Rozdział 12 - Skarbiec

290 44 14
                                    

Ledwo Serafin wrócił z misji do doliny ruchu oporu, a Aestas już zaproponował mu szybką wycieczkę.

- Jak za starych, dobrych czasów! - cieszył się smok. Zdaniem chłopaka tamte wydarzenia nie były dość odległe, by nazwać je "starymi", ale na pewno uważał je za dużo milsze niż wszystko to, co działo się teraz. Zresztą i tak nie miał żadnego powodu, by odmówić towarzyszowi.

Wyruszyli natychmiast, niezatrzymywani przez nikogo, kierując się na południowy zachód. Aestas pewnie sunął przed siebie, jakby znał trasę na pamięć. Mijali górę za górą, dolinę za doliną. Ziemia przesuwała się pod chłopakiem z zawrotną prędkością. Lecieli szybciej niż nawet w trakcie ucieczki przed oddziałami Jego.

Smokobójca bezwładnie wisiał w szponach Chciwca, obserwując, jak kolejne łzy spadają z jego policzków i znikają na tle mijanych lasów i strumieni. Już raz opłakiwał śmierć ojca, ale wiadomość, że część jego pobratymców przeżyła, obudziła w nim nadzieję. Teraz nie było już nadziei. Został tylko ból.

Nawet nie zdążył się z nim pożegnać. Nie mógł pochować ciała. Nie miał jak uczcić jego śmierć. Przed oczami przewijały się kolejne wspomnienia: jak ojciec wręczył mu pierwszą włócznię, jak uczył go walczyć mieczem, strzelać z łuku lub zakładać sidła na leśną zwierzynę. Jego dumę, kiedy Serafin zabił swojego pierwszego smoka.

A jeśli ojciec uwierzył posłańcom króla? Zginął z przekonaniem, że jego syn jest zdrajcą. Natomiast Serafin nawet nie miał szansy mu tego wszystko wyjaśnić.

Przelecieli nad okrągłym stawem. Chłopak zmarszczył brwi z irytacją, słysząc ogłuszający huk wodospadu. Spojrzał przed siebie - w samą porę, by zobaczyć, jak Aestas wbija się w ścianę wody. Zanim Serafin zdążył chociażby mrugnąć, już znaleźli się po drugiej stronie. Chciwiec siadł na kamiennym podłożu, stawiając swojego pasażera tuż obok. Trzepnął mokrymi skrzydłami, przy okazji ochlapując towarzysza.

- Ostrzegaj następnym razem - mruknął Serafin, patrząc na mokrą koszulę.

- Nie ma za co - odparł rozbawiony Aestas, podsuwając towarzyszowi skrzydło. Ten spojrzał w głąb pogrążonego w ciemnościach naturalnego korytarza i niechętnie chwycił błonę.  Chciwiec powoli ruszył przed siebie, delikatnie ciągnąc za sobą Serafina. Chłopak ostrożnie szedł za nim, stopami badając podłoże. Czuł, że poruszają się z prędkością ślimaka, ale Aestas nie narzekał.

- Po co mnie tutaj przyprowadziłeś? - zapytał Smokobójca.

- Czeka nas bitwa. Nawet jeśli nie będziesz walczyć jutro, to prędzej czy później i tak będziesz musiał. A żeby walczyć, potrzebujesz broni - odparł Chciwiec. Serafin potrzebował chwili, by zrozumieć jego słowa.

- To twoje leże? Tutaj trzymasz swoje zdobycze?

- Wolę słowo "skarbiec" - odparł smok.

- Czyli masz tutaj wszystko, co nie zmieściło ci się w brzuchu? - dopytywał chłopak. W tych ciemnościach nie widział nawet swojej ręki, ale mógł się założyć, że Chciwiec uśmiechnął się w tym momencie.

- Oraz te, które nie mieszczą mi się w paszczy - dodał z rozbawieniem. Zanim Serafin zdążył zadać kolejne pytanie, smok niespodziewanie zatrzymał się w miejscu. - Laegnis!

Przed nimi rozbłysły kule o półmetrowej średnicy, emanujące białym światłem. Chłopak potrzebował chwili, by się do niego przyzwyczaić.

Stał w wejściu jaskini, której nie dało się określić słowem "duża", ale mała ma pewno też nie była. W jej centrum piętrzyła się góra ze złotych i srebrnych monet oraz kryształów we wszystkich kolorach tęczy. Wokół niego stały skrzynie wszelkich kształtów i rozmiarów, w większości zamkniętych, choć z niektórych wystawały różnego rodzaju błyskotki. Serafin podszedł do stosu i podniósł jedną z niewielu miedzianych monet. Obrócił ją w palcach. Na pierwszej stronie widniał profil gładko ogolonego, nieznanego mu mężczyzny o prostym nosie, krótkich włosach i koronie spoczywającej na jego głowie. Niewyraźny napis głosił, że to "Marek VI, XXIV władca królestwa Egrid". Druga strona przedstawiała przebitego dwiema włóczniami smoka.

Jak zgładzić smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz