właścicielka
Zaledwie kilka dni po cichych odwiedzinach Sichenga u Yuty i tym samym udanej próbie uratowania ich dotychczasowej znajomości, jeśli można tak nazwać ich stosunki, Kun, korzystając z okazji, że Chińczyka jeszcze nie było w pracy, ale za to jest pozostała dwójka jego współpracowników, którzy nie za bardzo się nim interesowali, zawędrował do właścicielki kwiaciarni. Chciał omówić z nią kilka ważnych spraw dotyczących sklepu, a jeśli on ma jakiekolwiek sprawy do kogoś, to nie mogą one cierpieć zwłoki.
Zapukał delikatnie w ciemne drewno, uśmiechając się lekko do siebie i czując rosnącą ekscytację. W głowie miał perfekcyjnie ułożony cały plan, pozostało tylko brzmieć bardzo realistycznie. Jednak patrząc na to jakim człowiekiem była pani Choi, nie powinno być problemu.
Kiedy usłyszał ciche zaproszenie do środka, wszedł pospiesznie, zamykając za sobą drzwi jak najciszej. Nikt nie mógł wiedzieć co zamierza teraz zrobić, gdyż mieszkanie kobiety znajduje się dokładnie nad kwiaciarnią.
— Dzień dobry — powiedział ciepło, podchodząc do okna, przy którym siedziała na bujanym fotelu i kończyła powoli papierosa, wypuszczając dym na zewnątrz. Ogarnęło go lekkie zdziwienie, bo pierwszy raz widzi tę o zdrowym ciele właścicielkę z używką. Mimo to uśmiech nie zszedł mu z twarzy. Widać każdy ma jakieś swoje małe tajemnice.
— Słucham? — spytała nieco zachrypniętym głosem.
Kun odszukał wzrokiem krzesło stojące pod ścianą i przesunął je bliżej okna. Szykowała się ważna rozmowa.
— Przyszedłem tutaj w imieniu wszystkich pracowników pani kwiaciarni — zaczął, udając nieco zdenerwowanego. Kobieta wrzuciła papierosa do popielniczki i wbiła w niego wyczekujące, lecz chłodne spojrzenie. Nie umknęło to uwadze chłopaka, na co przeklął w duchu, bo patrząc na to jaki właścicielka ma dziś nastrój jego plany mogą spalić na panewce.
— To musi być coś bardzo ważnego, jeśli od wszystkich.
Pokiwał intensywnie głową.
— Po długiej naradzie i burzy mózgów chcielibyśmy wprowadzić kilka zmian, na przykład wystrój. Ja mam dużo pomysłów na ułożenia skrzynek i doniczek.
Cisza.
— I w harmonogramie. Ten mówił, że ma teraz inne godziny zajęć, Jungwoo nie wystarczyła jedna praca, więc znalazł kolejną.
Jakaś reakcja była widoczna, jednak nie tego oczekiwał.
— A Sicheng chciałby mieć zmiany razem ze mną.
Na dźwięk tego imienia oczy kobiety się zaświeciły, a wyraz twarzy momentalnie zmienił. Teraz była całkowicie inną osobą niż zaledwie sekundy temu — z tajemniczej starszej pani o zimnym spojrzeniu zmieniła się w miłą staruszkę, która czerpie radość nawet z tego, że ktoś wypowiedział zaledwie imię jej wnuka. Zaś Kun odetchnął z ulgą, jeszcze była jakaś nadzieja.
— Co Sicheng mówił? — spytała, siadając wygodniej na krześle.
— Że całkowicie podziela moje zdanie na temat ulepszenia kwiaciarni, bo zależy mu na jak największej liczbie klientów — odparł, zadowolony z siebie i takiego obrotu spraw.
Kobieta pokiwała z uznaniem głową.
— Jeżeli mój najważniejszy pracownik tak mówi, to nie mogę się z tym nie zgodzić — przyznała, a chłopak czuł delikatną adrenalinę i wszechogarniającą radość. Od dawna wiedział, że Sicheng będzie kluczem do osiągnięcia wszystkich, nawet tych najbardziej samolubnych, celów. Mógł od razu wypowiedzieć jego imię, a nie musiałby się tak denerwować na początku. — Możemy zejść i porozmawiać o tym wspólnie — zaproponowała, na co Kun otworzył szerzej oczy.
— Nie! Znaczy nie trzeba, wszystko mi dokładnie powiedzieli — powiedział nerwowo. — Żartowali, że będę ich takim pośrednikiem z panią.
Kobieta zaśmiała się, nie zwracając uwagi na chwilową zmianę tonu głosu i zachowania chłopaka. Kun przyznał w myślach, że pani Choi jest nieprzewidywalną osobą i musi się przy niej trzymać na baczności, bo w końcu przez nieuwagę powie o słowo za dużo.
Zaczął objaśniać plany zmian, uwzględniając dokładnie każdy szczegół i czasami dodając ciekawe pomysły, które wpadały mu do głowy. Właścicielka chłonęła wszystko niczym gąbka i przystawała na propozycje.
Po pewnym czasie zorientował się, iż już powinien wracać, gdyż Ten i Jungwoo mogą coś podejrzewać. No i może nie przywitać Sichenga, kiedy ten zawita do pracy i rozświetli jego kolejny dzień.
— Dziękuję pani za wysłuchanie — zakończył, wstając.
— Chłopcy dobrze zrobili, że wysłali ciebie tutaj. — Pani Choi uśmiechnęła się, sięgając po paczkę papierosów leżącą na biurku za nią. Wyciągnęła kolejnego papierosa, zręcznie odpaliła i odetchnęła dymem. — Ty sam wyglądasz na mądrego i sprytnego dzieciaka.
Mrugnęła do niego, a on uniósł jedną brew, czekając, aż powie więcej.
— Pomyślałam sobie właśnie, że byłbyś dobrym właścicielem kwiaciarni i godnym zastępcą mnie, jak jeden papieros przypadkiem sprawi, że wyląduję w miejscu, gdzie będę widzieć same plusy — powiedziała, na co Kun wciągnął powietrze nieco zbyt gwałtownie. — Ale kto wie, kto wie.
— To ja pani też coś powiem — mruknął. Podszedł do niej, nachylił się i wyszeptał na jej ucho kilka słów, które nigdy nie powinny wypłynąć z jego ust, a skutki tego ryzykownego ruchu wywołają lawinę problemów.
Kobieta w lekkim szoku spojrzała na chłopaka.
— To tak się sprawy mają?
— Oczywiście.
— Nie mogę się doczekać.
Kun kiwnął głową, ukłonił się nisko i wyszedł, gratulując sobie w duchu.
dziś rozdział nieco nudny, ale kluczowy; dziękuję za gwiazdki i wyświetlenia, bardzo mnie to cieszy i dodaje weny! ;-;
CZYTASZ
❝the florist's❞
Fanfiction- historia pewnej miłości, której narratorami są kwiaty ships: yuwin, winkun; w tle johnten, luwoo; tags: flower shop!au, angst with a happy ending, comedy, yuta as policeman, sicheng as florist, slice of life, teasing, heartbreak, almost marriage...