three

974 207 64
                                    

ktoś nowy

   W międzyczasie do pracy dołączył nieco spóźniony Jungwoo, tłumacząc między głębokimi oddechami, że wstał o pięć minut zbyt późno niż zazwyczaj, co spowodowało istną lawinę innych rzeczy, przez co był zmuszony przebiec całą drogę do kwiaciarni

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   W międzyczasie do pracy dołączył nieco spóźniony Jungwoo, tłumacząc między głębokimi oddechami, że wstał o pięć minut zbyt późno niż zazwyczaj, co spowodowało istną lawinę innych rzeczy, przez co był zmuszony przebiec całą drogę do kwiaciarni. Oczywiście jak przystało na chodzące szczęście, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Sicheng, nieco zmartwiony, zaoferował się dzwonić do niego codziennie w ramach pobudki, jednak Jungwoo zaśmiał się i przytulił go mocno, uspokajając, iż to miało miejsce pierwszy i ostatni raz.

Wtem dało się słyszeć z zewnątrz dźwięk klaksonu i cała trójka zgodnie wyszła przed kwiaciarnię, wypatrując tajemniczego, nowego dostawcy, który właśnie wysiadł. Młody chłopak wyłonił się zza tylnej strony samochodu i podszedł bliżej, trzymając w dłoniach małą kartkę oraz długopis.

— Yo! — przywitał się przyjaźnie, wprawiając ich w małe zdezorientowanie. Sicheng już chciał odpowiedzieć miłym dzień dobry, tym samym pokazując, że jeszcze nie zdążył zostać jego znajomym i nadal obowiązują go jakieś zasady wychowania. Dostawca stanął na przeciwko Tena. — Pokwitowanko chciałbym prosić, szanowny kolego.

Ten zamrugał kilkakrotnie, ale wykonał zadanie z cichym westchnieniem, podpisując się w wyznaczonym miejscu. Oddając kartkę z długopisem zerknął na plakietkę przypiętą do kieszeni roboczej marynarki chłopaka.

— Yukhei?

— Jam jest.

— Ciepło tam na górze? — spytał żartobliwie. Tylko Ten musiał podnosić głowę wyżej niż Jungwoo i Sicheng, kiedy patrzył na dostawcę, gdyż z nich wszystkich był najniższy.

Yukhei zniżył się nieco tak, aby oboje byli na równi, uśmiechnął szeroko, a Ten mógłby z łatwością policzyć prawie wszystkie jego zęby.

— Tak samo jak tu — odparł, mierząc go spojrzeniem od góry do dołu. Cóż za odwaga. — Bardzo ciepło. — Wyprostował się i ruszył w kierunku przyczepy, aby móc wreszcie wypakować wszystkie rośliny, gdyż przez dosyć ciepłą pogodę mogłyby, zbyt długo zamknięte, nieco ucierpieć, a on nie chciał tak szybko żegnać takiej fajnej roboty.

— Chyba go polubiłem — powiedział Tajlandczyk, poruszając znacząco brwiami, na co rozbawiony Sicheng zachichotał cicho i poklepał przyjaciela pokrzepiająco po plecach.

Pierwszy raz ktoś miał czelność i tupet wyzwać Tena na niemą wojnę. Zawsze po pierwszej wymianie zdań chłopak wiedział, iż będzie miał z kogo sobie żartować i doprowadzać Bogu ducha winnego dostawcę swoimi błyskotliwymi tekstami do białej gorączki. Prawdopodobnie działo się to tylko przez to, że wszyscy dostawcy byli po trzydziestce... Może.

Prawdę jednak znali wszyscy — Ten lubił flirtować.

Ale mimo wszystko wszelkie prawa do wspominania choćby o jednej zabawnej sytuacji są zastrzeżone.

Widać było, że Yukhei — świadomie czy nie, Bóg jeden wie — pokazał, że potrafi być tak samo pewny siebie. Trafiła kosa na kamień.

Przez cały ten czas jedyną osobą, która nie wypowiedziała ani jednego słowa, był Jungwoo. Patrzył oniemiały, jak Yukhei, przez wyższą niż zazwyczaj temperaturę, zdejmuje marynarkę, pokazując jaką to ma super koszulkę bez rękawów pod spodem i wyjmuje po jednej skrzynce z kolorowymi roślinami z przyczepy.

— Myślisz, że dałby mi swój numer telefonu? — spytał Sichenga cicho, kładąc dłonie na jego ramionach. — Mógłby nawet napisać go na którejś z doniczek. Nie mam nic przeciwko takim romantycznym zagraniom.

— Nie daj się omotać! — krzyknął Ten, słysząc bardzo dokładnie każde słowo wypowiedziane przez Jungwoo. — Jesteś zbyt czysty i cenny dla tego świata, żeby dawać się tak łatwo zgorszyć.

Jednak cała trójka doskonale wiedziała, że jest już zbyt późno, żeby wybijać Jungwoo zauroczenie z głowy. Musiał wreszcie nastać ten czas, a, że trafiło akurat na taką osobę, jaką był Yukhei, nie było niczyją winą. Najwyżej poszukają sobie innego chodzącego aniołka, aby Jungwoo mógł, niewiarygodne, przemienić się magicznie w małego diabełka, który mógłby być gorszą wersją Tena. Przez głowę Chińczyka przemknęło zwątpienie, czy coś takiego jest w ogóle możliwe.

Sicheng uśmiechnął się delikatnie, pozwalając na chwilę odłączyć się od towarzystwa zrozpaczonego Tajlandczyka i zakochanego po uszy Koreańczyka i oparł się o framugę drzwi kwiaciarni. Już wiedział jaki kwiat pasuje do nowego dostawcy.


ostatni dziś, bo mnie po prostu korciło; za bardzo mi się to ff podoba, żeby tak trzymać tylko dla siebie

❝the florist's❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz