złośnica
Yuta, aby nieco odciążyć i tym samym przyspieszyć sprzątanie, wziął kolejną skrzynkę i poszedł w ślady Sichenga. Chińczyk, nieco bardziej zirytowany, starał się z każdym kolejnym krokiem pokazać nie tylko „intruzowi", gdyż tak postanowił od teraz nazywać Yutę, ale także całemu światu. Niechaj wszyscy widzą.
Szkoda tylko, że jest już ta godzina, a nie inna i w kwiaciarni pozostała ich dwójka.
Natomiast Yuta zdawał się w ogóle nie przejmować ciągłymi głośnymi westchnieniami i cichymi pomrukiwaniami. Skrycie wiedział, iż to on jest ich powodem, co jeszcze bardziej napędzało go do czynienia złego i tym samym wywoływania słodkich grymasów na twarzy Sichenga.
— Ale z ciebie mała złośnica. — Yuta z lekkim przerażeniem w oczach zacisnął mocno usta. Ten komentarz miał pobrzmiewać tylko w jego głowie, lecz jakimś dziwnym trafem usłyszał to Chińczyk, który właśnie odwracał się zszokowany. Młody policjant nabrał ochoty na mocne strzelenie sobie w twarz, jednak obie dłonie miał niestety, a może i stety, zajęte.
— Słucham?
— Powiedziałem, że te kwiaty to takie małe złośnice — odparł, prawie wybuchając śmiechem ze swojej dużej głupoty i lekkiej bezsilności. Naprawdę idealna zmiana tematu. — Zapewne bardzo często domagają się wody w takie ciepłe dni.
Sicheng postawił trzymaną dotychczas skrzynkę obok innych i odważnie podszedł do Yuty. Stanął na tyle blisko niego, że niemal stykali się nosami, czego Japończyk zupełnie się nie spodziewał i prawie utonąłby w ciemnych oczach chłopaka, gdyby nagle nie poczuł jak ciężar kilku doniczek kwiatów znika.
— Nie jestem złośnicą — mruknął, uważnie patrząc na Yutę. Otworzył jeszcze na chwilę usta z zapewne zamiarem dodania czegoś nieco brzydszego, jednak w porę się powstrzymał.
Odetchnął głośno, kiedy wszystkie skrzynki z wystawy przed sklepem znalazły wreszcie swoje miejsce, gdzie będą oczekiwać na kolejny dzień. Na jego twarzy pojawił się nawet cień zadowolenia i przelotny uśmiech, a Japończyk był ostatnią osobą, której dane było to zobaczyć. Postanowił on nieco odpuścić i nie denerwować więcej, przynajmniej przez kilka minut, nie oszukujmy się, i wyszedł na zewnątrz. Chciał jeszcze chwilę pobyć w towarzystwie Sichenga, modląc się w duchu, aby ich miejsca zamieszkania były w tym samym kierunku.
Nie wiedział niestety, iż Chińczyk mieszka zaledwie kilka kroków od kwiaciarni. Może to i lepiej, gdyż zapewne złamałoby mu to serce, jak się potem okaże nie pierwszy i nie ostatni raz.
Wtem głowa Sichenga wyłoniła się zza framugi drzwi.
— Chciałeś jeszcze czegoś? — spytał podejrzliwie, mierząc go wzrokiem niemal ciskającym pioruny. Yuta pomyślał, że najwyższy czas, aby odbudować swój nieco już zszargany wizerunek i jakoś ocieplić atmosferę między nimi.
— Poznać cię bliżej, bo bardzo mi się spodobałeś. — Japończyk postanowił jeszcze raz zabłysnąć swoją pewnością siebie we flircie. Tym razem już całkowicie świadomie.
Chińczyk zamrugał kilkakrotnie w zdziwieniu.
— Odważne posunięcie — skwitował. — Czy to jest ta słynna miłość od pierwszego wejrzenia?
— Drugiego — odparł Yuta. — Teraz moje serce płonie jeszcze bardziej. Uważaj, bo możesz się sparzyć.
— Jakoś nie mam ochoty nawet do niego podchodzić.
Japończyk poczuł, jak całe jego ciało ogarnia zmęczenie. Gołym okiem widać było, iż Sicheng nie chce się z nikim spoufalać, szczególnie z nim. Ale musicie zrozumieć, pan Nakamoto lubi być masochistą i doświadczać najboleśniejszych odrzuceń, które chyba nie mają końca.
Nagle młody mężczyzna wyrósł przed Japończykiem niczym grzyb po deszczu i objął ramieniem tak mocno, że ten stracił na chwilę oddech. Z małą trudnością uniósł głowę i zobaczył twarz Youngho z wypisanym nań grymasem zażenowania. Wtem oczy Yuty rozszerzyły się, gdyż nie czuł pod stopami gruntu, przez co machał zabawnie nogami w powietrzu, przeklinając tym samym w duchu swój wzrost i tego cholernego wielkoluda, który zaraz go udusi i wrzuci pod koła jednego z przejeżdżających samochodów.
— Bardzo przepraszam za niego — powiedział Youngho, rozluźniając nieco ucisk, aby nie zrobić ze swojego przyjaciela placka i postawił na ziemi. — Musiało mu słońce za bardzo dogrzać.
— Kwestionujesz mój podryw? — prychnął Yuta, próbując odzyskać całkowitą wolność.
— Nie tylko ja.
Po tych słowach Youngho pociągnął za rękaw koszulki stawiającego marny opór Japończyka w stronę zachodzącego słońca z zamiarem prawienia mu kazań aż do ich wspólnego celu, czyli mieszkania, uwalniając tym samym Sichenga od natrętnego chłopaka.
mam nadzieję, że przebrnęliście ;)
CZYTASZ
❝the florist's❞
Fanfiction- historia pewnej miłości, której narratorami są kwiaty ships: yuwin, winkun; w tle johnten, luwoo; tags: flower shop!au, angst with a happy ending, comedy, yuta as policeman, sicheng as florist, slice of life, teasing, heartbreak, almost marriage...