świeżak(un)
Jungwoo przepadł bezpowrotnie, a za jego śladem poszedł Ten. Wiosna rządziła się swoimi prawami i potrafiła w każdym sercu rozpalić żar miłości. No właśnie. Gdyby patrzeć na przykład wcześniej wymienionej dwójki byłoby to prawdziwe, lecz nie w stosunku do Chińczyka. On pozostał sam bez pasującego do siebie kwiatu.
Skrzywił się, gdy usłyszał pukanie we framugę drzwi wejściowych. Lubił towarzystwo klientów, jednak czasami były takie dni, podczas których wolał nie mieć z nikim nic do czynienia. Czuł wszechogarniającą go irytację, a złość potęgowana była brakiem wytłumaczenia na owy brak humoru. Spojrzał na zbliżającą się powoli właścicielkę kwiaciarni i natychmiastowo wyprostował, karcąc w duchu za niemiły, z jego strony przynajmniej, gdyż kobieta prawdopodobnie nie zauważyła niczego, początek spotkania.
— Sicheng — zaczęła, opierając łokcie o ladę i oddychając miarowo. Zauważył, że nie tryskała zbyt dobrym zdrowiem i energią, jak to było za każdym razem, gdy z nią rozmawiał. Wiek robi swoje. — Co u ciebie słychać?
Położył delikatnie swoje dłonie na tych właścicielki, posyłając jej najcieplejszy uśmiech, który mógłby roztopić najgorszy śnieg w zimie.
— Wszystko w porządku, bez problemów dajemy sobie radę, nie musi się pani martwić — odparł uspokajająco, dając tym samym do zrozumienia, iż kobieta spokojnie mogłaby powierzyć trójce swoich młodych pracowników cały biznes i nie upadłby on po co najmniej tygodniu.
Odwzajemniła uśmiech i westchnęła głęboko.
— Znalazłam dla was nowego kolegę — powiedziała nagle, zerkając na stojące nieopodal kolorowe goździki. Sicheng zmarszczył brwi.
— Nowego? Chodzi pani o nowe rodzaje kwiatów?
— Nie, nie. — Pokręciła głową, śmiejąc się szczerze. — Nowego kolegę do pracy.
— Nie musiała pani się tak trudzić! Gdyby pomoc była potrzeba to sami moglibyśmy się tym zająć — jęknął, nieco siebie zadziwiając. Pierwszy raz odezwał się do niej takim tonem, mimo że zawsze próbował jak najlepiej wypadać przed swoją pracodawczynią i okazywać jej należyty szacunek.
Poczuł zalewającą jego policzki soczystą czerwień i nagły gorąc. Było mu wstyd, jednak mógł obwinić za to swój brak humoru, więc i tak wychodził na zero.
Kobieta milczała, nie pozwalając uśmiechowi zejść z twarzy.
— Przepraszam.
— Przyjdzie tutaj za chwilę — odparła, gładząc lekko drżącą dłonią miękkie włosy chłopaka, traktując go jak swojego własnego wnuczka. — Jest Chińczykiem tak samo, jak ty. Mam nadzieję, że pomożesz mu się zaaklimatyzować i podszkolić w języku. Z naszej ostatniej rozmowy nie zrozumiałam zbyt wiele.
Sicheng pokiwał głową i w tej samej chwili do kwiaciarni wszedł młody mężczyzna. Właścicielka przywitała go skinieniem głowy, co szybko zostało odwzajemnione niskim ukłonem. Natomiast jego rówieśnik stojący za ladą zaczął rozmowę w ich ojczystym języku. Wszystko co zostało powiedziane przez nowo przybyłego było od razu tłumaczone na koreański, dzięki czemu kobieta mogła również uczestniczyć w konwersacji.
Po kilku minutach było wiadomo, iż jego nowy współpracownik ma na imię Kun i przeprowadził się do Korei kierowany tymi samymi wytycznymi co Sicheng — głód za nowościami otaczającymi człowieka z każdej strony. Mimowolnie przypomniał sobie swoje początki, kiedy to pierwszą rozmowę z panią Choi przeprowadzał z nosem w słowniku. Miłe wspomnienie, które zdążyło zapewne obiec pół azjatyckiego świata, gdyż właścicielka nie omieszkała nie wspomnieć o nim przy rekrutacji Tena i Jungwoo.
— Kun chciałby zacząć pracę już od jutra. — Sicheng został sprowadzony na ziemię głosem i wzrokiem pełnymi radości. Kobieta uważnie patrzyła na niego, jakby czekała na zgodę swojego podopiecznego, chociaż to ona mogła zabrać ostateczny głos w tej sprawie.
— Dobrze. — Pokiwał głową i zwrócił się do swojego nowego kolegi, przechodząc płynnie z koreańskiego na chiński. — Chciałbym pokazać ci co i jak i sprawdzić jak wielkie jest twoje rozeznanie w kwestii roślin. Otwieramy o ósmej, jednak ja zawsze przychodzę godzinę wcześniej.
Chłopak pokiwał energicznie, ukłonił się równie nisko jak przy przywitaniu i wyszedł. Chińczyk jeszcze przez chwilę patrzył, jak jego rówieśnik znika za sklepowym szkłem, tym samym w myślach mając obraz bladoróżowych lilii.
— Będzie wam się jeszcze lepiej pracowało. — Pani Choi szturchnęła Sichenga lekko w ramię, próbując pokazać siebie od tej nieco młodzieżowej strony i z szerokim uśmiechem poszła w ślady Kuna.
— Mam nadzieję — odparł cicho i z równie cichym westchnieniem zaczął przygotowywać kwiaciarnię do jej zamknięcia.
A tymczasem po drugiej stronie drogi w krzakach pewien tajemniczy jegomość obserwował wszystko bardzo uważnie i z wielkim trudem starał się cokolwiek usłyszeć.
ta część nudniejsza, ale postaram się, aby kolejne były lepsze; cieszę się, że rośnie zainteresowanie tym ff
CZYTASZ
❝the florist's❞
Fanfiction- historia pewnej miłości, której narratorami są kwiaty ships: yuwin, winkun; w tle johnten, luwoo; tags: flower shop!au, angst with a happy ending, comedy, yuta as policeman, sicheng as florist, slice of life, teasing, heartbreak, almost marriage...