zawirowania niezapominajki
— Jungwoo! — Dało się słyszeć gdzieś z zaplecza stłumiony głos Tena, który próbował włożyć do nieco zbyt małej umywalki dużą, zieloną konewkę. Teraz kolejka w podlewaniu kwiatów wypadała na niego. — Mógłbyś wreszcie podnieść swoje anielskie cztery litery i mi pomóc?!
W kwiaciarni była tylko ich dwójka, gdyż Sicheng uprzedzał każdego z nich już wczorajszego wieczora, iż trochę się spóźni i, martwiąc się o swoich przyjaciół, po kilka razy powtarzał, że zrobi wszystko co w jego mocy, aby przyjechać jak najszybciej. Co prawda świat by się nie zawalił, gdyby Chińczyk nagle zapragnął dzień albo nawet tydzień wolnego.
Ten widział ile Sicheng bierze na siebie czasem obowiązków, więc postanowił nieco przyspieszyć swoją pracę, żeby jego zagraniczny przyjaciel mógł przez resztę dnia siedzieć za ladą i pachnieć.
Jednak mimo to wiedział, że Sicheng i tak coś do roboty sobie znajdzie. Prędzej czy później, bo on w pracy nie umie spokojnie wysiedzieć kilku minut.
Kiedy jakimś cudem udało mu się napełnić konewkę wodą i nieco zirytowany, gdyż żadna pomoc nie nadeszła, wyszedł z zaplecza, obrzucił zbolałym spojrzeniem Jungwoo, którego jakaś magiczna siła mocno trzymała, nie pozwalając wypuścić telefonu z dłoni ani na moment. Oczywiście wszyscy wiemy w jakiej postaci owa siła się objawiała.
— Czy słyszałeś? — spytał spokojnym tonem, obserwując jak szeroki uśmiech Koreańczyka momentalnie znika, a komórka zostaje brutalnie położona na blat. Jungwoo spojrzał na niego ze strachem w oczach.
— Co słyszałem? — Chłopak wstał i w sekundę znalazł się obok Tena. Jednocześnie przejął od niego konewkę, zasypując gradem pytań. — A tak, chciałeś pomocy. Co mam zrobić? Podlałeś już coś? Które najpierw?
— Wszystkie — mruknął Ten, zajmując jego miejsce za ladą. Patrzył jak Koreańczyk biega między kwiatami, jakby nagle włączył jakiś mały silniczek.
Zamyślił się chwilę. Jungwoo pisał prawdopodobnie z ich nowym dostawcą kwiatów, bo raczej nie wyglądałby na tak szczęśliwego i pełnego radości, gdyby wymieniał smsy z kimś z rodziny bądź znajomych. Zaś Ten nie chciał tego przyznać, ale czuł zazdrość. Co prawda była ona nikła, jednak zdążyła zakiełkować dosyć głęboko. Zazdrość, że Koreańczyk potrafił przebić się przez nieśmiałość i pierwsze spotkanie zmienić w wiele innych i sukcesywnie przechodzić przez kolejne etapy znajomości, podczas gdy on swojego rycerza widział raz, będący równie dobrze ostatnim.
Chłopak z grymasem na twarzy pokręcił głową, próbując odpędzić brzydkie myśli o przyjacielu jak najdalej. Przecież nie może być tak źle, a Jungwoo powinienem mocno kibicować, pomyślał.
Wtem do kwiaciarni wszedł nieco zdyszany Kun, którego okazję miał poznać tylko Sicheng. Pozostała dwójka w ogóle nie miała pojęcia o nowym pracowniku, za co winą można obarczyć właśnie Chińczyka i jego ujawniające się od czasu do czasu zapominalstwo.
— W czym mogę pomóc? — spytał Ten, wstając i podchodząc do chłopaka z ciepłym uśmiechem.
— Miałem stawić się tutaj znacznie wcześniej, przepraszam — odparł Kun, przez lekkie zmęczenie używając swojego ojczystego języka. Po chwili się zreflektował, widząc na twarzy już współpracownika zdezorientowanie. — Jestem twoim rówieśnikiem — dodał, starając się, aby jego koreański brzmiał w miarę płynnie.
— Nie wyglądasz mi na mój wiek — powiedział Ten, mierząc nowo przybyłego podejrzliwym wzrokiem. Pewna duża osoba zajmowała przez cały czas równie dużo myśli w jego głowie, przez co nadal nie było wzajemnego zrozumienia.
Kun zaśmiał się szczerze i pokręcił głową.
— Ach, nie, mam zacząć tu pracować od dzisiaj i — omiótł wzrokiem wnętrze sklepu — ten chłopak chciał mi wszystko pokazać. Nie ma go? — spytał ze smutną miną.
Ten zmarszczył brwi, przetwarzając sobie wszystko powoli. Najpierw przeprosił za nieświadome bycie niegrzecznym i wiekowe ocenianie, a potem zrozumiał, że była mowa o Chińczyku. Wytłumaczył krótko powód nieobecności przyjaciela i zaproponował swoją pomoc. Po wyrazie twarzy widać było, iż Kun jednak bardziej wolał Sichenga, na co Tajlandczyk zacisnął zęby. Nie, żeby jakoś mu zależało na nowym współpracowniku, ale chciałby mimo wszystko jakiś szacunek czuć i podobno jego pomyłka została mu wybaczona.
Posłał chłopakowi słodko-gorzki uśmiech, obejmując go ramieniem i w myślach układając plan jak bezboleśnie dopiec świeżakowi. Może i byli w tym samym wieku, jak się w międzyczasie okazało, może i Kun był nieco starszy, ale to nie stało Tajlandczykowi na przeszkodzie do pokazania mu gdzie jego miejsce.
hej, hej, cieszę się, że coraz więcej osób odkrywa to ff i zostaje, dziękuję też za gwiazdki (ponad 50!!!), postaram się was nie rozczarować ;)
CZYTASZ
❝the florist's❞
Fanfiction- historia pewnej miłości, której narratorami są kwiaty ships: yuwin, winkun; w tle johnten, luwoo; tags: flower shop!au, angst with a happy ending, comedy, yuta as policeman, sicheng as florist, slice of life, teasing, heartbreak, almost marriage...