Rozdział 6 - Ciemności

302 48 22
                                    

Fratris prowadził grupę w cieniu wysokich ścian wąwozu. Co chwila zerkał za siebie, by upewnić się, czy nikt się nie zgubił lub czy słudzy Jego nie ruszyli już w pościg. Spoglądał też na Aestasa, jakby chciał pośpieszyć go do szybszego lotu, jednak Szary Koszmar z coraz większym trudem uderzał skrzydłami. Dwa tygodnie szaleńczej podróży bez jedzenia i picia mogły wyczerpać nawet Chciwca Niezniszczalnego.

Wreszcie czerwono-złoty smok zanurkował w dół kanionu i zniknął w kanciastym wejściu do kolejnej pieczary. Aestas podążył w jego ślady, a za nim poleciały pozostałe cztery gady. Serafin chwycił mocniej oplatające go pazury, gdy wlecieli do groty. Stanowczo wolał podróżować pod gołym niebem, gdzie wędrówka słońca nad jego głową pozwalała mu określić zarówno godzinę, jak i kierunek, w którym podążali. W ciemnych jaskiniach szybko tracił orientację, czas mijał nieubłaganie wolno i nie mógł się pozbyć wrażenia, że rozpędzone smoki zaraz uderzą w jakiś stalagnat lub kamienną ścianę.

Szybko oddalili się od wyjścia z pieczary, a także jedynego źródła światła, jednak ciemności zdawały się nie przeszkadzać smokom. Dalej leciały przed siebie, nie zwalniając ani na moment. Odgłos uderzających w powietrze skrzydeł odbijał się od ścian, sprawiając wrażenie, że leci tędy jeszcze większa grupa gadów.

Serafin poczuł, jak Aestas skręca, a następnie nurkuje w dół. Z nieprzyjemnym zgrzytem  zahaczył rogiem o skalny sufit.

- Tu jest ciaśniej - zauważył lecący z tyłu Kolczogon. - Musimy zwolnić.

Fratris warknął niezadowolony, ale chłopak poczuł, jak Aestas zwalnia. Wielokrotnie skręcali, nurkowali lub wzlatywali wyżej. Wreszcie pazury Zaklinacza Magii zazgrzytały o kamień, gdy ten stanął na ziemi. Chciwiec wylądował obok niego i postawił Serafina na skalnym podłożu. Za nimi pozostałe smoki siadały na dnie jaskini.

Nagle otaczające ich ciemności rozpierzchły się, gdy czerwono-złoty gad zionął ogniem na płaską skałę, uniemożliwiającą im dalszą podróż. Smokobójca zasłonił oczy dłonią i odwrócił głowę w przeciwną stronę, by nie oślepnąć. Pomarańczowe płomienie oświetliły szeregi stalaktytów i stalagmitów niewielkiej jaskini.

Nie przyjrzał się zbyt dobrze otoczeniu, bo wnętrze pieczary znów pogrążyło się w niemal całkowitym mroku. Ścianę, na którą przed chwilą zionął Fratris, pokrywały teraz rzędy dziwnych, kanciastych symboli, złożonych z prostych, topornie ciosanych linii. Jarzyły się pomarańczowym blaskiem niczym niedogaszone ognisko. Zaklinacz Magii stuknął pazurem kilka z nich, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa. Świecące znaki zniknęły, a w jaskini zapanowała cisza zakłócana jedynie kropelkami wody spadającymi ze stropu groty. W ciemnościach ich uderzenia o kamienne dno pieczary wydawały się być równie głośne jak bicie dzwonu.

Ciszę przerwało uderzanie smoczych pazurów o skalne podłoże.

Szrrr-stuk. Szrrr-stuk. Szrrr-stuk. Szrr-stuk. Szrrr...

Smocze kroki nagle się urwały, jakby gad podniósł łapę nad ziemię, ale nie odłożył jej już z powrotem. Serafin zmarszczył brwi i pomasował się po obolałej głowie, zastanawiając się, czy dobrze zinterpretował dźwięki. Niespodziewanie coś uderzyło go w bok.

- Chwyć się i idź za mną. - Głos należał do Aestasa. Serafin miał ogromną ochotę odmówić, nie chcąc polegać jedynie na tym kłamliwym gadzie. Jednak myśl, że zostanie w tych ciemnościach na zawsze, przekonała go, by chwycić krawędź skrzydła. Chciwiec ruszył powoli do przodu, prowadząc towarzysza.

Stopa chłopaka wpadła w niewielkie zagłębienie w skale. Szatyn zachwiał się niebezpiecznie i całym ciężarem ciała oparł się o skrzydło Aestasa. Smok zatrzymał się i odczekał, aż tamten odzyska równowagę i dopiero wtedy ruszył dalej.

Jak zgładzić smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz