Na środku niewielkiej polany leżał różowooki Biały Koszmar. Promienie słońca odbijały się od gładkich łusek, rzucając plamy światła na trawę i rosnące nieopodal drzewa.
Powietrze wypełnił łopot skrzydeł. Biały Koszmar spojrzał na parę nowo przybyłych.
Pierwszym z nich był młody Słoneczny Łowca. Jego lwie ciało okrywało złote futro, a bujna grzywa wydawała się płonąć. Dwa nieduże, jasnobrązowe rogi wyrastały zza pomarańczowych ślepi. Złożył skórzaste skrzydła i wylądował na trawie przed białym gadem.
Obok niego przysiadł stary Ognisty Lot. Jego wielkie ciało pokrywał pancerz pomarańczowych łusek, a wzdłuż kręgosłupa biegł pas szafranowych kolców. Para wielkich, lekko wygiętych ku górze rogów osłaniała żółte ślepia. Ostre pazury, długie niczym miecze, sugerowały, że mimo wieku ich właściciel nadal jest groźnym przeciwnikiem
- Po co nas tu ściągnęłaś? - warknął starszy gad. Biała smoczyca nie odpowiedziała, dalej wpatrując się w niebo. Wkrótce nad drzewami pojawił się żółty Szybki Żmij. Wiatr mierzwił kępki zielonych piórek na grzbiecie, łokciach, uszach i w zgięciach skrzydeł latającej jaszczurki, a para pistacjowych oczek uważnie lustrowała otoczenie. Bezszelestnie pokonał dzielącą ich odległość, by zawisnąć w powietrzu przed Białym Koszmarem.
- Nikt nas nie śledził - zameldował cienkim głosem. Rosea skinęła głową, a mały smok usiadł na gałęzi najbliższego drzewa. Smoczycy przeszło przez głowę, że zakompleksione Żmije zawsze musiały znajdować się nad głowami innych smoków.
- Doszły mnie słuchy, że nie odpowiadają wam rządy Mistrza - rzuciła obojętnym tonem. Słoneczny Łowca jedynie wzruszył skrzydłami. Od początku nie podobało mu się przejęcie władzy przez Niego, ale na głośnych narzekaniach się skończyło. Póki osiłek wypełniał swoje zadania i słuchał rozkazów, władca smoków nie widział powodów do interwencji.
Jednak Ognisty Lot zesztywniał. Jego gatunek stał wysoko w smoczej hierarchii, a tam nieprzychylne komentarze wobec mistrza nie były już ignorowane.
- Grozisz mi? - syknął, odsłaniając kły.
- Nie, Dignusie. Proponuję wam pewien układ - odparła spokojnie Rosea, lecz pomarańczowy gad się nie uspokoił. Tymczasem Słoneczny Łowca z zainteresowaniem spojrzał na smoczycę.
- Jaki? - zapytał lwio-smok.
- Walkę z Nim. Konkretne działania, zamiast pojedynczych narzekań.
Dignus usiadł spokojniej, ale zerknął nad drzewa, jakby szukał najszybszej drogi ucieczki.
- Zamierzasz stworzyć ruch oporu? - zapytał, patrząc nieufnie na Biały Koszmar. - Czemu mamy ci uwierzyć? Skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz?
- A co? Tchórzysz? - zapytał bojowo Słoneczny Łowca. Stary smok zignorował go, czekając na odpowiedź Rosei.
- Ponieważ ja też nie chcę Jego rządów. Zamienia nas w ślepych żołnierzy. Tworzy z nas armię, odbierając nam wolność.
- Wchodzę w to - oznajmił lwio-smok. Rosea skinęła mu głową. - Od czego zaczniemy?
- Na początek musisz przestać narzekać na Niego. Nie możesz przyciągać zbyt dużo uwagi - wyjaśniła, zanim Łowca zdążył zaprotestować.
- Nagła zmiana też może wielu zmusić do myślenia - zauważył Dignus. Smoczyca skinęła głową.
- Dlatego Sol wda się w bójkę z jakimś zwolennikiem "mistrza". Przegra, a na koniec będzie się płaszczył i obiecał, że nigdy więcej już nie powie o Nim złego słowa. Potem dobrowolnie zgłosi się na kilka misji. Przy okazji rozejrzy się i zorientuje w Jego planach.
- Zostanę podwójnym agentem! - ucieszył się lwio-smok.
- Rozglądaj się też za potencjalnymi rekrutami do ruchu oporu. Ale nie zbliżaj się do nich. Będziesz musiał dbać o reputację idealnego "sługusa Mistrza" - tłumaczyła dalej Rosea. Sol kiwał z zaaferowaniem głową, a wielki uśmiech rozjaśnił jego pysk. - Mogę na ciebie liczyć?
- Będziesz ze mnie dumna, generale! - zawołał ochoczo skrzydlaty lew, dumnie wypinając pierś.
- A czego ode mnie sobie życzysz? - zapytał nagle Dignus.
- Rozumiem, że do nas dołączysz? - upewniła się Rosea. Stary smok zaśmiał się ironicznie.
- A mam jakiś wybór? Po tym, co tutaj usłyszałem, mam tylko dwie możliwości. A ja chcę żyć.
- Nie zamierzam cię szantażować. Wolę, byś dołączył z własnej woli.
- A jeśli się nie zgodzę? - drążył Ognisty Lot.
- Nie wiem. Nie myślałam o tym. Po prostu założyłam, że dam radę cię przekonać. A co mógłbyś zrobić? Pewnie znasz też kilka innych smoków, które byłyby skłonne do nas dołączyć. Chcę, byś rekrutował nowe smoki.
Dignus zamyślił się na chwilę. Żmij przeskoczył na inną gałąź, a Sol usadowił się na trawie. Jednak Rosea nawet nie drgnęła, wpatrując się w starego smoka.
- Mogę to zrobić - odparł wreszcie Ognisty Lot. - Jak zauważył Aestas: nie chcę oglądać kolejnych pokoleń smoków zamienionych w Jego niewolników.
Rosea pokiwała głową.
- Aestas wraca już na południe, z bronią, która zgładzi Jego. Musimy zadbać, żeby bezpiecznie dotarł na miejsce. Jego powrót zamieni naszą małą rebelię w prawdziwą wojnę o przyszłość smoków.
CZYTASZ
Jak zgładzić smoka
FantasyKontynuacja książki pt. "Jak zabić smoka". Po szalonej misji w towarzystwie Aestasa, życie Serafina wywróciło się do góry nogami. Jego dom przestał istnieć, a rodzina odeszła. Tymczasem On, Czarny Koszmar, przywódca wszystkich smoków, rośnie w si...