sixteen

597 154 32
                                    

kochasz go?

  Od wypowiedzenia przez Sichenga tych kilku znaczących zarówno wiele jak i kompletnie nic słów minęły długie trzy tygodnie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

  Od wypowiedzenia przez Sichenga tych kilku znaczących zarówno wiele jak i kompletnie nic słów minęły długie trzy tygodnie. Dwójka chińskich chłopaków zachowywała się tak, jakby byli w sobie szaleńczo zakochani. Znaczy, jeden z nich tak się zachowywał, gdyż przez cały ten czas uważał siebie za uczuciowego milionera. Drugi tylko udawał, wymyślając godną zaufania historyjkę, w której okłamie wszystkich, że musi wrócić jak najszybciej do rodziny i już nigdy tu nie wróci. Albo, że goni go jakiś gang i powinien uciekać, zmieniając dodatkowo imię i nazwisko.

Szczerze mówiąc nie miał pojęcia czemu to wtedy powiedział. Nie miał pojęcia czemu w ogóle zgadzał się na jakiekolwiek spotkanie, skoro miał jakieś pojęcie o tym jak może się ona zakończyć.

Tłumaczył sobie to wszystko tym, że chciał dać Yucie nauczkę za robienie wstydu przy nieznajomych ludziach, którą zapamięta do końca życia. Ale z drugiej strony była masa innych wyjść z tej sytuacji, na pewno o wiele lżejszych niż palnięcie takiej głupoty i cierpienie za to przez minione trzy tygodnie.

Trzy cholerne tygodnie męczarni, bo Sicheng to idiota. Zupełnie taki sam idiota jak Yuta. Widać, że ciągnie swój do swego.

A propo Japończyka — od tego feralnego dnia nie zjawił się w kwiaciarni ani razu. Jedynie Youngho odwiedzał ich (a w szczególności Tena) co jakiś czas. Oczywiście Sicheng chciał zapytać o jego przyjaciela, jednak jego duma mu na to nie pozwalała. Chłopak zagadywał czasami go czymś w stylu „Nie chcesz wiedzieć jak się czuje pewna osoba?" albo „Powiem ci, że Yuta codziennie chce skakać z okna z nadzieją na skończenie swojego marnego żywota. Kibicowałbym mu, ale mieszkamy na pierwszym piętrze i daleko by nie poleciał." bądź „Mało brakuje, żeby wpadł w problemy alkoholowe, więc jeśli chcesz w porę to wszystko odkręcić to możesz pójść ze mną.".

Sicheng był rozdarty jak typowe stare prześcieradło.

Siedząc jednego dnia za ladą i zastanawiając się głęboko nad sensem istnienia i swoją głupotą, podszedł do niego Ten z zamiarem wyjaśnienia kilku rzeczy. Skorzystał również z okazji nieobecności Kuna, co było naprawdę niespotykane, gdyż on potrafił siedzieć przy Sichengu przez cały czas ich pracy. Potwór był zdolny nawet zostać po godzinach.

— Totalnie cię nie rozumiem — zaczął.

— Totalnie to wiem.

— Nie poznaję cię.

— Ja również siebie nie poznaję. — Sicheng odpowiadał tak, jakby był jakimś robotem.

Ten westchnął głęboko i pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Ale mam nadzieję, że przynajmniej nie pozwoliłeś mu się pocałować.

Kiedy zobaczył na twarzy Chińczyka obrzydzenie i całkowite pożałowanie tej jednej, jedynej decyzji, uśmiechnął się lekko. Jednak gdzieś w głębi duszy czuł złość do przyjaciela za to, że w ogóle go nie posłuchał. A przecież Ten go tyle razy ostrzegał przed nowym pracownikiem, widział wszystko doskonale, gdyż posiadał chyba największe doświadczenie w tego typu sprawach z całego personelu. Poczuł się jak matka.

— Jak masz zamiar to odkręcić? — spytał, patrząc uważnie na chłopaka i badając jego reakcje.

— Nie wiem. Zastanawiam się od trzech tygodni nad powrotem do domu.

Ten zmarszczył brwi.

— Jedyny powrót do domu to będziesz miał do swojego mieszkania obok kwiaciarni, jak porządnie wyleję ci po dupie — powiedział śmiertelnie poważnie, na co zdezorientowany Sicheng docisnął się bardziej do krzesła.

Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Chińczyk wbił wzrok w podłogę, jakby właśnie dostawał życiową reprymendę, a Ten skrzyżował ręce na klatce piersiowej, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Zdecydowanie nie potrafił zachować powagi w takich sytuacjach.

— Powiedz mi: kochasz go? — spytał.

— Kogo? — Sicheng momentalnie się ożywił, a na jego policzkach było widać lekki rumieniec.

— Kuna. Żartowałem. Czy Yutę kochasz, no przecież. — Czy Ten miał zamiar zostać swatką, żeby mieć potem z czego żartować, bo mało było ostatnio w jego życiu śmiesznych sytuacji? Może.

Chińczyk pokręcił przecząco głową dopiero po krótkim zamyśleniu, na co chłopak przed nim tylko uniósł znacząco jedną brew.

— Na pewno.

— Nie kocham go — powiedział Sicheng stanowczo, mierząc Tena gniewnym spojrzeniem.

— Kogo nie kochasz?

Dwójka podskoczyła przestraszona i spojrzała szeroko otwartymi oczami na promiennie uśmiechającego się Kuna, który wyrósł obok nich jak spod ziemi. Mieli szczerą nadzieję, że usłyszał tylko to co powtórzył, bo jak będzie inaczej to strach pomyśleć co już dzieje się w jego tajemniczej głowie.

Chłopak wzrok wlepiony miał w Sichenga, nie tracąc swojego cennego czasu na Tena. Oparł łokcie na blacie lady i rozmarzony oczekiwał na odpowiedź.

— Nie kocham głównej bohaterki pewnej dramy, którą teraz oglądamy — powiedział Sicheng, odwzajemniając, co prawda sztuczny, ale musiał stwarzać jakiekolwiek pozory, tak jak to robił do tej pory, uśmiech. — Strasznie głupia jest i działa mi na nerwy, sam rozumiesz.

— Już myślałem, że mnie. Ulżyło mi. — Kun starł niewidzialny pot z czoła, pokiwał głową i wrócił do swoich obowiązków. — A my się kochamy bardzo — rzucił jeszcze przez ramię, kiedy znikał na zewnątrz ze skrzynią z kwiatami.

— Oczywiście — mruknął Ten z wyraźnie rosnącą irytacją. — Szkoda, że Yuta nie odstrzelił mu wtedy klejnotów. O ile jakieś tam w ogóle ma.

— Ten.

— Naprawdę wielka sz- — Chłopak zaczął mówić nieco głośniej, ale nie zdołał dokończyć kolejnej myśli, gdyż Chińczyk w porę zasłonił mu usta dłonią.

— Nie wtrącaj się do tego — szepnął, posyłając mu pełne litości spojrzenie. — Jakoś dam sobie radę.

— Dobrze. — Ten wyswobodził się z uścisku. — Ale wracając do naszej przerwanej rozmowy...

— Nie kocham Yuty.

— Zobaczymy ile czasu jeszcze będziesz tak mówił — powiedział z uśmiechem. — Widać po tobie, że zaszła jakaś zmiana. Przede mną nic nie ukryjesz.

Po tych słowach postanowił wyjść na zewnątrz w celu zaoferowania pomocy i darmowego podniesienia ciśnienia pewnej osobie, zostawiając oniemiałego Sichenga samego ze swoimi problemami wagi ciężkiej.

❝the florist's❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz