Prawda bywa romantyczna

126 6 0
                                    

Deszcz bębnił o parasol, ściekając strumieniami wzdłuż załamań materiału, a oni szli wolno opustoszałymi uliczkami, z konieczności ramię w ramię, aby uniknąć zimnych kropli. Marinette żałowała, że nie mogła zboczyć w inną stronę. Zdawała sobie sprawę, że wygląda jak siedem nieszczęść w mokrych ubraniach i balerinkach w których ciągle ślizgały jej się stopy.

Chłopak nie odzywał się, ale co chwila z troską rzucał na nią okiem. Zastanawiała się, czy to spotkanie było przypadkowe. Postanowiła zagrać przed nim.

- Więc? - spytała – Zatrudniłeś się w firmie kurierskiej czy lubisz robić innym problemy?

- Co masz na myśli? - odparł.

- Przecież wiesz.

- Chodzi o test z historii? Sądzisz, że to by coś zmieniło, gdybym go nie przyniósł?

- Mogłeś zapytać.

- Lub nauczycielka mogła zadzwonić...

Nie wiedziała co odpowiedzieć, ponieważ wiedziała, że chłopak ma rację. Ponadto w jego głosie słychać było zmęczenie i zniechęcenie. Popatrzyła uważniej i dotarło do niej, że wygląda na smutnego. Patrzyła w jego stronę, próbując rozgryźć, kim on właściwie jest. Tak niewiele o nim wiedziała. Poczuła, jak jej stopa ześlizguje się z obluzowanej płyty chodnika i już leciała w stronę ziemi. Zacisnęła mocno powieki, ale uderzenie nie nadeszło, za to wokół niej zacisnęły się stanowczo ciepłe ramiona. Do jej uszu dotarł dźwięk upadającego parasola, a na twarz opadły pierwsze krople. Kiedy odwarzyła się spojrzeć, jego twarz była bardzo blisko. Na policzki wpłynęły rumieńce wstydu, kiedy tak trwali kolejne długie sekundy w bezruchu. Czuła przyspieszone bicie serca, a raczej dwóch serc, których rytm mieszał się ze sobą. Spróbowała zmienić położenie, żeby wyrwać się z krępującej pozy, ale zamiast tego znów straciła równowagę, zmuszając Lukę do przyciągnięcia jej bliżej do siebie.Usłyszała coś, jakby parsknięcie, a potem pomógł jej stanąć na nogi. Uśmiechał się.

- Jak chciałaś się przytulić, wystarczyło poprosić – zakpił.

- Ch..chyba w twoich snach – odparowała, odwracając się tyłem – Dzięki – wydukała. Po przemoczonych włosach spłynął zimny strumień, wprost na plecy, wywołując dreszcz.

Luka jednym ruchem zdjął skórzaną kurtkę i owinął ją wokół niej, po czym podnióśł parasol.

Zaoferował jej ramię, a ona mimo oporów przyjęła pomoc, jednak obawiała się znów na niego spojrzeć.

- Żebym znów nie musiał zbierać cię z ziemi – rzucił, a ona jeszcze bardziej się spięła.

Mimo to chłopak pewnie trzymał jej rękę, prowadząc ją poprzez zalane uliczki, omijając większe kałuże. Próbowali dostrzeć do jej domu, ale deszcz z każdą chwilą się nasilał. Powiód ją więc inną drogą, docierając do jednego z kanałów, gdzie zacumowana była łódź należąca do rodziny.

Schronili się pod pokładem, z westchnieniem ulgi rozsiadając się na drewnianych krzesełkach.

Marinette szczelniej owinęła się kurtką Luki, próbując powstrzymać drżenie ramion, ale z jej włosów nadal spływały krople zimnej wody. Chłopak zniknął gdzieś na tyłach, by wrócić do niej z puchatym błękitnym ręcznikiem i kilkoma ubraniami.

- Są Juleki – stwierdził, podając jej wszystko – Pewnie będą nieco za duże, ale lepsze to niż marznąć.

- Dzięki – odparła, przyglądając się sceptycznie materiałom w zdecydowanie ciemnych barwach.

Miraculum Kropla PrawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz