ratunek? (uwaga! badass Yuta alert!)
— Więc? — spytał Yuta, kręcąc swoją małą zabawkę na palcu. Uniósł jedną brew, patrząc intensywnie na Kuna, który nic sobie prawdopodobnie z tego nie robił i swój wzrok wlepiał w Sichenga, mającego spojrzenie wbite tępo w podłogę. Gdyby Chińczyk obserwował Japończyka zamiast panele, to zapewne powstałby Trójkąt Bermudzki.
— Nadal zamierzasz uprzykrzać mu życie, czy jednak pozwolisz się zakuć?
Kun wzruszył ramionami.
— Ja nie robię nic złego — wycedził przez zaciśnięte zęby ukryte za promiennym uśmiechem.
Yuta westchnął. Zrezygnowany wyciągnął z kieszeni krótkofalówkę, a drugą dłoń położył na ramieniu Sichenga.
— Mobilki, mobilki, jak mnie słychać? — powiedział, na co Chińczyk o mało co nie spadł z krzesła.
Tego brakowało, żeby ten idiota pajacował wśród innych ludzi. Kwiaciarnię jeszcze można przeżyć, ale są miejsca, w których prawdziwe oblicze Japończyka nie powinno pod żadnym pozorem być ujawniane.
— Co ty znowu wyprawiasz, Yuta? — Rozbrzmiał głos Youngho, będącego po drugiej stronie słuchawki. — I gdzie się podziewasz? Masz wrócić w tym momencie do mnie, bo-
— Ty przyjdź do mnie, bo mam tu — spojrzał wymownie na Kuna. — ogromny problem.
— Sicheng?
Chłopak momentalnie się obruszył.
— Jak możesz tak mówić? On dla mnie nigdy nie będzie problemem — powiedział to w taki sposób, jakby za chwilę miał zacząć płakać jak małe dziecko. Chińczyk pożałował, że w ogóle myślał o Yucie w jakichkolwiek superlatywach. Niby nie wszyscy superbohaterowie noszą peleryny, ale jednak...
Po drugiej stronie krótkofalówki było słychać tylko ciszę.
— Jeden natręt bardzo mi się opiera, a pogwałcił już co najmniej kilka paragrafów — odparł jakby od niechcenia, jednak jeden kącik jego ust mimowolnie powędrował ku górze. Wiedział, że już wygrał. Youngho nie trzeba było dwa razy powtarzać i przekonywać do odnalezienia swojego kolegi po fachu. Yuta podał wszystkie informacje na temat swojego położenia i nie minęła nawet chwila, a wysoki chłopak zawitał do kawiarni. Od razu odnalazł ich wzrokiem i jego mina zrzedła, kiedy jego wzrok napotkał sylwetkę Kuna.
— I to ma być ten ogromny problem?
— Światowy - skwitował Yuta. — Trzeba go zakuć, bo zatruwa życie mojej miłości.
— Twojej? — Sicheng i Kun odezwali się jednocześnie, patrząc ze zdziwieniem na Yutę, a Youngho tylko westchnął cierpiętniczo. Skarcił siebie w duchu za swoją łatwowierność i brak jakichkolwiek przemyśleń przed przyjściem tutaj. Chociaż z drugiej strony, gdyby zignorował przyjaciela, to chyba tylko Bóg wiedziałby co mogłoby mu strzelić do łba.
— Wyjdźmy może na zewnątrz — zaproponował, patrząc kątem oka na klientów kawiarni, którzy badali całą tę komiczną sytuację w napięciu, a Youngho im się wcale nie dziwił. W odpowiedzi dostał tylko zgrzytanie zębami. — Yuta.
Nagle wszystko zaczęło się dziać jakby w przyspieszeniu. Japończyk ruszył w stronę Kuna, złapał go za kołnierz w kratkę i pociągnął w stronę wyjścia, nie patrząc czy chłopak za nim idzie, próbując uwolnić, czy jednak wyciera podłogę swoją piękną koszulą w kratkę, która prawdopodobnie kosztowała tyle ile on sam wydaje miesięcznie na jedzenie. Będąc na zewnątrz potraktował go jeszcze brutalniej, gdyż rzucił nim na chodnik twarzą do ziemi, usiadł nań okrakiem i skuł kajdankami.
— Oszalałeś?! — wydarł się Kun, na co Yuta tylko zachichotał nerwowo. Ta cała komedia zaczynała powoli doprowadzać go do białej gorączki. Nie mógł uwierzyć, że Sicheng w ogóle dał zgodę na to spotkanie i jeszcze do tej pory to ciągnął. Przecież gdyby tylko delikatnie poprosił o pomoc to Kun już dawno zniknąłby z tego świata. - Zgłoszę to na policję!
— Świetnie się składa — powiedział policjant, wstając i obracając chłopaka przodem do siebie. — W czym mogę pomóc?
— Jesteś oszustem!
— A ty — Yuta nagle wyciągnął pistolet. — powinieneś być dawno martwy.
Kun znieruchomiał, a po jego czole spłynęła strużka potu. Zaczął kręcić głową, patrząc szeroko otwartymi oczami na niebezpieczny przedmiot.
— Psychopata!
— Słuchaj. — Japończyk kucnął przy nim, zatykając mu usta dłonią. — Mogę być prawdziwym psychopatą, jeśli tak bardzo chcesz. Ale wiedz, że wtedy będziesz musiał się z czymś pożegnać. — Tu przesunął lufą pistoletu od szyi chłopaka przez brzuch, idąc śladami guzików koszuli, aż dotarł do rozporka i spojrzał wymownie na Kuna. — Jak tu cię puknę to nie będziesz miał ty kogo.
Całą tę sytuację oglądali wszyscy klienci kawiarni, zwykli przechodnie, Youngho i Sicheng, który tym razem miał ochotę wybuchnąć płaczem. Nie dość, że Yuta odstawił takie przedstawienie przez jakąś totalną pierdołę, zrobił z siebie skończonego pajaca znanego już zapewne na całą Koreę Południową, to jeszcze zniesławił policję i chyba grozi mu wyrzucenie z pracy. Chińczyk poczuł wszechogarniający wstyd. Nie chciał nawet tam podchodzić i ich rozdzielać. Nie chciał pokazywać i przypominać ludziom, że w ogóle coś z tą dwójką go łączy. Ale, mimo mętliku w głowie, który przysłaniał mu trzeźwe myślenie, musiał.
Zrobił kilka kroków do przodu i bezradny opadł na kolana, zwracając tym samym uwagę wszystkich. Twarz Yuty momentalnie złagodniała. Już miał wstać i podejść do Sichenga, kiedy do jego uszu dobiegły ledwo słyszalne słowa wypowiedziane przez Chińczyka.
— Dlaczego nie możesz zostawić mnie i mojego chłopaka w spokoju?
Youngho wciągnął głośno powietrze do płuc, Kun uśmiechnął się tryumfalnie, a Yuta stracił grunt pod nogami.
znalazłam chwilę czasu jeszcze przed sesją i napisałam rozdział z takim plot twistem, że sama nie wiem co mam o nim myśleć XD mam nadzieję, że mnie nie zjecie ;)
CZYTASZ
❝the florist's❞
Fanfic- historia pewnej miłości, której narratorami są kwiaty ships: yuwin, winkun; w tle johnten, luwoo; tags: flower shop!au, angst with a happy ending, comedy, yuta as policeman, sicheng as florist, slice of life, teasing, heartbreak, almost marriage...