nie-spo-dzia-nka
Kolejne dni mijały w nadzwyczajnym spokoju, co tylko sprawiało, iż Sicheng denerwował się coraz bardziej i czuł rosnący niepokój. Chodził po kwiaciarni zamyślony, czasami zapominając, że niesie ciężką skrzynkę z roślinami. Raz prawie wszedłby w witrynę sklepową, za co dostał niemałą reprymendę od Tena, który uważał, że Chińczyk buja w obłokach. Sprawę pogarszał również fakt, że Yuta przestał całkowicie dawać jakiekolwiek znaki życia, a przecież wyjaśnili sobie wszystko.
Kun natomiast był w siódmym niebie, czekając na dogodny moment, żeby znów nieco zamieszać w życiu niektórych ludzi. Chcąc to zrobić w kwiaciarni musieli pojawić się wszyscy. A gdyby sam ich zwołał to wyglądałoby to bardziej niż podejrzanie, zwłaszcza po nieprzyjemnej sytuacji, z której mimo wszystko wyszedł zwycięsko.
Tego dnia padło na niego, aby zajął miejsce za ladą i obsługiwał klientów. Ten i Jungwoo mieli właśnie przerwę, a Sicheng podlewał kwiaty. Z tego co słyszał Kun, właścicielka również miała na chwilę zajrzeć. Taki tok wydarzeń sprawiał, że uśmiech z twarzy chłopaka nie schodził ani na moment.
Wstał podekscytowany, podszedł po cichu do Sichenga i objął go mocno od tyłu, sprawiając, że Chińczyk podskoczył, prawie rozlewając wodę na podłogę.
— Co ty robisz? — spytał oburzony, próbując się jakoś wyrwać z uścisku, jednak Kun był tak sprytny, że zwinnym ruchem odwrócił chłopaka przodem do siebie. Ich twarze w jednej chwili dzieliły jedynie centymetry. — Jestem zajęty.
— To przestań.
Mierzyli się wzrokiem — Sicheng marszczył brwi, patrząc na świat spod byka, natomiast jeden kącik ust Kuna powędrował ku górze.
— Ten będzie wkurzony.
— Nie każę mu patrzeć przecież. Poza tym — zaczął nieco ciszej, przybliżając swoją twarz na bardziej niebezpieczną odległość do Sichenga — słodko wyglądasz dzisiaj.
Chińczyk prychnął i wreszcie został wypuszczony z objęć. Nie uraczył Kuna nawet najmniejszym spojrzeniem, kiedy podnosił konewkę, która wypadła mu w momencie zbliżenia, i poszedł szybkim krokiem w stronę zaplecza. Winowajca tego westchnął tylko i wrócił na swoje miejsce za ladą.
Po obsłużeniu kilku klientów i jeszcze większej ilości docinek na linii Kun—Ten—Jungwoo, do kwiaciarni weszła pani Choi. Już od progu mierzyła dwójkę swoich chińskich pracowników podejrzliwym spojrzeniem. Oczywiście w stronę Sichenga wysyłała większą dawkę miłości, co było odwzajemniane.
— Jest już pani! — wykrzyknął Kun, podbiegając doń i łapiąc jej dłoń z radosnymi iskierkami w oczach. Po tym chłopak zamknął drzwi, zmieniając zawieszkę z otwarte na zamknięte, wprawiając tym samym wszystkich w zdziwienie.
— Dlaczego? — spytał pierwszy Ten, krzyżując ręce na klatce piersiowej i robiąc kilka kroków w stronę Sichenga, jakby wiedział gdzieś głęboko w duchu co może się niedługo wydarzyć. — Do końca zostało jeszcze kilka godzin.
— Nie-spo-dzia-nka — odparł Kun podekscytowany. Szybko przeniósł krzesło zza lady i postawił obok kobiety, od razu ją nań sadzając, zaś Sichenga, który, jak tylko poczuł jego obecność obok siebie, zbladł, objął w pasie i podprowadził do miejsca, gdzie wszyscy będą mieli dobry widok.
Już chyba domyślacie się na co, drodzy czytelnicy.
Ten i Jungwoo, gotowi na najgorsze, stanęli z szeroko otwartymi oczami wypełnionymi gniewem w bojowych pozycjach. Lecz po zauważeniu karcącego spojrzenia właścicielki, zacisnęli zęby i w milczeniu czekali, chociaż Tajlandczyk miał najwięcej w tej sytuacji do powiedzenia.
— Chciałbym zrobić coś, co już od bardzo dawna nawiedzało mnie w snach — zaczął Kun, przerywając niezręczną i pełną napięcia ciszę, skupiając na sobie całą uwagę. Sicheng wbił w niego pusty wzrok, próbując zacząć trzeźwo myśleć, jednak czuł na sobie wzrok kobiety, co skutecznie uniemożliwiało mu jakikolwiek ratunek dla samego siebie.
— Nie. — Słychać było czyjś zduszony głos.
— Ten — powiedziała stanowczo pani Choi, a rysy jej twarzy nieco się wyostrzyły.
— Mianowicie — kontynuował Kun, wyciągając z kieszeni spodni małe, czarne pudełko, klękając przy tym na jedno kolano. Z uśmiechem otworzył je i spojrzał na Sichenga, na którego twarzy w jednym momencie pojawiło się zbyt wiele emocji — od zdziwienia przez smutek do gniewu, na co chłopak zachichotał. — Nie utrudniaj, proszę cię.
— Co...
— Czy wyjdziesz za mnie?
Sicheng, po usłyszeniu tych czterech słów, cofnął się o krok i kładąc dłonie na rozpalonych policzkach, czuł, jak powoli traci dech w piersi. Gdzieś w głębi duszy wiedział, iż coś takiego może mieć kiedyś miejsce, ale nie spodziewał się, że nadejdzie to tak szybko. Tak naprawdę zwyczajnie nie chciał dopuszczać do siebie takich myśli. Próbował pokazać całym sobą swoją nienawiść do Kuna, jednak to chyba bardziej nakręcało chłopaka, a teraz są w takiej a nie innej sytuacji.
— Nie wiem — odparł cicho.
Nikt nie zauważył, że przed kwiaciarnią stoi Yuta i jest świadkiem tego wszystkiego.
coś wyszło, rozwiewam wszelkie wątpliwości
CZYTASZ
❝the florist's❞
Fanfic- historia pewnej miłości, której narratorami są kwiaty ships: yuwin, winkun; w tle johnten, luwoo; tags: flower shop!au, angst with a happy ending, comedy, yuta as policeman, sicheng as florist, slice of life, teasing, heartbreak, almost marriage...