special twenty-six

664 137 9
                                    

mały prezent ode mnie dla was za tak ciepłe przyjęcie tego ff, enjoy


ringing bells

 Pogoda była piękna jak przystało na letnią porę — słońce na bezkresnym niebie, co jakiś czas zasłaniane przez małe, pojedyncze chmurki, zaś o lepszą temperaturę nikt nie musiał prosić, gdyż była idealna do zwieńczenia pewnej miłości po ogromnych ...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 Pogoda była piękna jak przystało na letnią porę — słońce na bezkresnym niebie, co jakiś czas zasłaniane przez małe, pojedyncze chmurki, zaś o lepszą temperaturę nikt nie musiał prosić, gdyż była idealna do zwieńczenia pewnej miłości po ogromnych przejściach. Kilka drewnianych stołków mogło zastąpić im te pięknie wystrojone w białe materiały ławki z kościoła, a ptaki dzwony zwiastujące koniec ceremonii, o której w sumie nikt na samym początku nie śmiałby pomyśleć.

Yuta, ubrany w garnitur, od dłuższej chwili skutecznie deptał małą ścieżkę, przygryzając w nerwach wargę i nie mogąc zupełnie skupić swojej uwagi na niczym. Jego serce biło tak mocno, że chyba słyszała je cała okolica, a gdyby mogło to wyskoczyłoby mu z piersi i razem z nim miotało bez celu.

— Nie wiem czemu tak się denerwujesz. — Usłyszał gdzieś za sobą pogodny głos Youngho. Zapewne Ten wysłał go tutaj, żeby na coś wreszcie się przydał, zamiast siedzieć bezczynnie i jeść... Nie, jeśli chodzi o niego, to kosztować i oceniać wszystkie te pysznie wyglądające ciasta. — Przecież to jest twój dzień, stary!

Japończyk spojrzał na niego z politowaniem.

— Chcesz się zamienić? — spytał, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Lecz po chwili pożałował tego ironicznego pytania.

— Do żeniaczki jeszcze mi daleko, ale jeśli chodzi o...

Chłopak nie dokończył swojej myśli, gdyż dłoń Yuty skutecznie zasłoniła mu usta. Ze zdziwieniem stwierdził, iż ta krótka wymiana zdań nieco poprawiła mu humor, a po odczuwanych przed chwilą nerwach pozostał tylko mały ślad.

Japończyk odwrócił wzrok od rozbawionej twarzy przyjaciela i obejrzał okolicę dookoła siebie. Naprawdę nie miał pojęcia co go podkusiło, żeby zrobić to w największej wiejskiej dziurze, jaką hojna rodzina Youngho postanowiła im użyczyć na zaledwie parę dni. Kury, kaczki, krowy, nie za ładny zapach przywiewany z wiatrem gdzieś zza małej stodoły nieopodal. Mimo takich cieni istniały również blaski w postaci ładnych widoków i pięknych kwiatów, które pewna osoba tak bardzo sobie ukochała. Głównie ona była powodem wybrania tego, a nie innego miejsca.

Yuta znów zaczął się denerwować. Wciągnął powietrze głęboko do płuc i wypuścił je powoli z nadzieją, że te emocje toczące nieprzyjemną walkę w całym jego ciele jakoś magicznie z niego ulecą. Niestety mógł sobie o tym tylko pomarzyć.

Spojrzał na nadal stojącego obok Youngho, czując powoli napływające do oczu łzy.

— Naprawdę się cieszę, Yuta — powiedział szczerze, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka, chcąc dodać mu tym samym otuchy i przelać jak najwięcej pozytywnej energii. — Wywalczyłeś sobie to i już nikt nie ma prawa ci tego odebrać.

Yuta przeniósł spojrzenie z ciemnych oczu przyjaciela na niebieskie niebo ponad nimi i przymknął powieki. Nie mógł pokazać nikomu innemu prócz Youngho i samemu sobie, że nagle zamienił się w miękką pizdę tylko przez postawienie jednego z najważniejszych kroków w jego krótkim życiu.

— Nikt nie dałby rady tego zrobić — odparł.

Chwilę później już kierowali kroki w stronę prowizorycznej kaplicy. Prowizorycznej, bo drewniane stołki ledwo się trzymały, zaś ołtarzem zostało wejście do małego ogrodu, do którego wchodziło się przez łuk opleciony dużym krzewem różanym z mnóstwem czerwonych i pięknie kwitnących kwiatów. Przynajmniej ksiądz, znaleziony oczywiście przez nie kogo innego jak Youngho, był prawdziwy. Już z daleka posyłał Yucie uśmiech. Jednak warto mieć takiego Seo jako przyjaciela — i miejsce załatwi, i wszędzie wtyki ma.

