four

976 210 32
                                    

bezduszni

  Pogodne i słoneczne dni mijały powoli na wykonywaniu kwiatowych obowiązków w kwiaciarni

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

  Pogodne i słoneczne dni mijały powoli na wykonywaniu kwiatowych obowiązków w kwiaciarni. Klientów było względnie mało, przez co Sicheng snuł się czasami smutny między doniczkami, szukając miejsca, gdzie mógłby cicho żyć, bez zawadzania nikomu. W sumie sytuacja nie wyglądała na bardzo złą, gdyż nie miałby nawet komu zawadzać.

Chłopak chciał posłuchać o ciekawych wydarzeniach w mieście, o których zawsze opowiadali mu stali klienci, lub zobaczyć wreszcie inne twarze od tych jego współpracowników.

Zapytacie czy Ten wybił Jungwoo z głowy pomysł poproszenia o numer telefonu nowego dostawcy? Otóż nie. Choćby nie wiadomo jak najstarszy się starał i wylewał z siebie siódme poty, to ich mały aniołek już dawno był na dobrej drodze przemiany w diabełka. Mało tego Koreańczyk chyba zyskał sympatię z wzajemnością, ponieważ dostał co chciał. Trzeba dodać również do tego kilka szerokich uśmiechów, zapewne będących najlepszymi jakie Yukhei ma.

Zaś Sicheng z całego serca im kibicował, gdyż żółty kolor słonecznika w połączeniu ze standardowym fioletem bzu ładnie ze sobą współgrały.

Właśnie miał setny raz tego dnia (dodajmy fakt, że jest prawie południe) westchnąć głęboko, kiedy obok niego pojawił się rozpromieniony Jungwoo, prosząc o małą pomoc w zmienianiu ułożenia kwiatów na wystawie przed sklepem. Sicheng, nie pozwalając koledze zauważyć wszechogarniającego go smutku, odwzajemnił uśmiech i skierowali się do wyjścia. Przez głowę chłopaka przemknęła myśl, iż może bijąca od współpracownika radość jakoś mu się udzieli i przynajmniej będzie mógł wyjść z pracy w takim samym nastroju, z jakim przyszedł.

— Ach, dlaczego to psujecie? Męczyłem się z tym cały wczorajszy ranek — powiedział Ten płaczliwym głosem, po jakimś czasie dołączając do dwójki. — Jungwoo, jesteś bezduszny.

— Kto jest bezduszny?

Ten podskoczył w miejscu wystraszony i spojrzał w kierunku, z którego usłyszał pytanie wypowiedziane przez nieznany mu głos. Wszyscy byli tak pochłonięci sobą i swoimi zajęciami, że nie zobaczyli podchodzących doń powoli dwóch młodych policjantów.

— Tak sobie tylko żartujemy — usprawiedliwił się, podnosząc ręce w poddańczym geście. — Proszę się nie martwić, panie władzo.

— No i patrz co narobiłeś, Yuta. Teraz będzie się nas bał — powiedział żartobliwie wyższy mężczyzna.

— Oczywiste, nas trzeba się bać. Nikt nie zna dnia ani godziny, gdy kogoś powalę na kolana swoją charyzmą — odparł niższy i spojrzał na każdego z osobna, zatrzymując swój wzrok na Chińczyku na nieco dłużej. Chłopak stał jak dotąd nieruchomo, nie czując coraz mocniej bolących ramion przez trzymanie dosyć ciężkiej doniczki z roślinami. Badał po cichu sytuację zza zielonych liści.

Cisza stawała się być coraz bardziej niezręczna, więc głos postanowił znów zabrać Ten.

— Czego panowie u nas szukają? Może ładnych bukietów dla wybranek serc? — Cały on. Niby nadal serce waliło mu ze strachu i zaraz zacznie trząść portkami, to reklamowanie kwiaciarni zdawało się być jednak ważniejsze. Lecz mężczyźni pokręcili przecząco głowami.

— Wybranką serca Youngho jest tylko jego mama. — Yuta zachichotał cicho, robiąc kilka kroków w bok z nadzieją, że one jakoś powstrzymają jego kolegę od jednego z tych boleśniejszych kontaktów cielesnych.

Wspomniany westchnął ciężko, puszczając, zabawną tylko dla jednej osoby, uwagę mimo uszu.

— Naprawdę piękne kwiaty tutaj pracują i chcielibyśmy je ze sobą zabrać, ale może innym razem — rzekł Youngho, patrząc prosto w oczy Tena ze słodkim uśmiechem. Po chwili z łatwością udało mu się dosięgnąć kołnierza marynarki Yuty i pociągnął kolegę za sobą, ignorując jego oskarżycielski ton.

Pozostała trójka jeszcze przez krótki czas odprowadzała policjantów wzrokiem, aż w końcu Tajlandczyk odwrócił się do przyjaciół, zasłaniając nieco zbyt czerwone policzki dłońmi. Oczywiście cała wina za jego stan leżała po stronie słońca i jego południowe dogrzewanie. Sicheng jednak spojrzał na niego i pokręcił głową z dezaprobatą. Nie chciał wiedzieć co w tym momencie działo się w głowie chłopaka, więc jak gdyby nigdy nic wrócił do dalszego układania kwiatów.

Lecz dziwne uczucie, mimo stopniowego zapominania, nie znikało i czaiło się, aby znów dać o sobie znać w najbardziej nieodpowiednim momencie.


dzień dobry; wreszcie pojawił się nasz rycerz

❝the florist's❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz