Pół setki umalowanych błotem smoków sunęło nisko nad ziemią, niemal dotykając brzuchami czubków drzew. Część z nich niosła w łapach wojowników i ich broń. W pewnym momencie oddzieliły się one od swoich towarzyszy. Lądowały na ziemi, by odstawić pasażerów i ich wyposażenie, po czym wracały do pobratymców. Aestas gładko usiadł na skale. Jedynie błękitne oczy oraz białe pazury błyszczały w ciemności. Postawił Serafina obok siebie i podał mu jego włócznię oraz trzy gładko ociosane, ozdobione kanciastymi symbolami kije.
- Powodzenia - szepnął Smokobójca. Chciwiec skinął łbem.
- Niechaj Stwórca prowadzi twoją włócznię - życzył mu Biały Koszmar. Serafin nie był w stanie powstrzymać uśmiechu wypełzającego mu na twarz.
- Ten z siwą brodą i skrzydełkami? - spytał, przypominając sobie jedną z ich pierwszych rozmów. Aestas pokiwał z powagą głową, ale kąciki jego paszczy powędrowały do góry.
- Dokładnie ten - oznajmił, po czym mocno odbił się od ziemi i poszybował za pozostałymi gadami. Podmuch powietrza wywołany przez uderzenia potężnych skrzydeł zmusił chłopaka do cofnięcia się o kilka kroków i zmrużenia oczu. Już miał dołączyć do pozostałych wojowników, ale powstrzymało go skrobanie szponów o kamień.
- Pamiętaj, muszą być wbite głęboko w ziemię i mocno związane - odezwał się Fratris za jego plecami. - Potem musisz aktywować runy...
- I wypowiedzieć zaklęcie - przerwał mu Serafin, po czym wyrecytował zbitkę dziwnych sylab. Chciał spojrzeć w pysk czerwono-złotego smoka, ale jego wzrok ciągle uciekał w przeciwną stronę, przyprawiając chłopaka o ból głowy. Czar maskujący działał zbyt dobrze. - Pamiętam.
- Musisz wcześniej przesunąć palcami po runach, aby zaklęcie zadziałało - wycedził Fratris. Chłopak nagle bardzo ucieszył się, że nie musi jednak patrzeć w oczy rozmówcy. Najpewniej byłaby to wtedy ostatnia rzecz, jaką w życiu zobaczył. Szybko przytaknął i pobiegł za oddalającymi się towarzyszami, zanim Zaklinacz Magii zdążył powiedzieć coś jeszcze. Usłyszał za swoimi plecami pełne irytacji warknięcie, zgrzyt szponów odbijających się od kamienia i łopot skrzydeł. Wiedząc, że oglądanie się za siebie nie ma sensu, szybko dogonił swoich wojowników.
Trzy Mikrusy Irytujące pomogły zapalić pochodnię ludzkim sojusznikom i poprowadziły ich w sieć ciemnych jaskiń. Tupot butów i łopot skrzydeł odbijały się od ścian. Krople wody rytmicznie spadały z ostrych stalaktytów. Kilkanaście nietoperzy zapiszczało z niezadowoleniem, kiedy blask ognia wybudził je ze snu, ale na widok trzech niewielkich smoków natychmiast uciekły w głąb góry. Serafin zauważył, jak jeden z żółtych przewodników oblizuje drobne ząbki i spogląda za skrzydlatymi ssakami z zawodem.
Gadzi przewodnicy pewnie prowadzili przez sieć jaskiń, narzucając szybkie tempo. Ludzie dotrzymywali im kroku, ale i tak większość z nich raz po raz oglądała się za siebie, by jeszcze raz zobaczyć świat w świetle księżyca i gwiazd, nawet jeśli wejście do groty już dawno zniknęło za nimi. Część z nich cicho poruszała ustami, modląc się do Stwórcy o pomoc w nadchodzącej bitwie. Serafin szedł na samym końcu, poganiając maruderów. Zastanawiał się, czego powinien nauczyć Nastię na kolejnym treningu, starając się odwrócić myśli od czekającego na nich starcia.
W życiu brał udział w tak wielu bitwach, że nie potrafił ich zliczyć. Walka była jego żywiołem, zawsze wiedział, gdzie zadać cios, kiedy zrobić unik. Już sam fakt, że przeżył do tej chwili, stanowił najlepszy dowód.
Jednak nadchodzące starcie było inne. Nie walczyli na swoim terenie, tylko w domu smoków. One znały każdy kamień w swojej dolinie, podczas gdy ludzie nie potrafili rozróżnić dwóch gór. Mieli jak zwykle zabijać smoki, ale tym razem musieli polegać na gadzich sojusznikach.
CZYTASZ
Jak zgładzić smoka
FantasyKontynuacja książki pt. "Jak zabić smoka". Po szalonej misji w towarzystwie Aestasa, życie Serafina wywróciło się do góry nogami. Jego dom przestał istnieć, a rodzina odeszła. Tymczasem On, Czarny Koszmar, przywódca wszystkich smoków, rośnie w si...