Rozdział 52 - Smokobójca

131 23 3
                                    

Błękit nieba, zieleń lasu i złoto pól zboża zlały się w jeden, szaleńczo wirujący obraz. Serafin desperacko machał rękami, bezskutecznie usiłując uzyskać jakąkolwiek kontrolę nad lotem. Krzyczał, ale słyszał jedynie świst pędzącego powietrza. Ziemia zbliżała się niebezpiecznie szybko, a on nie miał na to najmniejszego wpływu.

Nagle coś uderzyło go z boku i zamiast pędzić na spotkanie z ziemią, znów sunął wzdłuż niej. Potężny uścisk wyparł mu dech z piersi, ale Aestas prędko poluzował chwyt. Przeleciał jeszcze kawałek, po czym wylądował między drzewami, puszczając stale przypiętego do siodła Serafina. Kilkoma ruchami pazurów uwolnił towarzysza ze skórzanych pasków. Mrucząc jakieś podziękowanie, chłopak znów spojrzał w niebo. Wysoko nad koronami drzew szybowała czarna sylwetka władcy smoków.

- Z ziemi Go nie zabiję - warknął Serafin z niezadowoleniem, przekląwszy siarczyście pod nosem. Dwa razy udało mu się zranić przeciwnika, ale były to zaledwie zadrapania. Zadawały Mu ból, jednak w żaden sposób nie przybliżały zwycięstwa. 

Chłopak zaczął rozważać ich możliwości. Aestas nie mógł walczyć, trzymając towarzysza w jednej łapie, natomiast ruchy Smokobójcy byłyby zbyt ograniczone, by stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Ciskanie w Niego bronią również nie stanowiło rozwiązania. Czarny Chciwiec mógł bez problemów odlecieć poza zasięg rzutu chłopaka.

Ostatnia myśl przypomniała mu o zgubionej w ferworze walki broni. Wyciągnął przed siebie rękę w kierunku, w którym wydawało mu się, że spadł magiczny oręż, po czym wyobraził sobie, że trzyma w niej rękojeść Bólu. Kilka sekund później topór z świstem przeciął powietrze, by gładko wylądować w dłoni chłopaka.

- W takim razie my też musimy go uziemić - odparł Aestas, stając obok towarzysza. Nie spuszczał wzroku z kołującego nad ich głowami władcy smoków. Serafin uśmiechnął się szeroko. Już chyba wiedział, do czego zmierza Chciwiec. - Skupię na sobie Jego uwagę i ściągnę go na ziemię. Ty się przyczaj, a jak tylko nadarzy się okazja, podetnij mu skrzydła.

- Dosłownie - zgodził się Smokobójca, ściskając mocniej stylisko topora. Towarzysze wymienili drapieżne uśmiechy, po czym Aestas wyskoczył w powietrze i ryknął wyzywająco. On zagrzmiał w odpowiedzi i zapikował na wzbijającego się coraz wyżej brata. Dwa Chciwce zderzyły się ze sobą, tnąc pazurami, kłapiąc zębami i uderzając skrzydłami. 

Serafin pobiegł za smokami, usiłując utrzymać jak najmniejszą odległość. Korony drzew przez większość czasu zasłaniały walczących, ale niosące się w powietrzu ryki pozwalały bez problemu zlokalizować starcie. Dwa gady migały między liśćmi, raz zwarte wymianą ciosów, raz ścigając się po niebie. 

W końcu pazury i zębiska przestały wystarczać. Spleciony z bratem pazurami Aestas uderzył własnymi skrzydłami w przeciwnika, zapominając o utrzymywaniu się w powietrzu. Czarno-biało-czerwona kula łusek spadła na las w dole jak kamień. Serafin w ostatniej chwili uskoczył przed sosną przewaloną przez upadek dwóch smoków. 

Zderzenie z ziemią nie przeszkodziło Chciwcom w dalszym prowadzeniu walki. Nie zwalniając uścisku, potoczyły się dalej, miażdżąc poszycie, rozrywając krzewy na strzępy, a drzewa łamiąc jak zapałki. Chłopak usiłował nadążyć za  walczącymi, ale walący mu się na głowę las nie ułatwiał zadania. Przedzierając się przez strzaskane krzaki lub przeskakując nad powalonymi pniami, wielokrotnie musiał uchylać się przed latającymi gałęziami. Zamiast zbliżać się do dwójki smoków, te coraz szybciej się od niego oddalały.

Wreszcie toczące się gady straciły impet. Aestasowi udało się przygnieść władcę smoków do ziemi, ale On kopnął brata w brzuch, odrzucając go na odległość kilkunastu metrów. Natychmiast skoczył za nim, jednak Biały Koszmar zdążył zerwać się ze stosu połamanych własnym ciężarem drzew. Stanął na tylnych łapach, a przednimi pochwycił spadające na niego pazury. On również zaparł się nogami, zębiskami atakując szyję brata. 

Jak zgładzić smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz