cisza przed burzą
Kolejny pogodny dzień zapowiadał dobry humor wszystkich. Sicheng wszedł do kwiaciarni jak zawsze, jednak tym razem towarzyszyło mu małe zdziwienie, gdyż spodziewał się być pierwszym, a zastał drzwi otwarte.
- Run when you hear the sirens coming.
Dało się słyszeć miły dla ucha śpiew, a po chwili i właściciel wyłonił się zza rogu ściany z namalowanym nań motywem kwiatowym. Jak przystało na to miejsce. Niósł skrzynkę z kolorowymi bratkami, kierując się w stronę wyjścia, aby poustawiać je wszystkie przed kwiaciarnią, jak to robił każdego dnia.
- Don't you run when you hear the sirens coming? - Ten był w całości pochłonięty muzyką lecącą z jego słuchawek, z których jedną miał w uchu, przez co nie zauważył Sichenga. - What have you done?
- Ten. - Chłopak położył delikatnie dłoń na ramieniu kolegi, aby go za bardzo nie wystraszyć, ponieważ trzymał on prawdopodobne narzędzie zbrodni, gdyby tak postanowił je wyrzucić pod sufit z przerażenia. Ludzie robią różne rzeczy, kiedy się boją. Poczuł, jak pod wpływem dotyku ciało Tajlandczyka zadrżało, a na jego twarzy dało się przez ułamek sekundy zobaczyć strach. - Dzień dobry - powiedział cicho, kiwając głową i uśmiechając się delikatnie.
Ten położył skrzynkę na podłodze, zdjął czarną, już nieco znoszoną, rękawiczkę i zmierzwił różowe włosy nowo przybyłego. Ich codzienna rutyna powitalna powinna zostać zachowana.
- Dziwnie cię widzieć o tej porze jako pierwszego. - Sicheng ukłonił się lekko, pokazując starszemu swój szacunek, uważając, iż etykieta powinna być równie ważna co zwykłe przyjacielskie czułości i odszedł w kierunku zaplecza, gdzie mieściła się również ich przebieralnia.
- Dziś jest dzień dostawy i podobno kwiaty ma nam dostarczyć nowy pracownik - odparł Ten, ruszając do wyjścia z widoczną ekscytacją, którą również dało się usłyszeć w jego głosie. - Dobrze wiesz, jak uwielbiam droczyć się z naszymi dostawcami.
- Tak, tak - mruknął młodszy, mocując się z długimi, zielonymi spodniami na szelkach i czarną koszulką z krótkim rękawem. Całkowicie o tym zapomniał. Jednak uśmiech znów powrócił mu na usta na samą myśl oglądania, jak Ten stroi sobie żarty z nowo zatrudnionego, biednego chłopaka, chcącego tylko zostawić kwiaty i jechać dalej, wypełniać swoje zadania. Można uznać, iż była to taka jego mała tradycja, mająca na celu sprawdzić jak mocne są nerwy tych biednych ludzi.
To nie było w sumie pierwsze takie powitanie, gdyż firma, która dowozi rośliny, z niewiadomych przyczyn zmienia kadrę pracowników praktycznie cały czas.
- You got blood on your hands, but you don't know where it's from...
Sicheng po upływie jeszcze kilku minut i zaśpiewaniu przez Tena kolejnych linijek piosenki, dołączył do niego i, przysłuchując się ładnej barwie głosu swojego przyjaciela, wyczekiwał znajomego samochodu dostawczego. W myślach mimowolnie zaczął się modlić, aby osoba nim kierująca miała nerwy prawdziwie ze stali, ale również i dozę poczucia humoru, bo inaczej to spotkanie może nie zostać mile zapamiętane.
Ten prawdopodobnie mógłby całkowicie zepsuć relacje łączące właścicielkę kwiaciarni z szefem firmy (choć podobno są bardzo dobrymi przyjaciółmi) przez swoje wcale już nie takie zabawne umilanie sobie czasu. Chociaż jak do tej pory do uszu Sichenga nie doszły żadne skargi...
- If you've done nothing wrong blue lights should just pass you by.
Ach. Zobaczymy.
piosenka: jorja smith - blue lights
CZYTASZ
❝the florist's❞
Fanfic- historia pewnej miłości, której narratorami są kwiaty ships: yuwin, winkun; w tle johnten, luwoo; tags: flower shop!au, angst with a happy ending, comedy, yuta as policeman, sicheng as florist, slice of life, teasing, heartbreak, almost marriage...