Japończyk popatrzył na przybyłych gości. Jungwoo i Yukhei pomachali mu przyjaźnie, choć dopiero kilka dni temu udało mu się zamienić z nimi kilka słów, a od tych okropnych wydarzeń, o jakich myśli Yuty czasami mu przypominają, minął dość długi czas. Brakowało jedynie Tena i osoby, której chłopak postanowił oddać całe swoje życie.

Przez moment pomyślał jeszcze o Kunie — co robił teraz, komu niszczył życie. Jednak dobrze, że wszystko potoczyło się tak jak powinno, bo Yuta naprawdę nie wybaczyłby sobie, gdyby całkowicie wtedy odpuścił.

Nie mógłby być tu i teraz. Nie odliczałby cennych sekund do przybycia jego panny młodej.

— Yuta. — Cichy szept Youngho tuż przy uchu wybudził go z zamyślenia. Momentalnie poczuł, jakby ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody. Ręce zaczęły mu drżeć z podniecenia wymieszanego ze strachem i zdenerwowaniem. — Powodzenia.

Nie odważył się spojrzeć w jego stronę. Po prostu pozwolił swoim plecom patrzeć na piękno osoby, która już za moment stanie obok.

Miał wrażenie, że ziemia zaczyna osuwać się mu spod nóg, a on upada bezwładnie, brudząc tym samym drogi garnitur, na jaki wydał miliony monet ze swojej policyjnej pensji.

Wtem poczuł delikatny dotyk na ramieniu. Przełknął głośno ślinę i spojrzał na Sichenga, który uśmiechał się do niego szczerze zza białego, zwiewnego welonu. W jego oczach zobaczył radosne iskierki. Yuta widząc to nieco się uspokoił i westchnął, chociaż ze wszystkich sił próbował powstrzymać swoje zbyt zachłanne wewnętrzne ja żeby po prostu go mocno nie przytulić i nie rozpłakać, psując moment.

Japończyk nie słyszał co mówi kapłan. Nie słyszał śpiewu ptaków, nie czuł podmuchu wiatru, nie widział łuku z pięknymi różami i garstki gości, przeżywających to wydarzenie równie mocno jak on. Liczyła się tylko ta jedna osoba, stojąca teraz obok i wypowiadająca to krótkie, ciche słowo, będące przypieczętowaniem ich wspólnego życia oraz otwarcia nowego rozdziału. Pozostawiają wszystkie złe wspomnienia daleko za sobą, wymazują je z pamięci, jakby nigdy ich nie przeżyli.

Raz po raz zafascynowany zerkał kątem oka na Sichenga, dziwnie spokojnego i zdającego się w ogóle nie istnieć, niczym duch, zapierająca dech w piersiach zjawa z twarzą ukrytą za białym welonem, który niebawem zostanie uniesiony.

— ...ślubuję ci miłość, wierność... oraz, że nie opuszczę cię aż do śmierci... — Jego głos, choć ledwo słyszalny, dotarł do uszu Yuty niczym dźwięk sygnału wozu policyjnego i odbijał echem jeszcze wtedy, gdy on sam wypowiadał te same słowa.

Gdy pozwolono mu podnieść delikatny materiał, do oczu znów napłynęły mu łzy. Łzy z bezkresnego oceanu szczęścia, radości i zwycięstwa. Wygrał ze złem, nie pozwolił, aby ktoś niepowołany zbezcześcił czystą duszę anioła stojącego przed nim.

Jak dobrze, że jego grzywka była na tyle długa i nikt nie widział tych wstydliwych chwil uwolnienia kłębiących się w nim od dłuższego czasu emocji. Z ogromną czcią złożył na ustach Sichenga pocałunek, którym przysięgał należycie go chronić i szanować.


dzień dobry! chyba nikt nie spodziewał się tego dodatku (nawet ja, bo pomysł przyszedł spontanicznie i powstał w zaledwie kilka godzin), jest on całkowitym zwieńczeniem tej historii. naprawdę bardzo się cieszę, że tyle osób już przeczytało to ff, zostawiło po sobie jakieś ślady i być może polecało innym, moje serce aż boli z radości ;-; nie byłabym oczywiście sobą, gdybym nie zaprosiła was do innych moich ff (krótki johnten i dłuższy, szkolny yuwin), gdyby wam czasem brakowało mojego artystycznego pitolenia ;) 

❝the florist's❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz