Rozdział 17 - Ochotnik

277 40 5
                                    

Pierwsze gwiazdy błyszczały na nocnym niebie, oświetlając pogrzebowy stos i ponurych uczestników ceremonii. Dwóch mężczyzn ułożyło na stosie ciało martwej dziewczynki obok matki Serafina, młodej kobiety i mężczyzny w średnim wieku. Wokół zebrali się wszyscy byli niewolnicy odziani w otrzymane od smoków ubrania. Na skraju grupy stało kilku członków ruchu oporu. Przy prawym boku Rosei siedział Aestas, natomist Fratris po jej lewej stronie nawet nie próbował ukryć wyrazu pogardy i znudzenia na swoim pysku.

W ręce Serafina i trzech innych osób płonęły pochodnie. Kiedy dwaj mężczyźni odsunęli się od ciał, Smokobójca zbliżył się do stosu i przyłożył ogień do drewna.

- Żegnaj - szepnął bezgłośnie, kiedy pierwsze płomienie zaczęły lizać ciało jego matki. Pozwolił łzom spływać po policzkach. To był czas na żałobę. Cofnął się, by stanąć między Damianem a Edgarem. Zauważył, jak Nastia wpatruje się w płonące ciało mokrymi oczami. Kiedy jeden mężczyzna zwrócił jej uwagę, że stoi za blisko stosu, posłusznie cofnęła się o kilka kroków. Dalej miała na sobie przydużą, żółtą sukienkę, którą Serafin dał jej tego samego popołudnia przy strumieniu.

Do przodu wystąpiła córka jednego z członków Rady Starszych - niska, pomarszczona kobieta, której blond włosy przeplatały paski siwizny - najstarsza z tych, którzy przeżyli. Błękitnymi oczami spojrzała na stos i zaczęła recytować imiona, zaczynając od tych, którzy zginęli w obronie wioski. Edgar ścisnął ramiona swoich bratanków przy wspomnieniu ich ojca. Fratris ziewnął, kiedy kobieta wymieniła zmarłych w czasie podróży w góry. Zrobiła przerwę na oddech i przeszła do tych, którzy zginęli jako smoczy niewolnicy, by skończyć na zabitych w trakcie akcji ratunkowej.

- Oraz wszyscy ci, o których nie dałam rady wspomnieć. Niechaj Stwórca was prowadzi. Pamięć o was i waszych czynach nigdy nie zginie, a my czujemy dumę, że kroczyliście wśród nas. Na zawsze zostaniecie w naszych sercach - zakończyła. Zebrani opuścili głowy, by w milczeniu oddać cześć zmarłym. Wymienionych imion było dużo więcej niż oddających im cześć.

Czuwanie trwało, aż księżyc zawisł wysoko na tle gwiazd i powoli zaczął zniżać się nad górami. Nie przerywając ciszy, byli niewolnicy odeszli do swojej groty. Wtedy smoki zaczęły się przeciągać się, ziewać, czasami budząc cicho chrapiących towarzyszy, po czym poczłapały w swoją stronę. Przy płonącym stosie została jedynie najbliższa rodzina czwórki zmarłych, ale oni z czasem również skierowali się na spoczynek. Edgar ścisnął ramię Serafina i opuścił niewielką polankę, prowadząc Damiana.

- Ty też powinieneś spać - odezwał się łagodnie Aestas, stając obok towarzysza. Smokobójca wzdrygnął się, zaskoczony jakimś głosem po całej nocy milczenia. Spostrzegł, że sierp księżyca już chowa się za szczytami na zachodzie, a poza ich dwójką została już tylko jedna osoba.

- Obiecałem, że będę ich chronić. Że już nic się jej nie stanie - wyszeptał. Chciwiec delikatnie objął go swoim skrzydłem. Przez jakiś czas stali w milczeniu, wpatrując się w płonący stos.

- To nie była twoja wina. Nie mogłeś nic zrobić - zauważył smok. Chłopak gwałtownie odwrócił się w jego stronę.

- Mogłem! Mogłem kazać jej lecieć na początku! Wcześniej! - krzyknął. - Nie zrobiłem tego! A kiedy najbardziej mnie potrzebowała, nie mogłem jej pomóc! Mogłem... mogłem jedynie patrzeć jak umiera - wyłkał ostanie zdanie. Aestas objął go mocniej skrzydłem i pozwolił mu oprzeć się o swoją białą łapę.

- I co teraz? - zapytał Chciwiec, kiedy Smokobójca nie był już w stanie dłużej płakać.

- Co teraz? - powtórzył ze zdziwieniem chłopak. Zachwiał się, kiedy Biały Koszmar nagle odsunął się od niego i badawczo spojrzał na towarzysza.

Jak zgładzić smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz