Nie chcę tu być - szepnęłam do przyjaciela.
Po około godzinie usłyszałam nawoływania ojca, niechętnie zbliżyłam się do niego.
- A oto jest moja córka, SooJoo - przedstawił mnie wysokiemu mężczyźnie, o szczupłej budowie ciała. Tylko tyle dostrzegłam, ponieważ nie zwracałam na niego uwagi. Skupiałam się na wszystkim, lecz nie na nim. Podobno to my - kobiety, gadałybyśmy bez końca, lecz sądzę, że ten oto tu przypadek, przebiłby nas wszystkie. Rzadko kiedy odezwałam się, bo najzwyczajniej, nie dawał mi dojść do słowa. Dziękowałam Bogu za chwilę, w której on się oddalił. Zakładałam, że Hosan na pewno miał ze mnie niezły ubaw. Gdy przechodziłam obok ojca, podsłuchałam przypadkiem jego rozmowę z kolegami. Wypowiadał się o mnie i to w taki sposób...
-I jak się bawisz moja droga? - zapytał ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się w kierunku głosu i odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam swojego przyjaciela. Odeszłam z nim kawałek, lecz po chwili wyszliśmy na balkon, gdzie byliśmy sami.
- Najchętniej bym stąd uciekła... - mruknęłam - Nie chcę tu być, a jeszcze ojciec przedstawił mnie jakiemuś palantowi, co gadał i gadał, nie dając mi dojść do słowa! Nie wytrzymam tu...
-Co powiesz na spacer? -zapytał, z chytrym uśmieszkiem.
- Oby jak najdalej stąd - powiedziałam i złapałam go za nadgarstek.
Szybko wydostaliśmy się z posiadłości. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Gdy dotarliśmy do miasta, poszliśmy na spacer. Porozmawialiśmy i powiedzieliśmy sobie, co nas trapi. Nie zauważyliśmy nawet, że dawno się ściemniło i jest już późna godzina. Po zauważeniu tego faktu, rozstaliśmy się i zaczęłam kierować się do akademika. Wybrałam krótszą drogę, przez park, w którym grupka osób spędzała razem czas. Byłam tak zamyślona, że nie dostrzegłam, że są to znane mi osoby.
-Soojoo? - rozpoznałam głos współlokatorki - Soojoo! Co Ty tu robisz? - zapytała zaskoczona, kiedy byłam już bliżej nich.
- Ale się odpicowałaś... - mruknął Yoongi.
- Wracam do domu - odpowiedziałam i szłam dalej.
-Joo, czekaj! - zawołał Jin. Zatrzymałam się i odwróciłam - Dołącz do nas - zaproponował
- Nie, dziękuję. Jestem zmęczona... Do jutra - odrzekłam i udałam się do pokoju.
Tak na prawdę, gdzieś w środku, chciałam z nimi zostać, ale wiedziałam, że od razu pojawią się pytania, na które nie chciałam odpowiadać. Kiedy byłam już w akademiku ściągnęłam z siebie sukienkę i buty. Porzuciłam je gdzieś po drodze, nie zważając na to, czy się zniszczy, czy nie. W samej bieliźnie weszłam do łazienki, gdzie wykonałam całą wieczorną toaletę, po czym ubrałam się w piżamę, a następnie położyłam się do łóżka i szybko zasnęłam.
CZYTASZ
The Secret
FanfictionSooJoo zaczyna studia na wymarzonej uczelni. Zdaje się jej, że wszystko zacznie iść w dobrym kierunku. Pewnego dnia poznaje grupę przyjaciół, do której w końcu sama dołącza, a jej dotychczasowe, spokojnie i poukładane życie zaczyna obierać niespodzi...