Po przylocie do Ameryki na lotnisku czekał na mnie Mark. Przywitałam się z nim szybkim przytulasem i pojechaliśmy do mojego dawnego domu na obrzeżach miasta. Droga zajęła nam około 45 minut. Czułam się dziwnie, bo w Japonii jest całkiem inna strefa czasowa i, gdy u nas jest południe u nich jest noc. To jest chyba około 7 lub 8 godzin różnicy. Droga minęła nam w ciszy. No niekiedy nawinął się jakiś temat, ale to rzadko. Pod domem na podwórku stał ojciec i jak przewidywałam był pijany, albo miał kaca, bo tak wyglądał. Mark odszedł gdzieś, ponieważ jak on to powiedział " Mam ważny telefon".
- Córciaaa. Stęunskniłaś się? - a jednak pijany.
- Mów co chcesz, bo nie mam za dużo czasu. - powiedziałam zirytowana.
- Chodź do doumu. - wskazał ręką na duży dom.
- Niech Ci będzie. - westchnęłam.
Weszłam przez duże drzwi i jak zobaczyłam w jakim stanie jest dom to aż mi mowę odjęło. Wszędzie był strasznie brudno i śmierdziało tak, że nie dało się wytrzymać. Walały się kartony po jedzeniu, puszki piwa i butelki wódki, ubrania. Co to ma do cholery być?! Jeszcze jakieś dwie dziewczyny siedzą na kanapie i się całują, co się z nim stało. Ja rozumiem, że naprawdę się załamał po śmierci mamy, ale trzeba się wziąć w garść i żyć dalej.
- Jeśli zaraz nie opuścicie posesji, to nie ręczę za siebie. - zaczęłam spokojnie.
- Dom nie jest Twój! - krzyknęła jedna z nich.
Uśmiechnęłam się delikatnie i powolnym korkiem zaczęłam się do nich zbliżać.
- Właściwie masz rację.. Podoba wam się, prawda? A wiecie co jest w nim najlepsze? - wyciągnęłam sztylet i zaczęłam się nim bawić - piwnica, do której zaraz was zaciągnę jak stąd nie wyjdziecie.
Te tylko przewróciły oczami, ubrały się i wyszły.
- Czy możesz mi wytłumaczyć co to ma być?! - zaczęłam krzyczeć na ojca. Chyba całe osiedle mnie słyszało.
W pewnym momencie zadzwonił do mnie mój wspólnik. Myślałam, że miał coś ważnego do zrobienia skoro dostał jakiś ważny telefon.
- No co jest? - zapytałam.
- Kate! Uciekaj stamtąd! - krzyczał przerażony.
- Co? Czemu? Co się dzieje?
- Jeff jest w domu! To jakaś cholerna pułapka! - krzyczał tylko, że dwa razy głośniej.
Aż telefon mi z rąk wypadł. To od początku było zaplanowane. Co za parszywa hiena. Ja nie jestem gotowa, nie teraz. Zaczęłam uciekać, ale było już za późno. W drzwiach pojawił się ten co sprawił, że moje życie stało się koszmarem.
- Witaj Kate. Dawno Cię nie widziałem. Zmieniłaś się. Cycki Ci urosły. - zaśmiał się Jeff.
- Ty też się zmieniłeś. Jesteś jeszcze bardziej ohydny niż dwa lata temu. - chce tak grać. Proszę bardzo.
- Uu.. Język też masz cięty. Ciekawe, czy też będziesz po mnie jeździć tekstami jak Ci go obetnę!
Zaczęłam szybko uciekać po schodach, ale ten psychopata zdążył mnie drasnąć. Wbiegłam na górę i nie wiedząc co robić zamknęłam się w swoim pokoju. Jeff próbował wyłamać drzwi i zaraz mu się to uda. Otworzyłam okno i gdy już miałam skakać drzwi z wielkim hukiem wyłamały się, a w progu stanął Jeff machając do mnie swoim nożem. Nie zastanawiając się dłużej skoczyłam na drzewo. Gałęzią zahaczyłam o bluzkę i ta musiała się rozerwać. Świetnie stanik mi widać. Zeskoczyłam niezgrabnie z drzewa i zaczęłam biec w stronę bramy. Gdy się obróciłam chłopak biegł już za mną. Zauważyłam samochód pod bramą, a w nim Marka, który machał do mnie ręką.
- Otwórz szybę! - krzyknęłam mu najgłośniej jak potrafiłam.
Gdy wspinałam się po ogrodzeniu Jeff wbił mi nóż w łydkę. Krzyknęłam bardzo głośno, ale starałam się go jakoś kopnąć.
- Gdzie się tak spieszysz, maleńka?
Uderzyłam go w nos przez co wycofał się do tyłu przeskoczyłam przez ogrodzenie i szybko wbiegłam do samochodu. Mark odjechał z piskiem opon, a ja zaczęłam strasznie ciężko oddychać.
- Co to do cholery było?
CZYTASZ
Real kidnapping
FanfictionTo wszystko działo się tak szybko. Za szybko. Żyletka. Krew. Mama. Las. I on. Mój najgorszy koszmar się spełnił. Dlaczego to spotkało mnie?