seventeen

632 158 54
                                    

jeszcze

  Dni mijały leniwie na przesiadywaniu w kwiaciarni i oglądaniu niezbyt urodziwej, według Sichenga, twarzy Kuna, który przez większość czasu zamiast pracować to tylko się doń przystawiał i chyba prosił o pobicie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dni mijały leniwie na przesiadywaniu w kwiaciarni i oglądaniu niezbyt urodziwej, według Sichenga, twarzy Kuna, który przez większość czasu zamiast pracować to tylko się doń przystawiał i chyba prosił o pobicie. Zawsze, kiedy chłopak zaczynał robić dziesiąty raz to samo, czyli mówić jak to on bardzo darzy Chińczyka miłością i jak wyobraża sobie ich szczęśliwe życie, Sicheng próbował wyłączyć jakoś słuch i oczami wyobraźni uciec gdzieś daleko.

Chociażby nie wiem, do mieszkania Yuty, czyli w sumie nie tak daleko... Ja tego nie napisałam.

Chłopak westchnął, opierając podbródek o blat lady. Już trajkotanie Jungwoo o jego nowym chłopaku (tak, dobrze myślicie) albo zrzędzenie Tena byłoby ciekawsze.

- Kochanie! - Sicheng przewrócił oczami za dźwięk irytującego głosu. - Pomóż mi.

Przed nim pojawił się Kun z ładnym bukietem niebiesko-białych kwiatów.

- Słucham?

- Połóż tutaj palec - powiedział, wskazując na supełek białej taśmy. - Chcę mieć pewność, że mocno zawiążę.

Sicheng wykonał polecenie, nie obdarzając chłopaka nawet najmniejszym spojrzeniem. Szczerze miał już dość tego udawania i sprawiania sobie niepotrzebnego bólu. Miał dość tej irytującej ciszy w kwiaciarni, którą normalnie przerwałby Yuta, zaglądający do sklepu średnio trzy razy dziennie.

- Dziękuję.

- Nie ma za co.

Kun odszedł obdarzając Sichenga jednym z pakietu tych swoich najlepszych uśmiechów i wrócił na zaplecze. Kiedy tylko chłopak zniknął z jego pola widzenia, Chińczyk znów położył głowę na ladzie i zamknął oczy. Chciał przerwać ten spokój, gdyż dawno nikt go nie denerwował w pewien specyficzny sposób.

Pewnie jeszcze kilka minut i Sicheng by usnął, ale ktoś nagle pogłaskał go delikatnie po włosach, na co zerwał się na równe nogi. Przed nim stał Youngho, w którego oczach widać było przez chwilę tajemniczy błysk.

- No elo - powiedział dziarskim tonem, a Sicheng tylko odetchnął z ulgą. Wreszcie ktoś normalny. - Przyszedłem po ciebie.

- Dlaczego?

- Jak to? - Youngho zrobił wielce zdziwioną minę. - Przychodzę do ciebie praktycznie codziennie i gadam cały czas o tym samym, a ty dalej nie wiesz dlaczego?

- Czyżby Yuta wreszcie był jedną nogą za oknem? - spytał Sicheng z szerokim uśmiechem, wyobrażając sobie Japończyka siedzącego na parapecie zewnętrznym z dyndającymi nogami i oceniającego ile sobie krzywdy zrobi jak skoczy. - Mi to jest bardzo na rękę.

- Kłamczuszku mały ty - powiedział Youngho dziecięcym tonem głosu i dotknął żartobliwie czubka nosa Chińczyka. - Jak nic nie zrobisz to serio będzie. - Chłopak zniżył niespodziewanie głos do szeptu, rozglądając się wiadomo za kim. - Za długo czeka. On nie posłucha nikogo tylko ciebie.

❝the florist's❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz