słoneczniki i niezapominajki
Sicheng miał kwiaciarnię.
Żartowałam.
Przed młodym Chińczykiem była jeszcze długa droga, aby samemu prowadzić jakikolwiek biznes. Co prawda w naukę języka koreańskiego wkładał całe swoje serce i nieraz towarzyszyły temu łzy bezsilności oraz równie mocno przykładał się do poznawania innych aspektów związanych z krajem, do którego się przeprowadził, to posiadanie własnej działalności nieco przerastało jego możliwości.
Kwiaciarnię miała jego sąsiadka, a on był najlepszym pracownikiem, czego dowodził na końcu każdego miesiąca. Dzięki jego miłemu nastawieniu do otoczenia oraz dobrej ręce do roślin, potrafił sprawić, że nowi klienci stawali się bardzo szybko stałymi bywalcami, a starzy przychodzili nie tylko po same kwiatowe zamówienia.
Chłopak długo musiał namawiać rodziców do zmienienia miejsca zamieszkania przynajmniej na rok, a jego decyzji przyświecały chęć znalezienia się w innym otoczeniu oraz poznania nowych ludzi, mimo prawdopodobieństwa dzielących ich różnic w widzeniu świata. Nie można również zapomnieć o potrzebie usamodzielnienia się, gdyż czuł, iż tego właśnie wymagało od niego dorosłe życie, w które właśnie wkraczał.
Nie był oczywiście jedynym pracownikiem, bo, mimo szczerych intencji w zajmowaniu się wszystkimi kwiatami w sklepie, w końcu zwyczajnie prędzej czy później nie dałby sobie rady. Towarzyszył mu o rok starszy Tajlandczyk — Ten. Sicheng lubił z nim rozmawiać, gdyż zawsze poprawiało mu to humor, a zwłaszcza uwielbiał oglądać towarzysza balansującego między doniczkami i śpiewającego piosenki ze swojego kraju. Różność kultur i stopień znajomości koreańskiego (Ten mieszkał i pracował w Seulu nieco dłużej niż Sicheng) w ogóle nie przeszkadzała chłopakom w codziennym dzieleniu się obowiązkami. Sicheng wiedział jednak o Tenie tylko tyle, że uczęszcza do szkoły tanecznej, a legenda głosi, iż jego prawdziwe imię i nazwisko zdradził tylko właścicielce kwiaciarni.
Do jego współpracowników trzeba również dodać Jungwoo, młodszego o rok Koreańczyka, będącego chodzącym uosobieniem wszystkiego co słodkie. Gdy tylko się uśmiechnął, to zapewne gdzieś na świecie rodził się jeden mały kotek, jak nie z pięć takich. Czasami pomagał w nauce języka, kiedy razem zdarzało im się przesadzać kwiaty, bądź było zbyt dużo zamówień na bukiety i musieli działać szybko.
Sicheng, przez swoje zamiłowanie do roślin, uwielbiał przypisywać ludziom, którzy są dla niego w pewien sposób bliscy, pasujące doń kwiaty. Jungwoo zdecydowanie kojarzył mu się ze słonecznikiem przez wzgląd na jego pogodne nastawienie do życia, nawet w deszczowe dni, kiedy to czasami nie ma się humoru na choćby najmniejszą interakcję. Uśmiech młodszego mógł rozproszyć ciężkie chmury. Zaś Ten — z małymi niebieskimi niezapominajkami. Dzięki temu jego pamięć o Tajlandczyku przetrwa długi czas, nawet jeśli któreś z nich kiedyś zrezygnuje z pracy w kwiaciarni a ich przyjaźni pozwolą powoli blednąć.
Natomiast właścicielkę — panią Choi — można było z czystym sumieniem i wszechogarniającą radością porównać do okazałej róży koloru herbacianego, gdyż Sicheng był bardzo wdzięczny kobiecie za przyjęcie go pod swoje skrzydła, wtedy jeszcze laika w rozumieniu potrzeb kwiatów. To ona przekazała chłopakowi całą swoją posiadaną wiedzę, zamiłowanie i pasję.
Jedynie sobie nie potrafił przypisać niczego, a zawstydzało go pytanie o coś, co inni mogą uznać za głupotę.
Ta kwiatowa mieszanka zdecydowanie nie stała na przeszkodzie we wzajemnym zrozumieniu siebie nawzajem i wypełnianiu jak najlepiej swoich codziennych obowiązków.
mam nadzieję, że wy, tak jak ja, widzicie to ff w pozytywnych barwach
CZYTASZ
❝the florist's❞
Hayran Kurgu- historia pewnej miłości, której narratorami są kwiaty ships: yuwin, winkun; w tle johnten, luwoo; tags: flower shop!au, angst with a happy ending, comedy, yuta as policeman, sicheng as florist, slice of life, teasing, heartbreak, almost marriage...